piątek, 3 stycznia 2014

lecim...


z Nowym. Życzenia były, choć nie wszystkie. Miałam zadzwonić do mojej jedynej siostry ciotecznej i mi nie wyszło. Ale ona tez nie zadzwoniła. Zadzwonił natomiast żona najmłodszego kuzyna mojej Mamy, ze strony Dziadka Jakuba. W życiu nie widziałyśmy się na oczy. Miałyśmy się spotkać w mieście szkła i ciasteczek, podczas ostatniego Festiwalu Zespołów Polonijnych. Przyjechała z drugiego końca Polski, bo występowała jej amerykańska wnuczka. A mnie się popierniczyły daty z dniami tygodnia. No i jedyną szansę spotkania diabli wzięli, bo nie ma opcji, żebym na ten drugi koniec Polski się kiedykolwiek wybrała. Tym bardziej byłam przemile zaskoczona pamięcią. W rezultacie to ja do niej oddzwaniałam, bo akurat duszpasterz był ante portas. Jak zwykle zdawkowo się odbyło, zapalił papieroska na deser i pognał dalej.
No i wymieniam mejle z moją przyjaciółką, pisarką wędrowną, która osiadła w nadmorskim miasteczku, gdzie ma wszystko, co jej potrzeba, włącznie z trawniczkiem dla psów i barem mlecznym. Ma tam jeszcze parę istotniejszych elementów, których nie miała w poprzedniej nadmorskiej wsi. I paru nie ma - np. dzików ryjących i srających pod balkonem. Wciąż jestem pełna podziwu dla niej. Jak sobie radzi z życiem, chorobą swoją, opieką nad niepełnosprawnym bratem. I jaką prezentuje, mimo wszystko pogodę ducha. I w dodatku napisała dwie książki, z czego jedna, niestety wciąż jest w szufladzie, bo nie może znaleźć wydawcy.
(Tutaj będzie mała reklama: Ta wydana książka nosi tytuł "Blondie$". Jak byście gdzieś się natknęły, to poczytajcie, czyta się na prawdę świetnie: trochę realiów z czasów peerelowskich, z życia artystów śpiewających, do kotleta i nie tylko, europejskie i egzotyczne podróże w poszukiwaniu $, z tego śpiewania właśnie. I co z tych podróży wynikło. A wynikło niespodziewane i ciekawe. Zachęcam. Druga część jest równie ciekawa, już we współczesnych realiach osadzona, głównie w kraju czekolady, czyli Belgii. Ale niestety, na razie nie do poczytania. Żałujcie póki co, ja już to czytałam. A reszta - dopiero jak się ktoś odważy wydać. Niestety - komercja. Trzeba być znanym i czytanym, albo mieć ciotkę za diabłem. Gratuluję w tym miejscu Agacie wydania nowego tomiku)
A ja tu sobie siedzę jak kura na grzędzie i ciągle dumam, za co by się tu... I sam asobie podcinam skrzydła, bo jakoś nie mogę. Z drugiej strony - wiadomo, że z gówna bicza nie ukręcisz, A portfel cieniuteńki.
Na razie zadziałaliśmy z Dzieckiem twórczo i w Sylwestra opierniczyliśmy, przy pomocy wałka, jego srebrną strzałę na pojazd ufoludków, czyli w ukochanym Dziecka kolorze - zielonym. Nasze działania wywołały takie zainteresowanie, że sąsiad od domowej naprawy aut zwolnił aż, wracając z pracy, by się lepiej przyjrzeć. Może zaproponujemy mu współpracę...
A strzała wygląda teraz tak:

Tu ma jeszcze niezdjęte taśmy, na elementach, które miały zostać niezamalowane. Po ich zdjęciu, było o wiele lepiej. Na razie jeszcze schnie, bo jednak temperatura nieco za niska na malowanie. Po czasie Dziecko stwierdziło, że powinno było nabyć wojskowe nitro. Ale i tak nie jest źle.

Dodam, dla zaskoczonych naszą beztroską twórczością, że pojazd ten Dziecko nabyło po cenie szrotowej. Czyli z założenia jest złomem, tyle, że jeżdżącym, póki co. I z założenia ma wyglądać jak złom. Pewnie na przekór tym wszystkim, którzy dążą do tego, żeby auto WYGLĄDAŁO dużo lepiej niż funkcjonowało. Co powoduje, że szpachluje się rdzę i lakieruje za ciężkie złotówki, byle tylko wyglądało. A wyglądać to ma dziewczyna, jak idzie na pierwszą randkę. Auto ma jeździć.

I wszystko byłoby cacy, gdyby nie to co się dzieje z moim Dzieckiem P. Z tego powodu, jestem w kropce tak wielkiej, jak Słońce w teleskopie Hubbla. I nie wiem co mam czynić. Nie wiem i sama muszę wymyślić. Wiem tylko, że niestety nie mam na kogo liczyć. Z wyjątkiem wsparcia duchowego i rozsądnych podpowiedzi, które akurat mam(Pisarko, dzięki!). Ale nie dotyczą one wszystkich szczegółów mojego ustawienia się do rzeczywistości.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..