Ostatnie dni mijają pod znakiem zoo. Niestety, Stefan nadal chory i bardzo kiepski. Pierwsze działania, po konsultacjach z wetem przyniosły efekt taki, że koziołka odkorkowało. I nawet zaczął przejawiać zainteresowanie słomą i sianem. Ale na moment tylko, bo się pogorszyło. Więc nadal konsultacje z wetem. Niestety, tylko konsultacje, bo osobiście nie był. Wysłał jedynie Mateuszka uśmiechniętego, dla którego zapewne wejście do obórki było ciężką traumą. Ale leki, podyktowane przez szefa zaaplikował. Zostawił antybiotyk w zastrzykach na tydzień. Wczoraj był po trzech dawkach i słaby bardzo. Nie je i co gorsza - nie pije. Więc wlewam w niego wielką strzykawą. Lepsza ta strzykawa niż flacha, bo nie muszę się obawiać, że źle wetknę i mi zębem szkło gryźnie. Zakupiłam zioła i leję te zioła, plus glukoza i elektrolity. Wczoraj był taki słaby, że dziś szłam tam z samego rana z obawą, co zastanę. Ale na dzień dobry wstał. Wlałam w niego te pół litra. Biedak, już patrzeć na mnie nie może - jak widzi coś w moich rękach, to usiłuje schować się pod żłób, a przynajmniej głowę. Mateuszek ostrzegał, że po tym antybiotyku poprawy natychmiastowej oczekiwać nie należy. Dodatkowo jego szef różne wizje negatywne roztaczał. Ale zobaczymy. Obiecał, że w poniedziałek sam się zjawi. Do poniedziałku czeka mnie dalsze latanie z pojeniem, coby się nie odwodnił biedaczysko.
Ja sama trochę się zebrałam. Po ostatnich incydentach gastrycznych zaczęłam nieco korzystać z tej kasy, którą w chamski, bezczelny sposób wykradają z mojej emerytury w kwocie takiej, że pozwoliłaby mi na dwie prywatne wizyty u specjalisty każdego miesiąca w roku. (A w ub. roku byłam tylko dwa razy u lekarza POD , w tym raz po skierowanie, a drugi raz po ludzki lek recepturowy, który był mi dla zwierza potrzebny.I jeden raz u okulisty, czego natychmiast pożałowałam). Skierowanie dostałam na USG, badania krwi natomiast zrobiłam za żywą gotówkę. Nie wszystkie oczywiście, ale to co się nasuwało po objawach. Wyniki mi wyszły jak u poborowego z kategorią A. W związku z czym pojawiła się zagwozdka - ki diabeł. I podejrzenie, że przyczyna może być prywatne dzikie zoo wewnętrzne. Rzadko kto o tym wspomina, bo posiadanie wewnętrznego zoo to coś wstydliwego, jak choroba weneryczna conajmniej. Tymczasem penetrowanie zasobów sieci uświadomiło mi, że 90% ludzkości posiada własne zoo. (Żeby je posiadać, wcale nie trzeba mieć zwykłego zoo w domu i zagrodzie. Będąc przeciętnym mieszczuchem, brzydzącym się zwierzętami, myjącym przykładnie łapki i tak mamy szansę na spore łyknięcie, na przykład z tumanem kurzu, który wiaterek podniesie z gleby i rzuci nam w twarz.)
Oraz, że tradycyjne, podstawowe badania pod kątem są miarodajne w 5-20%. No, to sobie należy odpuścić. I zdać się na metody mniej konwencjonalne.
Te metody bywają przez niektórych skwitowane hasłem : "Czujesz coś? - Tak, jak mnie robią w konia, za moje pieniądze." Ale ja, osobiście, mam pewne pozytywne doświadczenia.
Mianowicie, korzystając z bioenergoterapii przy pomocy aparatu z mosiężnymi kulkami w dłoniach, rzuciłam palenie natychmiast, nieodwracalnie, bezstresowo i bezboleśnie. Po prostu, po wyjściu z gabinetu papierosy mnie nie dotyczyły, nie interesowały i brak nikotyny i smoły wprowadzanej do organizmu nie był zauważalny. Mogłam nosić papierosy w torebce (bo kupowałam dla Brata) i nie musiałam tłuc się po łapach, żeby nie otworzyć paczki.
Więc pojechałam do wojewódzkiej metropolii na testy aparatem Mora.Testowanie połączone z wstępnym wytłukiwaniem. Dodatkowo miła pani udzieliła kilku wskazówek dotyczących diety, zresztą, skądinąd znanych, ale lekceważonych (Np. te 2 litry wody dziennie, letniej i z jakimś nieznacznym wsadem. Nie z PETa, tylko własnej) Oraz zaleciła zioła wspomagająco. Nic mi przy tym nie usiłowała sprzedać, bo nawet te zioła miała tylko w celach poglądowych.
Sobotnia wizyta w aptece, w celu zakupienia ziół dla Stefana utwierdziła mnie w przekonaniu, że niestety, muszę zdać się na internet, ponieważ apteki ziołami nie handlują. Owszem, coś tam mają, w ograniczonym bardzo zakresie, w postaci ekspresówek, co jest rozwiązaniem cienkim, bo picie wywaru z papieru nie bardzo mi odpowiada. Sprzedawanie ziół jest zapewne interesem bardzo mało intratnym. Lepiej się wychodzi na tych wszystkich debilnych suplementach, które są reklamowane na prawo i lewo: na stres, na zgagę, na wzdęcie, na prostatę, na suchość tu i ówdzie. A nikt nie mówi, że na zgagę i wzdęcie najlepiej żreć ostrożnie i zdrowo, a na prostatę najlepszy chirurg w odpowiednio wczesnym momencie, bo potem już ani łaska boska nie pomoże.
Apteki w mojej mieścinie rosną, jak grzyby po deszczu. Podobnie jak zakłady optyczne (czyli te od okularów) W obrębie rynku tylko naliczyłam aptek 6 a zakładów optycznych 5. W jednym z tych ostatnich pani się mocno zniechęciła do kontaktu ze mną, jak powiedziałam, że chcę nowe szkła w stare oprawki. Obecnie, wobec cen szkieł okularowych, refundacja z NFZ jest śmieszna i na tyle wymagająca zachodu, że prawie nikt z niej nie korzysta (max 35 zł do okularów i konieczność potwierdzenia recepty w siedzibie NFZ - więc jak pojadę do Rz. żeby złożyć, to mi z tych 35 zostanie w najlepszym wypadku 20). A okulary nosi mnóstwo ludzi, bo szkła są przepisywane już od połówek. O szklanych szkłach już dawno zapomniano, a plastiki są jakie są . Najczęściej denne, żeby istniał ruch w interesie. Który będę musiała niebawem najbliższym wspomóc. Niestety.
PS. Gdyby kogoś zainteresował temat zoologiczny, to właściwie wszystko sobie można zguglać, wybierając z tej masy informacji te, które są jakimś autorytetem podparte. Farmakologiczne ograniczanie zoo jest trudne, ponieważ piguły istnieją aktualnie na receptę, a doktory te recepty wypisują niechętnie (chociaż podobno wolą zdrowych pacjentów). A jeżeli chodzi o zielsko, to dla mnie autorytetem w tej dziedzinie jest imć @Różański@. I opublikował on mądry artykuł na TEMAT
W ramach ciekawostki: Olejek z oregano prześladował mnie od dłuższego już czasu. Po piętach mi deptał dosłownie. Nawet nastąpił moment, że zaczęłam grzebać po internetowych aptekach w celu nabycia, w czym mi akurat coś zewnętrznego przeszkodziło. A miła pani o d elektromagnetycznego fiku miku, zaleciła mi w piątek ten olejek....
Dzien dobry :)
OdpowiedzUsuńJa poczytuje z zainteresowaniem od dawna, ale sie nie odzywam... Juz nawet nie pamietam jak tu trafilam ;)
Chcialam tylko napisac, ze w aptekach mozna dostac ziola, i to nawet jakis wybor, jesli zamawia sie przez doz.pl . Pod warunkiem, ze ktoras z aptek w danej miejscowosci jest podlaczona pod doz (mozna sprawdzic na ich stronie), wtedy sprowadzaja i przesylka jest za darmo. Zaplata przy odbiorze, odbior 2-3 dni po zamowieniu. Wygodne, zwlaszcza teraz kiedy jeszcze malo co rosnie/kwitnie i nie ma czego zbierac (np wrotyczu).
Pozdrawiam, mam nadzieje ze informacja sie przyda.