Telewizja kłamie. Internet też.
Dziennikarstwo leży i kwiczy, Kapuściński przewraca się w grobie. Co raz trudniej o fakty, natomiast mamy komentarze do faktów. Na co moja rogata dusza wierzga i wyje, bo nie znosi, jak mi ktoś narzuca pogląd na dany temat. Sory, ale prawo do mania poglądów to jedna z niewielu wolności, które nam pozostały. Niekoniecznie musimy je głosić, bo to kwestia tzw. cywilnej odwagi, ale mamy przynajmniej prawo je mieć. Na własny choćby użytek.
Osobiście telewizornie olewam. W przeciwieństwie do Starszego, który całe dnie spędza na oglądaniu dwóch, jedynie słusznych. Wczoraj się zachwycał sukcesem ostatniej wizyty PAD.
Ale przy okazji znalazł jakieś info o programie "Czyste powietrze". Więc, żeby nie było, że mam w nosie polazłam w onety poszukać. Program okazuje się być taki se, znowu raczej dla bogatych, bo przyjęte kryteria dochodowe są absurdalne.
Przy okazji poszukiwań oczywiście narzuciły mnie się na oczy fotki PAD podpisującego owe wspaniałe umowy. No, sory, ale nawet jak podpisujesz umowę kredytową na parę złotych w podrzędnym banku prowincjonalnym to każą ci siadać, a nie podkładają świstka na rogu biurka. Oraz obyczaje - gospodarz siedzi, gość stoi. No, chyba, że ten gość to kurier, który właśnie nam przesyłkę doniósł. Oraz achy i ochy nad wystrojem zewnętrznym Lejdi PAD, która niestety, jest ubrana zupełnie niestosownie, bo spodnie nie należą do wystroju formalnego damskiego na takim szczeblu. Jak zaczęłam grzebać, to się wydało, że na przyjemność posiadania kolejnych obcych wojsk na naszej ziemi wydamy 2 mld dol (a podobno PAD obiecał więcej) Już się cieszę. Zachwyt mój nie zna granic. Cóż to są te 2 mld zielonych w porównaniu z tym, że bezpieczeństwo jest bezcenne. Za to bezpieczeństwo oddamy im kawałek ziemi z infrastrukturą, który przestanie być nasz, stanie się fragmentem terytorium wuja Sama.
Cholera, a tak się pilnowałam, żeby nie było o polityce. A tu ze mnie wylazło. Po tym jaki entuzjazm zaprezentował mój Starszy śmiem sądzić, że wielu wielbicieli jedynie słusznych mediów jest w zachwycie. Może by prawo jazdy i prawo do głosowania ograniczyć nie tylko od dołu ale też od góry?
W czasach gdy jeszcze pracowałam zdarzało się, że polecałam uczniom wyszukać informacje na jakiś temat w internecie. I często byłam w szoku, jakie bzdury mi przynosili. Dziś sama trafiłam na takiego bzdeta: Architektura zawsze była moim hobby. Kiedyś bardziej niż teraz, bo wybierałam się studiować architekturę, z czego oczywiście nic nie wyszło.Ulubionym przeze mnie, do zachwytu niebiańskiego, stylem jest gotyk. Potem dłuuugo dłuugo nic, a potem secesja, ale raczej zdobniczo, niż architektonicznie. Jak gdzieś trafiam na coś o starych budowlach, to oczywiście oglądam i czytam. Dziś trafiłam na artykuł o drogich willach w ruinie. Jedna z nich znajdowała się w Szkocji. Dowiedziałam się, że jest to jedyna zachowana budowla w stylu gotyckim powstała w 17 wieku a przebudowana w 19. W jednym krótkim zdaniu 2 nieprawdy: Obiektów gotyckich świetnie zachowanych Szkocja ma zatrzęsienie. Budowle powstałe w 17 nie są gotyckie. O czym przeciętnie uważny uczeń podstawówki wie.
I tu powstaje problem etyczny. To nie jest problem niedouctwa, niskiego poziomu wykształcenia tzw dziennikarzy, to jest problem etyczny. Wynika z czegoś bardzo szerokiego, co jest podstawą wszelkich kontaktów międzyludzkich, zarówno tych w realu, wirtualu, w mowie, geście, czy na piśmie. Ta podstawa jest szacunek do samego siebie. Nie zachwyt nad własnym ego, bo jest on tego zaprzeczeniem, lecz właśnie szacunek. Ten szacunek dla samego siebie nie pozwala robić z siebie błazna. Każe m.in. każdą przekazywaną informację kilkakrotnie sprawdzić, zanim się ją przekaże publicznie. W kontaktach z uczniami posługiwałam się nie tylko wiedzą merytoryczna z mojego przedmiotu. Często, przy okazji, schodziło się na tematy poboczne. Pod ziemię bym się zapadła, gdyby jakiś uczeń udowodnił mi, że opowiadam bzdury (a zdarzali się, zdarzali, co bardzo cieszyło, uczniowie dociekliwi)
Szacunek do samego siebie generuje szacunek do bliźniego: czytelnika, interlokutora, gościa. Zdarzało mi się spotykać tzw. "prostych" ludzi, którzy emanowali wrodzona kulturą. Sądzę, że jej podstawą był ten właśnie szacunek.
Kiedyś grzebałam z głupa po fb. Natrafiłam na profil pewnego dzieciaka, znanego mi z rodziców, wujków i dziadków. Dzieciak(jakieś 11-12 lat) miał wypisane motto " Miej wyj..bane, a będzie ci dane". Szczęka mi haratła o podglebie. Oraz zrobiło mi się jakoś przykro i smutno. Tym bardziej, że ci rodzice, a wcześniej dziadkowie to ludzie ciężko pracujący i dążący do rozwoju własnej działalności (np. działalność farmy mlecznej wzbogacili o produkcję wspaniałych serów zagrodowych, podpuszczkowych i dojrzewających, a nie jest takim hop siup przez nogę, aby te sery się udawały)
Niestety, to motto zdaje się cieszyć popularnością. Ciągle mamy do czynienia z tym, że robi się byle jak, po łebkach, na odpieprz się, byle zbyć. Efekty przeróżne i w różnych miejscach widoczne.
Wczoraj musieliśmy się udać do miasteczka. Komunikacja z miasteczkiem jest nieco utrudniona, bo budują łącznik autostradowy i w ciągu dawnej E4 powstaje rondo więc jedna jezdnia jest wyłączona. Wracając napotkaliśmy jakieś zakorkowanie na tej zwężonej jezdni. Zakorkowanie generowała kolumna pojazdów z kosiarkami na wysięgnikach do koszenia poboczy i rowów. KOLUMNA! Było ich conajmniej 6, jadących jeden za drugim. Spotkałam się z tym, że kosiarki wyjeżdżają w pole "tyralierą", ale żeby rzędem? To co? Jedna kosi, druga dokasza, trzecia bierze rów, czwarta po niej ten rów dokasza, a pozostałe to straż przednia i tylna? Czy też może firma "Bia..wąs" nie wyjeździła swoim sprzętem do koszenia tylu godzin, ile miała w umowie z dyrekcją dróg i wypuściła go stadem pod koniec sezonu na koszenie hołdując hasłu "miej wy..bane..."
Tyle, że cały wszechświat funkcjonuje na zasadzie naczyń połączonych. I makro i mokro. Jak komuś przybędzie to komuś ubędzie. I fakt, że ktoś ma wy..bane zawsze w kogoś innego wceluje.
A poza tym jest cudnie. No, prawie. Przynajmniej w atmosferze atmosferycznej, bo niebo niebiańskie i słoneczko operuje i dogrzewa. Jabłka spadają z drzew gradem, orzechy tudzież. Rezydentka poleguje na onko w oczekiwaniu na kolejną dawkę chemii i te orzechy lecące gradem sen jej z oczu spędzają. Już się wczoraj dopytywała o stan zbiorów, na co Starszy jej zaproponował, że ją pod to drzewo przywiezie w celu dokonania. Dziwna obsesja i mus, że co spadło, to musi być podniesione koniecznie, nawet jakby potem z tego korzyści żadnej być nie miało. Mi skłony i wyprosty bardzo nie służą, więc nie wiem, jak to będzie ze zbiorami pod orzechem. Nie widzę sensu wiekszego, gdyż potrzeby własne są niewielkie, a wobec obfitości ceny skupu wydłubanych ziarenek będą żałosne.
to nie tylko ja mam wku...nie jak chłop tvp włącza i jeszcze ''dziennik telewizyjny-tyle ,ze mój to robi tylko w weekendy,bo resztę tygodnia w stolicy pracuje
OdpowiedzUsuńU mnie nie ma telewizora. Starszy ogląda tiwi w internecie. Plus jest ten, że robi to u siebie w pokoju. Ostatnio siedzi w słuchawkach, jak zaczęłam huki robić w temacie du-du-du dochodzącego od niego w trakcie słuchania tych spiczy przeróżnych. Telwizor był dawno-dawno, jeszcze w czasach, gdy zdarzało się jakieś wartościowe filmy pooglądać. Ale... Starszy zasiadł o 18tej na teleekspres, czy jak mu tam było, a potem przełączał na kolejne wiadomości. I tak da capo. Dostepu do żadnego filmu nie było. Więc jak się telepudło spsuło, złapałam i wyniosłam na strych, zapowiedziawszy, że ponieważ dostępu nie mam, więc współuczestniczyć w kosztach nowego nie zamierzam. Dźwięki zostały opanowane, gorszy ten mąt, który się robi w głowie od bezkrytycznego słuchania na okrągło jedynie słusznych informacji. Ale, gdybym miała chłopa tylko na łykend, to telepudło dostałoby eksmisję tym bardziej...
Usuńostatnio wnusia 2letnia skutecznie mu ogranicza oglądanie tvp,woła baja,baja i tv przechodzi na tryb internetowy i razem jakieś animowane oglądają,a często mała zwija dziadkowi pilota i próbuje dziadka za drzwi wyeksmitować,żeby głupot nie oglądał
Usuń