sobota, 31 sierpnia 2013

czasubrak

Albo ja jestem "rozprężona", albo Ziemia zapiernicza szybciej, bo brak czasu - nie ogarniam wszystkiego.
No, a trochę mam do ogarnięcia, bo moi panowie nie czuja potrzeby wewnętrznej uczestniczenia. Nawet po sobie: po posiłku gębę utrzeć, a talerze same do zlewu sie wstawia i w dodatku umyją. łazienka to masakra. Wczoraj powiesiłam kartkę. Czytali obaj po kolei i komentarz był tylko odnośnie gramatyki, że funduszy, a nie funduszów.Chyba trochę odpuszczę i panowie swoje nory będą sprzątali sami. Pozostałą pozostałość jest i tak dostatecznie wielka, jak na jedną osobę.

Przez ostatnie dni składałam się jak scyzoryk i wszystko co robiłam to na zasadzie, że musi być zrobione. Wczoraj w dodatku byliśmy w mieście, bo sprawy w Gminie i zakupy do zrobienia. Już samo parkowanie w tym grajdole to porażka. Nie dość, że permanentnie brak miejsc parkingowych, to jeszcze ludzie parkują jak idioci, nie licząc się z pozostałymi uczestnikami ruchu. Pod Gminą jakaś dzieweczka zaparkowała u samych wrót, coby sobie obcasików nie zedrzeć za bardzo. Ale tak, że zastawiła 2 samochody stojące regularnie na parkingu, a zad wystawał jej na jezdnię. Samochód osobowy przejechał, ale dostawczak miał problemy. I właśnie taki dostawczak się ślimaczył za naszym tyłkiem, jak mieliśmy odjeżdżać. Jak już się prześlimaczył i Starszy zaczął dawać do tyłu, to centralnie za plecami zatrzymał się nam kurier z GLS-u, postawił auto i poszedł w dal. Nie zdzierżyłam i otwarłam mordę w przestrzeń. Następnie, na zupełnie pustym parkingu pod sklepem z farbami (musze pomalować drzwi, te przeniesione) zaparkował nam 20cm przed maską wielki merol. Tym razem Starszy nie wytrzymał, wysiadł i schromolił chłopczyka publicznym słowem. Zobaczyłam w tej akcji Dziecko. I nasunęły mi się przemyślenia, wór cały przemyśleń na temat "Niedaleko pada jabłko od jabłoni". Jak znajdę czas, to napiszę, co wymyśliłam.
Zakupy wyszły nie do końca, bo zostawiłam kartę w kieszeni żakietu i oparliśmy się na skromnych zasobach Starszego. Nie lubię robić zakupów, jeżeli każda rzecz wkładana do koszyka jest szacowana pod kątem "po co to". Nosz qrde, niepotrzebnych rzeczy nie kupuję. Nie kupuję też wielu, rzekomo potrzebnych.
Nie kupuję: proszku do szorowania, płynów do łazienki, płynu do płukania tkanin, płynu do podłóg. Z całej tej kuchenno -łazienkowej chemii kupuje tylko płyn do naczyń i żel do klopa, bo nie dzierżę bajzlu, jaki w tym temacie robią chłopy. I leje im żywym chlorem. Może dotrze. Resztę załatwia kwasek cytrynowy, rozpuszczony w  wodzie i zmieszany z odrobineczka płynu do naczyń. Robi robotę, jak najdroższe płyny do łazienki. Myje tym umywalkę, wannę, kafelki, kuchenkę, zlew, baterie itp. Garnkom daje radę płyn i zmywak, a jak się zdarzy jakaś katastrofa , to wraca do łask harcerska metoda - piasek lub popiół, w zależności od gara i stopnia przyfajczenia.
Wróciłam zmęczona jak po buraczanych wykopkach i duuzo zaplanwanych działań pozostało w planach nadal, tyle,że w aneksie.

Mija właśnie na dniach 25 lat istnienia naszej rodzinki. Na tę okoliczność Cioteczka (siostra starsza Starszego) spiekła tort. I podała go wczoraj "Somsiadem", z czego wnioskuję, że nie przybędzie. Podała razem worek cukierasów różniastych. Panowie wytrząchli z wora i zasiadłszy - konsumowali. Po czym wytrząchnięte zostało na stole. Ja, w oczekiwaniu na "kuriera" z tortem popełniłam pasztet drobiowy. Kości zostało co nieco, nie chciało mi się juz o nocnej porze ich utylizować, więc dałam do kubełka na śmiecie.
Rano zastałam moją Niunię leżącą w pokoju na dywanie z wielkim indyczym gnatem ze skrzydła. Już główki stawów były poobgryzane, Niuni mordka utytłana cała. Odebrałam, bo staremu (?) psu kości nie służą.
Oprócz tego, zastałam papierki (2?) z czekoladowych cukierów wymemlane, w kuchni na ławce.
Zdarza się, że pod nieobecność - nieuwagę coś zostanie wyżarte. NP. wafelki w czekoladzie znajdujące się na kuchennej ladzie w ilości pół opakowania. I dziwię się jak to się dzieje, że przy tych akcjach kradzieżowych suki się nie zagryzają. Gdyby jakieś jedzenie spadło na podłogę między nie, to kły poszłyby w ruch. A tu Niunia wypenetrowała ze śmietnika gnata i czarna zaakceptowała własność. Potem Niunia gnata opierniczała, a Czarna nawet nie zbliżała się do niej. Ciekawe. Która z nich właściwie rządzi w tym psim "stadku"?
Pierwsze Dziecko jedzie z perypetiami, będzie na południe w mieścinie i trzeba pojechać po nie, bo jedzie teelką. Inne połączenia zlazły z szyn i realizowane są autobusami. Kolej przeszłą na szosy! W NORMALNYCH krajach, gdzie ludzie od finansów potrafią liczyć, szosa schodzi na kolej. Ale przynajmniej czymś się wyróżniamy w gronie państw cywilizowanych.

No, a teraz już nadejszła pora na labora. Dobrego Dnia!

1 komentarz:

  1. Wszystkiego dobrego i wesołego z okazji rocznicy:)

    u nas szóstego 28-ma...ło matko!

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..