czwartek, 12 grudnia 2013

ciemno, czarno....

Znów mnie wymiotło z łóżka ciemna nocą. Koty poczuły pismo nosem i natychmiast zaczęły się dopraszać. Koty są wiecznie głodne. (te domowe, bo kicia Stefana je strasznie mało). W dodatku Panna Kota jest bezczelna, wyżera połowę swojej miseczki, następnie zabiera się za miskę Pana Kota włażąc mu pod nos. Pan Kot dżentelmeńsko jej ustępuje. Już dziwaczę z tymi miseczkami. Panu Kotu wstawiam na lodówkę, ale ta małpa, jak zobaczy, że on na tej lodówce coś szamie, to swoje zostawia i czym prędzej leci. Przed chwilą przylazła na kolana podziękować za śniadanko. Śmieszy mnie, jak włazi, obwąchuje mi usta i podgryza w brodę. A potem udeptuje mi podołek z pomrukiem. Ponieważ miała drugie podejście- opędzlowała własną miskę do dna i pół Kotowej, więc zamknęłam małpę w łazience, żeby i Kot mógł coś zjeść. Wczoraj zakupiłam łyskasa w granulkach. Rzuciły się oba, jakby 3 dni nie jadły. Niestety łyskas to jest jedyne koto-jadło, które wchodzi Panu Kotu.
Wczoraj u pana doktóra nasiedziałam się jak głupia, bo poślizg miał okrutny. Pan doktór piękny i młody, niewiele starszy od mojego Dziecka i zamotany, jak lato z radiem. Jak wyceniłam w aptece te recepty, których nie musiałam realizować natychmiast, to stwierdziłam do Dziecka, że się już i ze mnie skarbonka zaczyna robić. ( Skarbonka, to do tej pory był samochód dojrzały, wymagający czułej opieki, z gmyraniem we wnętrznościach i wymienianiem elementów na nowsze. Na szczęście gmyranie uskutecznia moje mądre Dziecko samo, ale elementy trzeba nabyć drogą kupna.)
O, psa czarna wstała i pakuje się na parapet opędzlować miskę Kota. Ona też wiecznie głodna, a jak zobaczy jakieś jadło to ma taki wyraz oczu, jakby jadła nie widziała od dawna. Zastanawia mnie ciągle, jak to jest: robię kromki -nie ma ich, choć jadło pachnie. Ale niech tylko kawałek ugryzę -już są obie. Przecież aż tak nie ciamkam i szczęką nie trzaskam.

Podobno Święta coraz bliżej. A ja na razie w czarnej de. Wypadałoby się brać pomału, bo potem na zakrętach nie wyrobię. A motywacja wewnętrzna mi coraz bardziej spada. Nie widzę sensu wykonywania tych wszystkich trujących potraw, tylko dlatego, że tak każe TRADYCJA. Tradycja jest to, niestety, dla mnie najbardziej bezsensowne uzasadnienie. Ja wiem, że tradycje budują historie pokoleń, wizerunek narodu i takie tam historyczne ideologiczne tralala. Ale niektóre rzeczy wyglądały inaczej 100 lat temu, a inaczej dzisiaj. Jeszcze u mojego Starszego był zwyczaj przynoszenia snopa na wigilię do izby. Potem się dzieciska w tym tłumiły, a na koniec spały na tej rozwalonej słomie. A jak nastały parkiety, dywany i prasy do słomy, to snopa w izbie zaniechano. Tudzież rzucania kutią do powały. Jak się w drewnianej chałupie bieliło wapnem i prośnianym pędzlem dwa razy do roku, to niechby tam rzucali. A teraz malowanie odbywa się raz na parę lat, to co, wdrapywać się i tę kutię z sufitu zmywać? Więc nikt nie rzuca już od dawna.
Podobnież żołądkowe wrzody i inne takie dawniej nie występowały. Dziadek w leciech opierniczał kapuchę dzień w dzień i miał się dobrze. (Jeszcze nawet mój teść, dziewięćdziesięcioletni, któremu tej kapuchy skąpiłam ze względu na wiek i zdrowie, potrafił nocą wstawać, kapuchę grzać, o mało chałupy nie spaliwszy i wcinać)A teraz? Starszemu pękł wrzód akurat tuż przed ubiegłorocznymi Świętami. Ja ciężkostrawnych potraw nie jem. Ciotki obie letnie i też gastrycznie nie pierwszej możliwości. I gotuj tu kapuchy, kapuśniane pierogasy, grzybowe uszka itp. Po co, na co i dlaczego? Miałam Siostrę, w ostatnie jej w życiu święta u siebie. Z woreczkiem, jak się wtedy wydawało. Mogła skosztować tylko ryby w galarecie. Tak, że wybaczcie, ale ta tradycja mnie wqrza i tyle. Sensu nie widzę katować się zdrowotnie, bo dziadowie i pradziadowi itd... Niestety będę musiała te wszystkie "pyszności" przygotować. I w dodatku sama.

I kto tu mówi o wolności. Wolnym można być jedynie na bezludnej wyspie. I to nie do końca, bo też jest się tam niewolnikiem ograniczeń. Gogol (pewnie) rzekł, ze "Wolnym może być tylko idiota", Czasem zazdroszczę idiotom.
Tak, że jak słyszę słowo "wolność" (dotyczące oczywiście czasów obecnych, nie jakieś tam historyczne historie), to zastanawiam się czy delikwent do końca wie o czym mówi. Najśmieszniejsze wydaje mi się odwoływanie ciągłe do Hameryki, jaką to tam mają wolność. A jaka to wolność, jak np. w reprezentacyjnej dzielnicy nie wolno ci trzymać pikapa na podjeździe, only lemuzynę wolno. U nas też jakieś pierdoły takie się pojawiają. Koleżanka osiadła, po poszukiwaniach w nadmorskim miasteczku, w mieszkanku w zabudowie szeregowej. Przed każdym mieszkankiem parterowym przedogródek z paroma płytami chodnikowymi i odrobiną trawki. Ale mieszkańcom nie wolno tego przedogródka po swojemu zagospodarować, bo rada wspólnoty mieszkaniowej stwierdziła, że ma być jednakowo. Toż już w Chinach nawet od jednakowości odeszli! A że koleżanka artystka i pisarka, tym większy bunt wewnętrzny w niej narasta i eksplodować może.
Jasno się robić zaczyna i ta jasność ukazała potwornie upaćkany parapet. Czemu koty jedzą jak świnie, jadło z miski muszą wyciągać. Ta mała wariatka czasem nawet łapą sobie pomaga, a ja to potem muszę sprzątać, co by mi się Starszy nie przylepił, jak nad kaloryferem zawiśnie.

Drzwi mi się malują ospale, bo krytyki Starszego motywację mi zmniejszyły do zera. No, ale skoro oblepione i farba przygotowana to należy skończyć. Bez przekonania. Wczoraj zaczął coś marudzić o szpachlowaniu drzwi od łazienki. Kazałam samemu, jak pragnie reanimować trupa. Drzwi od łazienki bowiem dziwnie ząb czasu użarł - z wierzchu jeszcze ewentualnie ujdą, ale wewnątrz próchno. Jedynie wymiana na nowszy model w grę wchodzi. Tyle, że one też są hand -made, czyli swobodna tfórczość artystyczna domorosłego stolarza i w istniejącej futrynie żadnego gotowego skrzydła nie zawiesi. Trzeba z futryną zdemolować. Jesteśmy z Dzieckiem niejako na świeżo, po podobnej demolce dwojga drzwi zewnętrznych oraz osadzaniu na nowo. Zbyt absorbujące, by mogło stać się zajęciem ulubionym i zachęcać do częstszych powtórek.

Okienko drugie do kóz przysposobiłam. Może dziś wreszcie Dziecko weźmie się w sobie i pomoże zawiesić. Chyba, że pojedzie ze Starszym opony w jego lemuzynie wymieniać. Ale to się po południu dopiero szykuje, jak kuryjer nowe przywiezie, bo Dziecko internetem zakupiło z darmowa dostawą.

Ja też muszę internet przegrzebać, bo Dziecko pożąda spodnie bojówki. Takowych na niego nie szyją. Dżinsy jeszcze po znajomości można nabyć, bo gość zamówi odpowiednia długość. Natomiast bojówki kończą się na długości 34. Dziecku akurat po kostki. Dziecko jest wierzące. W możliwości matki. I domaga się uszycia. Szyłam była już spodnie jemu, bo na każdym etapie był problem ten sam. Tylko materiału odpowiedniego w mojej mieścinie nie nabędę. Opory mam niejakie przed nabywaniem w sieci, bo materię pomacać lubię. Ale czasem się trafi, jak ślepy kurze ziarko, jak ten sztruks, co mu na marynarkę za 9zł nabyłam i jeszcze na drugą zostało. I tym sposobem marynarka kosztowała 4,50 + krawiec 250 (HA! HA!)
No, ale to są uroki bycia ponadwymiarowym. Kołdra na zamówienie, łóżko na zamówienie, biurko tyż.
Dobrze, że stopy ma przy tym nie jak złodziej podolski i buty można mniej więcej normalnie nabyć.

8 komentarzy:

  1. mnie też ta tradycja wkurza i dlatego w tym roku strajk! po co leżakujący piernik skoro murzynek starczy, po co zgotowywanie kapuchy skoro nikt jej nie je???ew. można kulebiak ze słodką kapustą popełnić. czy ktoś doceni twoje zaharowanie? zapytaj co kto naprawdę lubi z wigilii a się zdziwisz. a tak 'zrzutkowo' to nie możnaby? żeby każdy coś zrobił i przyniósł, choćby łatwe i skromniutkie, dlaczego wszystko TY i żadnego dobrego słowa za to? wiesz, że cię buntuję systematycznie. a w SH to nie ma takich nietypowych porteczek dla maluszka?
    Jak Starszy ma taką szeroką gębę do krytykowania to niech sam poszpachluje, pomaluje. chociaż będzie miał co robić poza gadaniem. ja to chyba niezła ch.. jestem, całe życie chłopami tyram i jak nie zrobione to buzia na całą szerokość. choć i tak moja koleżanka kiedyś była lepsza - nie zrobione-lodówka pusta. szlaban na gary to się nazywało. a jak chłopu się zapiło to szlaban =tydzień. nie musze mówić, że w zagarku chodziło, bo knąbrne towarzystwo miała. a podobnej sytuacji - pierożki be, to piesek zje i jednym ruchem micha 100 pierogów wylądowała za oknem.a dalej - j.w.

    OdpowiedzUsuń
  2. aha, kotom szykuję dywanik bo taki syf robią jak żadne inne zwierzę, pieski to do glansu wyliża, a te mruczaki nie dosyć że wybredne to bałaganią. dziś się na mnie obraziły za gotowaną nogę kurzęcą, bo miała być surowa a pańcia to nie może sobie zupki nagotować tylko ma kociskom dać co chcą. wczoraj obraza była bo pańcia wątróbeczki sobie nasmażyła. w/w noga choć to może bulwersuje jest tańsza niż kocia puszka, przelicz! ale i tak są słodkie i jednak bardziej inteligentne niż psy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kobieta od pierogów cudna była/jest!
      Różnica w cenie rzuca się na oczy sama: prawie 7zet/ 80dag puszki syfnej. ok 5zet/kg kurzęcej ćwiartki. Psy tym karmię + płatki z otrębami+jabłuszko i marchewka. Przejde i na koty pewnie.

      Usuń
  3. A ja wpadłam się przywitać : ) Nareszcie Cię znalazłam :)
    Co do świąt, to u mnie nie ma kapuchy bo nikt nie je, ale karpik musi być, bo wszyscy lubimy takiego pieczonego w panierce nie z patelni tylko z piekarnika - pyszny wychodzi.
    No i piernik staropolski dojrzewający 6 tygodni tez mam :)
    A mój Henio - kotek się obraził okrutnie na mnie jak mu karmę wrzuciłam dzisiaj do michy zamiast wołowinki i wypił tylko mleczko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ambrozjo -witaj. Którędy szłaś?

      Usuń
    2. jak to u Lipińskiej było " szłam przez zboże bo we wsi moskal stał", a na poważnie to trafiłam przez blog Magdaleny " nasze życie na wsi"

      Usuń
  4. Fajne te Twoje obserwacje kocich zachowań. Moje trzy robią to samo. A Ignaś jak tylko widzi, że do kóz idę- zaraz mi towarzyszy, a szczególnie Prezesa uwielbia i w paśniku jego sypia...Prezes też go lubi, to widać. Tacy przyjaciele.
    To prawda, że nikt nie jest wolny i nie ma wolności, nawet sami sobie tą wolność zabieramy. Czasem tylko miewamy złudzenia o wolności, jak chwilowo jest jakaś malutka (bo np jesteśmy w lesie i czujemy się wolni,) ale już tam się dobijają myśli o tym co trzeba zrobić po powrocie i takie tam...I właściwie co zrobilibyśmy z tą wolnością, jakby była? Przecież te różne zobowiazania i obowiązki trzymają nas przy życiu. Czasem jest ich za wiele i wtedy się "ulewa"...
    Karpik to u nas bez panierunku, tylko w mące i na masło do piekarnika. Panierowana to rybka taka morska za sklepu może być.
    rena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karpik mi w dziecięctwie ością w gardle stanął, tak, że mnie rodzina ratować musiała.
      A wredna babcia przyjezdna i tak kazała jeść kapuścianne pierogi po wieczerzy (bo w trakcie ominione z powodu ekscesu), które, nie wiedzieć czemu z kiszonej kapusty były....

      Usuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..