niedziela, 5 stycznia 2014

Cysorz chory

Dzień już całkiem całkiem, a ja dopiero zjadłam śniadanie z moimi psami i kotami. Dopiero, chociaż wstałam o pół do siódmej, bo nikt wczoraj nie miał ochoty ruszyć tyłka po chleb. Wobec tego, pierwszą czynnością po wstaniu było, jak zwykle, nastawienie kawiarki, a drugą nastawienie mojego "kucianego" chleba. Tym razem zrobiłam bez otrąb, więc wyszedł całkiem biały, jak bułka. Psy czekały ze mną na śniadanie, więc koty też. Bo potem pchają się między psice i któraś mogłaby nie zdzierżyć.

No tak, zaczęłam pisać w sobotę rankiem, ale musiałam przerwać, bo Księżniczka u drzwi, sygnalizowała, że koniecznie, juz musi. Należało uszanować potrzebę starszej damy. A potem już poszło - druga dama, potem kozy, potem pojechaliśmy do miasteczka, odebrać zamówiony żwirek i kupic to i owo. A potem zabraliśmy się za dokończenie tego, czego od razu nie zrobiliśmy, mianowicie porządnych zamknięć do boksów Andzi i Stefana. Efekt zaniedbania był taki, że Andzia, jakimś cudem prześliznęła się pod łańcuchem i otworzyła Stefana "do środka", wyginając przy tym zawiasy.
Zajęci byliśmy tak jakoś do 15.00, po czym stwierdziłam, że Starszego nie ma na horyzoncie. Starszy na ogół wstaje ok. południa i często przesiaduje w swojej komnacie słuchając jedynie-słusznego-radyja, tak, że nic mi się na oczy nie rzuciło. Ale jak w końcu wlazłam, to zastałam Starszego obrażonego mocno, obłożonego usmarkanymi chusteczkami. Starszy niestety tak ma, że każdej jego dolegliwości towarzyszy kosmiczny foch. Dziecko, które ma tych fochów też dość, stwierdziło, że chyba obrażony jest o to, że to on chory, a nie my. Nawiasem mówiąc, mój kręgosłup kategorycznie zaczyna odmawiać współpracy, ale dla Starszego, to nie choroba. Raz, że jej nie widać, w dodatku czyjaś.
Tym razem focha olałam, zostawiłam go samemu sobie, bo katar to nie choroba. Od kilkudziesięciu lat żaden katar, a nawet temperatura, nie były zdolne położyć mnie do łóżka, bo nie było okoliczności zezwalających.
Nastawiłam jedynie kurski rosół, bo podobno na przeziębienia dobry.
A cysorz nawet słuch odzyskał, bo z tej obrazy nie chciał, bym mu zmierzyła temperaturę. Termometr piszczy bardzo cichutko i on zwykle tego piszczenia nie słyszy. Tym razem miał słyszeć. No i dobrze.

1 komentarz:

  1. Męskie przeżywanie choroby jest bardzo pokazowe, stękające, z fochami, obrażeni na cały świat, cierpiący, trzeba przy nich skakać ... przeżyjemy i to; pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..