niedziela, 4 maja 2014

Po

Świętach już, oczywiście.
Niestandardowe raczej były, bo jeszczem w Wielką Niedzielę wkrętarka i obcęgami nie pracowała.

Poszłam sobie rano do kózek, o zwykłej porze. Ale sprężałam się trochę bardziej, bo Dziecko musiało na 10-tą być na drugą turę noszenia. Msza się przeciągnęła, jak zwykle w święta, potem postałyśmy z Córunią, jak nigdy, obserwując paradę turków wokół kościoła (bo Dziecko niosło).
To jest akurat na zakręcie, z tyłu za kościołem. Widać tylko najważniejszego, poczet, potem jeszcze dwóch i orkiestra. A cała reszta jeszcze za krzakami. No, ale Dziecko tu było najważniejsze!

Potem pojechaliśmy do szwagierki najstarszej zwinąć obie na "śniadanie" (obiadową porą, jak w sferach dyplomatycznych). Chwilę nam zeszło na przekonywaniu szwagierki najstarszej, że może jednak. Przekonać się nie dała, więc się jajkiem "zadzieliliśmy", zapakowaliśmy szwagierkę najważniejszą i wrócili do domu.
Dziecko zaparkowało tak, że wysiadłszy z auta zobaczyłam wnętrze obórki a w niej czarne przemieszczające się luzem korytarzem. Poleciałam, jak stałam, w kościołowym ubiorze, wepchnąć czarne do boksu. W obórce sajgon, ściółka porozciągana po korytarzu, zlasowana z gnojówką, która sobie ścieka normalnie bez przeszkód do kratki ściekowej. Czarna - guzy pozbijane do krwi . Znaczy się ostre walki były. Wepchnęłam, zamknęłam, zaczęłam stół szykować. Ale mi spokoju nie dawało i poszłam zobaczyć co się dzieje, Córkę na warcie zostawiwszy w kuchni. Okazało się, że moje niepokoje były uzasadnione: panienkom zapał do walki wcale nie przeszedł. Kontynuowały ją przez deski przegrody między boksami. Jak weszłam jedna deska, częściowo rozłupana wzdłuż leżała u Wandy na ściółce, gwoździami do góry. Dwa pozostałe gwoździe zostały w belce z której została oderwana. Wandy łeb rozkrwawiony jeszcze bardziej, obtarta sierść pod okiem, a obie takie zgonione, że ziajały jak psy i bokami robiły.
Cóż było robić. Trzeba było złapać obcęgi, gwoździe wyciągnąć i wkrętarka przykręcić tę deskę, przynajmniej prowizorycznie. Co tez uczyniłam -przyłapałam na 2 wkręty. Panienkom przeszło trochę i deska na razie stoi.

Potem szwagierka została odwieziona przez Starszego dzieckowym autem, a my wzięliśmy palmę, jajca, oraz zwierzyniec i poszliśmy łączyć tradycję z przyjemnym i pożytecznym. Dla zachowania tradycji Dziecko (chcąc, nie chcąc p/o gospodarza) poświęciło pszeniczkę, palmę u początku zatknęło, a potem to złote jajco rozgniotło i po pszeniczce rozrzuciło, coby taka złota była jak jajkowe żółtko.

Przyjemne było to, że poszliśmy we trójkę, Córunia z nami oraz wzięliśmy z sobą Stefana.  Stefan został puszczony luzem, psice też i zaczęło się kolegowanie dwojga czarnych.
Stefan wygląda jak nieboskie stworzenie, bo podszerstek mu wyłazi na grandę, a jest jasnopopielaty. I takie kłaki ze Stefana wiszą. Wyszczotkowanie tego, to praca syzyfowa. Szczotkuję, ale efekt jaki, widać. Stefan nie ma własnej szczoty, może by się sam trochę ogarniał. Ale jest na liście..

Pożyteczne było w tym to, że psy pozałatwiały potrzeby większe i mniejsze. Księżniczka poleciała luzem precz i ciężko było ją dowołać. Nie jest zainteresowana zawieraniem bliższych znajomości z koziołami. Dziś się przez chwilę rozpędziła , ale skończyło się tym, że te dwa czarne ją przewałkowały i nie chciała już nawet być blisko Stefana. Wyraźnie się bała.

Czarne szaleją, a Księżniczka trzyma się w bezpiecznej odległości.

Czarna w pszenicy. Stefan się  pasł i ona też. I o dziwo nie było potem zwrotów!


Księżniczka jest oburzona prostackim zachowaniem tych czarnych dużych
Dzieciaki i zwierzaki.

I Córunia z liniejącym koziołem.

A w koło prawie maj. Rzepaki już się żółcą. Wiśnie kwitną jak zwariowane, zakwitła grusza -wawrzyńczówka. Rano, jak szłam z psami na spacer, to w tej gruszy i wiśniach huczało jak w ulu. I tak huczało prawie przez cały dzień.

PS. Napisałam 21.04. Coś mi wlazło w paradę i nie opublikowałam. Publikuje teraz. Z opóźnieniem. Wybaczcie.




1 komentarz:

  1. Spoko, ważne, ze wogóle opublikowałaś:) i fajne zdjęcia, dzięki za poranny prezent :)
    rena

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..