piątek, 8 sierpnia 2014

Znowu swit blady

z łóżka mnie wypierniczył. W ogóle noc była w kratkę: spana-niespana. Głównie dzięki komarom. A dodatkowo pewnie podświadomość zasadniczej atrakcji dnia dzisiejszego. Komary w międzyczasie, a nad ranem deszcz. Lunęło sobie dość ostro. I czas najwyższy, bo w polu i w ogrodzie już się pieprz z solą robił.
Komary są bezczelne. Nie działa na nie już ani ocet, ani eukaliptus. (Poprzedniej nocy się ty eukaliptusem zlałam i po południu Dziecku jeszcze śmierdziałam. Komarom chyba na węch padło.) W ub. roku miałam w oknach, tych wąskich częściach, uchylanych, lepione na rzepie siatki. Ale Pan Kot się wycwanił i zaczął te siatki łapką łapką, przez szparę uchylonego okna odklejać. No to przyklejałam z powrotem. Część podziurawił przy tym odklejaniu - dałam nowe. W tym roku stwierdziłam, że nie będę walczyć z kotem i siatkami i nie kleiłam ich wcale, z wyjątkiem pokoju Dziecka, gdzie koty nie urzędują. Myślałam o założeniu takich na ramkach. Bywają z poliwęglanu. Ale pani w punkcie, gdzie wykonują takie ramki stwierdziła, że kocie pazury z poliwęglanem sobie tez poradzą. No to odpuściłam, bo byłaby trochę zbyt kosztowna zabawka dla kotów. I tym sposobem komary maja wstęp wolny. Są jeszcze płytki trujące. Ale trują te komary nie do końca. Zauważyłam w tym roku, że wszelkie owady w d...mają różne środki na owady.
Albo te środki są coraz gorsze, albo owady się już uodporniły. Kiedyś nie stosowałam żadnych siatek, tylko na początku muszo - komarowego sezonu smarowałam dwuskładnikiem tu i ówdzie i całe lato zmiatałam muszy trup z parapetów. I wyspać się można było, bo komar też się jakoś nie pchał za bardzo.

Wstawszy tym bladym świtem odcedziłam twaróg, który wieczorem ogrzałam. Twarogowi nie robi dobrze takie długie oczekiwanie na odcedzenie. Ale ja niestety nie doczekałam do ostygnięcia. Mi z kolei chyba nie zrobiło dobrze to wstanie bladym świtem, bo odcedziłam wszystka serwatkę do zlewu. A wieczorem kombinowałam, że będzie twaróg - będzie chleb. No i może będzie, ale nie na serwatce. I też nie wiadomo, czy będzie, bo nie wiadomo, o której wrócę z dzisiejszych wojaży. Na szczęście Dziecko kupiło wczoraj jakiś gruboziarnisty graham, który można zjeść z przyjemnością, w przeciwieństwie do reszty kupnych chlebów, gdzie kromkę wypada przydepnąć, by od skórki się odgryźć. Dziecko mego chleba nie konsumuje. Zapałało natomiast miłością do chleba pod tytułem graham (oprócz tytułu z grahamem nie ma nic wspólnego) sprzedawanego w lidlu. "Bo jest lekki". Darmo tłumaczę dorosłej osobie, że im bardziej lekki, tym bardziej chemiczny. Ale.. Ty se mów, a ja zdrów. A we wnątrzu szlag mnie trafia na idiotyzm, który każe zeżreć twarożek z pudełka, gdy się ma do wyboru twarożek od kozy.
Z tym z pudełka trafiła mi się historia taka, że mi się jeden ukrył w lodówce, do tego stopnia, że udało mu się prawie miesiąc przeterminować. Wyjęłam w końcu to pudełko, zerknęłam na datę, potem na kalendarz. Ponieważ pudełko wyglądało jak nowe, otworzyłam z nadzieją, że mnie nie zabije, to co się z niego uwolni. I nie zabiło. Zawartość na węch również wyglądała jak nowa. Więc wzięłam na smak. Także różnicy nie było. No to zjadłyśmy z psami na śniadanie. Trochę chemii raz! A Dziecku gadam, że kiedyś, jak zejdzie z tego świata, to zniczy mu na grobie palić nie trzeba będzie, bo blask będzie się nad nim unosił od całego tego  skonsumowanego mendelejewa.
Dziecko jest mięsożerne. Ale ostatnio są wrzaski przy obiedzie, że nie umiem mięsa przyrządzić odpowiednio i jest ohydne. No bo jest. I dlatego, naprzyrządzawszy się go, od dawna już mięsa nie jem. Wędlin tudzież. Ostatnio gulasz zrobiłam ze świńskiej szynki. Wiem, że szynka świńska nie jest najlepszym pomysłem na gulasz, ale bywało, że się robiło i jadalny z przyjemnością był. A przedwczorajsze mięso już przy krojeniu zachowywało się dziwnie - miałam wrażenie, że kroję gąbkę. I z takiej gąbki żadne cudo wyjść nie mogło. Domniemywam, że to mięso nie jest takie bezpośrednio po pozyskaniu ze świni ( chociaż, w dobie karmienia świń przemysłowymi paszami z GMO i innym sro, cudów się spodziewać nie należy). Jest dodatkowo uzdatniane, żeby ze 100 kg świniny uzyskać 150 kg produktu handlowego w postaci szynki, schabu, łopatki, karkówki itp. W naiwności swojej pojąć nie mogę pędu "producentów", do nachapania się. Przy istniejącej cenie skupu i tak mają przebicie cudowne. A co ciekawe bardzo - żywiec leci w dół na pysk, a w sklepie ceny martwe. Własna świnia odpada, bo nie ma chętnych na usuwanie gnoja. Pozostaje nabyć zamrażarkę  a potem z kimś do spółki sąsiedzką świnię i pół świńskiego zezwłoka w nią upchnąć. Albo zrobić z Dziecięcia roślinożercę.
Twarożek już przestał kapać. Pora przystąpić do sporządzania śniadania dla mnie i psic. Kromki z kozowym twarożkiem i grządkowym pomidorem. Codziennie niezmiennie. Poza sezonem grządkowych pomidorów, zamiast nich jest jakiś domowy wynalazek pomidorowy np czatnej, albo cebulowa konfitiura (pyszna była, sama zżarłam, coby nie rzucać pereł między wieprze), ostatecznie sklepowy koncentrat pomidorowy. Wcale mi ta monotonia nie przeszkadza. Wyczytałam ostatnio, że Jaruzelski od 50-ciu lat jadł na śniadanie to samo - twaróg z miodem. I też mu nie przeszkadzało. Z miodem nie lubię, ale z dżemem - może być. Zresztą, domowy pasztet z dżemem też bywa dobry. Ale jem, jak nie widzą, żeby nie było komentarzy, że jestem inna inaczej. Tak, że w tym  "riba z dziemem, Majijko - pychota", jednak coś jest. Riby z dziemem nie próbowałam. Ale sądzę, że takie zawijańce z łososia byłyby całkiem całkiem z odrobiną dżemu z czarnej porzeczki. Niestety nie sprawdzę, bo nie zrobiłam w tym roku ani jednego słoika. I z czego ja teraz zrobię świątecznego kamberlanda?




















2 komentarze:

  1. :) dobrego dnia Iwonko!
    rena

    OdpowiedzUsuń
  2. piszesz rewelacyjnie! Zresztą powtarzam się :) Czytać będę, komentować nie, żeby nam się trójkąt tutaj nie zrobił... Poza tym i tak nie wiem, co to jest "świąteczny kamberland"? I pewnie już się nie dowiem... G.

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..