niedziela, 14 września 2014

Niby ....LUZ?

Znów mnie wcięło na chwilę..
No, bo tak -rano to przeglądam, co napisali inni. Przy śniadaniu i kawce.
Potem karuzela
A wieczorem, siadam niby do lapka, ale jestem tak wycięta, ze padam.
Po tym, jak ostatnio, 2 razy z rzędu, udało mis się zasnąć na siedząco, a 1 raz w stylu "bądź gotowy dziś do drogi" (że niby położę się tylko na chwilę, a potem wstanę i będę próbować jeszcze raz dodzwonić się do Brata), pomyślałam sobie w sobie, że należało by może wrzucić na luz.
Od momentu jak pomyślałam (w czwartek) to zrobiłam tylko to:

To jest efekt końcowy, sobotni urobek, którego przygotowanie zajęło częściowo 2 dni

Tu sie na razie pirli w garach. Z lewej sos do makaronu, z tyłu pasta pomidorowa z czosnkiem i bazylią, a na przedzie pomidotki się oparzają ze skórki, tylko nie wiem, po jaką jeszcze cholerę. Już oparzone i obrane potrzebne nie były..

Trochę papryki mi urosło na grządkach. Za dużo, żeby zjeść na bieżąco. No to się zblanszowała i czeka na słoiki i zalewę.

Się doczekała..

Słoiki wystygnięte, wyczyszczone i posprawdzane. Jeden się , hm, nie zamknął. Z tym żółtym czymś. To żółte powstało z niedojrzałej dyni atlantic giant. W oryginale miało być z cukini, ale cukinie kozy zjadły. I ogólnie jest porażką, bo dodane do środka galaretki i żelatyny zachowały się tak, jakoby ich nie było. Czyli to coś ma konsystencję lekko lejowatą. Przy dużym samozaparciu można zjeść na kromce. A najlepiej łyżeczka ze słoika. Coś mi się żelatyny w przetworach nie sprawdzają....

A w sobotę ozapierniczałam się jak idiotka, bo toto napoczęte trzeba było dokończyć, wypierniczyć kozy na światło dzienne i zrobić porządek, ogarnąć chałupę. I jak zwykle- papu-amu  dla 8 szt czworonożnych i dwóch -dwunożnych, piesy na siku-kaku, kuweta, miski, gary. I niech to szlag trafi.
Dziecko się parokrotnie dopytywało czy mi nie pomóc. Skończyło się na tym, że przynajmniej śmiecie i odpadki jarzynowe powynosiło. I wody mi dla kóz nalało w wiaderka, uprzednio je popłukawszy. Do gówna nie stanie z widłami przeca...

Pogłowie czworonogów mi się powiększyło - wczoraj zauważyłam w spiżarce ślady działalności myszki - nasrane na półeczkach i napoczęta torebka z płatkami owsianymi. Kota poszła na dyżur. Ale jak tam po coś weszłam - spała sobie w najlepsze w wiklinowym koszyku. Myszy albo nie było, albo przycupnęła jak mysz pod miotłą. Posprzątałam z półek, płatki poszły dla kóz. Dziś zauważyłam znów ślady nieliczne. I nie wiem, czy wczoraj posprzątałam niedokładnie, czy była/ jest znowu/nadal. W każdym razie Kota dostała delegację.

Dziecko sobie wczoraj łeb ogoliło, jak zwykle maszynką, podregulowało brodę, po czym wylazło i zapytało o jednorazówki do golenia, ostatnio nabyte w wielopaku dla Starszego. Pomyślałam: po co mu?
Potem usłyszałam z łazienki syk/jęk/ wrzask. Okazało się, że Dziecko ogoliło sobie łepetynę na błyszcząca glacę. Przy tym się zacięło i zdezynfekowało sobie tatusiowym oldspajsem po goleniu.
Ale co go naszło z tym lustrem?
Po czym ubrało kaszkiet (czy jak go tam zwał), narodową dresówkę (Dziecko Miastowe skomentowało, że niechby się w takim imidżu pokazało na N.H.!) i poszło do wiejskiego centrum kultury i rozrywki. Które to centrum chyba swoje przedostatnie dni zalicza, w obliczu otwarcia wczoraj, w odległości 50m od niego, Delikatesów Centrum. (Jakby ktoś nie wiedział, bo wydaje mi się, że DG opanowały południowo-wschodnie Podkarpacie, jest to po prostu zwykły sklep samoobsługowy ogólnospożywczy +deko chemii gosp. i najprostszych kosmetyków typu szampon-mydło-dezodorant. Delikatesy tylko w nazwie)
Ogólnie rzecz biorąc lokalne sklepiczki chyba padną, zwłaszcza te, które nie prowadza piwa. No, bo np. w tym lokalnym mogę kupić 30 deka sera żółtego w kawałku. A przecież wolę pokrojony, bo sobie w domu tego nie pokroję. Cycki mogę nabyć tylko sztywne (a wolę "świeże") I ogólnie wolę zapłacić kartą, niż bujać się po bankomatach.

Dziś u nas parafialny odpust. Szwagierka najważniejsza zjechała na tę doroczna uroczystość (jak w średniowieczu - perygrynacje po odpustach), pewnie ma coś do odpuszczenia. I zakotwiczyła u najstarszej. W zw. z tym Starszy bywa nieobecny. Dziś tam prawie cały dzień przesiedział. Teraz wrócił i zamknął się w swojej jamie. Lotto mi..
"Kramarze" urzędowali na parkingu do 16-tej. (Zawsze mnie zastanawia, jaki ma związek sprzedawanie tego badziewia pod kościołem, z przeżyciami religijnymi), Na tych kramach dominują wszelkie militaria typu pistoleciska różne oraz wszelkiej maści petardy. W związku z czym w sąsiedztwie rozlegały się huki do późnego wieczora. Nie trawię idiotyzmu kupowania dzieciom petard. I nie trawie huków od rana do wieczora.

No i właśnie zadzwoniło Dziecko M.Odkryłam, że mogę rozmawiać i mieć wolne ręce dzięki słuchawkom. Hura. Zapierniczyłam Dziecku i mam zamiar wykorzystywać. .

1 komentarz:

  1. Tak niby na luzie, a tyle wspanialych, kolorowych przetworow powstalo.Gratuluje! Zastanawalam sie nad tym ostrym zoltym, ale wyjasnilas.Wyglad przetworow nie powstydzilby sie najlepszych magazynow gastronomicznych, a jakosc? zaden sloik sklepowy nie zastapi... Pozdrawiam.Bunia

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..