poniedziałek, 2 marca 2015

nie piszem, bo czytam

W ten oto sposób gnojstwo fizyczno umysłowe zostało, dla własnego usprawiedliwienia, zastąpione jakąś aktywnością. O ile oczywiście siedzenie na dupie i przesuwanie strony rolką można nazwać aktywnością.
Czytam oczywiście literaturę lekką, łatwą i przyjemną, wielką prozę z filozoficznymi problemami egzystencjalnymi, pisaną przez autorów, którzy sami takie problemy posiadają w nadmiarze, zostawiając na lepsze czasy. Które, jak sądzę, nieprędko nastąpią, bo tyle różności się dzieje wokół, że szukanie ich dodatkowo w literaturze byłoby niejakim masochizmem.
Przeczytałam wszystko, co miałam z komisarzem Brunettim, potem z rodzimym Nemhauserem, a teraz mam na tapecie Chmielewską z Moskwy. Poza wszystkim, czyli fabułą, interesujący opis dnia codziennego po przemianach. Zresztą nie tylko tam. Czasem, czytając, odnosi się wrażenie niejakie, że rodzime "kukułcze gniazdo" jest nieco normalniejsze...

Wiosna nas zaatakowała dziwnie i niektórzy dali się ponieść. Jeszcze rozumiem, że podwórkowe porządki, sprzątanie późnojesiennych pozostałości i tego, co dziwna zima przywlekła. Ale grządki, to jednak lekka przesada.Tak trochę to wiosenne szaleństwo wymuszają na nieodpornych też markety. Byłam ostatnio za potrzebą dwukrotnie w Brico - tam wiosna i Wielkanoc pełną gębą -stosy ziemi w workach, doniczki, nasiona, kwiatki itp, pomieszane z  jajami, zającami i barwnikami do jaj.
A zagoniła mnie do Brico szczota ulicznica dla Andzi. Albowiem aktualna została wyjedzona do kilku kłaczków zaledwie. Natychmiast po zakupie zamontowałam i natychmiast została zaatakowana przez Andzię. Tak, że aż cała ścianka pomiędzy nią a Stefanem zaczęła się ruszać. Nie pomyślałam, że po zdjęciu tych dziesięciu ton ziarka ze stropu był on uprzejmy się rozprostować i nie leży już całym sobą na słupach. Zatem słupy należy podklinować, coby ścianka nie straciła pionu przy intensywnym atakownaiu szczoty przez Andzię.
Z tą wiosną jest coś na rzeczy, bowiem kozy zaczynają wyglądać jak obraz nędzy i rozpaczy. Zwłaszcza czarne, które mają podszerstek szary. I ten szary podszerstek zaczyna im w strąkach zwisać tu i ówdzie. Szczota ulicznica nie da rady wszędzie, trzeba będzie ingerować ręcznie.
Żeby nie było całkiem cacy, w piątek koteczek Areczek siknął krwią dwa razy w dziwnych miejscach. Natychmiast został zapakowany w kontenerek i zawieziony do kociego wracza. I tu jestem rozczarowana nieco. Pan wracz ograniczył się, w ramach rozpoznania, do zmierzenia temperatury, co dało mu podstawy do wyeliminowania jednego otworu, z którego mogłaby być krew.Areczek dostał 2 zastrzyki, które zniósł z dziwna obojętnością - nie drgnął nawet, a ja się obawiałam, że  będzie usiłował wydrapać komuś oczy. Oprócz tego dostaliśmy piguły i saszetki na 5 dni. Od soboty zaczęłam opracowywać sposoby zaaplikowania zawartości saszetek, klnąc w głos idiotyzm producenta. Ogólniej zresztą: jakiej cholery specyfiki dla zwierząt maja idiotyczne, bez sensu i pomyślunku żadnego wybrane, zapachy. Jakiej nagłej cholery witaminy dla kóz pachną wanilią lub karmelem. Czy normalna zwykła koza pasie się na waniliowych polach?! Czy nie mogłoby to pachnieć np. jabłkiem?! A lekarstwo dla kota, zamiast zapachu żurawiny, nie mogło by mieć zapachu wątróbki np? I tak te cholerne zapachy są sztuczne, więc czemu nie moga być adekwatne do zwierza? W dodatku saszetka zawiera 30gram proszku, czyli 3 dag. Jak taka ilość przemycić jednorazowo w karmie? Wiadomo, że tam oprócz zasadniczego leku jest wypełniacz. Więc po jaką jasna cholerę tyle tego wypełniacza? Albo tabletka dla kota wielkości 50groszówki. Chyba dla lwa...
No, w każdym razie prawą rękę mam podziobana wielokrotnie pazurami Areczka, któremu za każdym razem udało się przynajmniej jeden w moją rękę wbić. I tak dobrze, że nie pociągnął tą łapą, bo miałabym ręce pięknie porysowane. W końcu zrezygnowałam z dostarczania leku bezpośrednio, bo cała ręka mi na razie się przydaje do różnych czynności, zwłaszcza prawa. Spróbowałam z szyneczką, a potem z inna puszeczką niż zwykle. No i jednak się udało. Co nie zmienia mojego poglądu na kretynizm producentów leków i suplementów dla zwierząt (olbrzymie piguły z dolfosu, zakupione dla staruszki sznaucerki się właśnie przeterminowują, z powodu trudności z podawaniem) Dodatkowo utwierdzam się w swojej opinii na temat osobników płci męskiej, gatunek obojętny - zawsze z nimi problemy.
Takiego jednego, umierającego na nogę, w gatunku homo sapiens, mam też. Od tygodnia umiera. Dzięki czemu nic nie może i nic nie musi. Leży i jęczy, bo chodzić nie może. Ale w niedzielę siadł za kierownicą i pojechał do kościółka. Więc jednak może, zwłaszcza, że do prowadzenia samochodu nogi jakoś bardziej sprawne potrzebne. W każdym razie, nie czuję się zobligowana do latania wokół, co ze zgorszeniem odbiera ukochana siostrunia ("Wysmarowałaś go? -A co, sam nie może?"), albowiem sama łażę z trudnością niejaką. Tyle, że nie leżę i nie jęczę zatruwając wszystko wokół. Czyli, że nic mi nie jest. Jak zwykle zresztą.

A poza tym nic na działkach się nie dzieje. Istotnego bardzo. Oprócz paru numerów z głupotą urzędników itd, którą muszę osobiście zaatakować. Dziecko próbuje przebijać się przez mury urzędnicze...

1 komentarz:

  1. Iwonko, nareszcie napisałaś:)
    Dzięki Ci, mimo wszystko jak zwykle sprawiłaś, że gęba się śmieje:)
    pozdrawiam
    ospała od wiosennego przesilenia rena

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..