sobota, 25 lipca 2015

W sprawie pani Pe

No to pojechałam. Brat odmówił udziału, więc ktoś musiał reprezentować.Nasłuchałam się pierdół przez 2h, nawqrwiałam.
Po czym zostałam zaatakowana przez całą trójkę dziecek pani Pe. Z ataku tego wynikało, że oni chcą ugody, a mój papug mnie strzyże (i goli). No, zobaczymy.

Brat mnie martwi, bo kiepski bardzo. Ledwo zipie. Nie miał siły się ruszyć nawet.(Rankiem bladym był ładować drewno. Ciekawe, jak dał radę latać po dźwigu w takim stanie) A ja nie miałam weny, żeby mu coś ugotować. Znowu będę się prać po pysku przez 10lecia za to.
Astmatyczne dmuchawki nie działają. Ta wilgoć wisząca w powietrzu zatyka dech, nawet zdrowym ludziom.
Ja sama, po powrocie do domu, przy jakimś lekkim wysiłku, szukałam oddechu. Puma dzwoniła z Ardenów, żeby może wezwał pogotowie, to go jakoś poratują trochę, choć na chwilę.

Następnie wróciłam, ugotowałam chłopom moim kartofle z chemicznym kalafiorem. Po czym padłam na ryj i zbudziłam się o pół do 22. Koty głodne, psy głodne, kozy sobie ogony pozjadały. Jeszcze tak nie miałam. W dodatku psy na pęknięciu, bo nie wyprowadzone.
Jakoś ogarłam - psy dostały kocią puszkę, bo akurat mi się suche dla psów skończyło a nie ugotowałam im.

Kozy wymiona jak balony, bo dojone rano o 6.   Nosz qrwa. Dobrze, że miałam w obórce jakąś cukinię, jabłka i buraczki, to im skroiłam. Cukinia pancerna była, więc chwilę zeszło z krojeniem. A Andżelina się domagała, żeby już, tłukąc łepetyną w  karmidło. A potem sobie pogryzała pomalutku (Wanda, oczywiście, pochłonęła swoja porcje błyskawicznie)
Co gorsza, owies mi wyszedł i wszystko wskazuje na to, że do żniw moje kozy będą na płatkach górskich i pęczaku. Dostają teraz tylko rano, więc może z torbami nie pójdę. Do żęcia owsa jakiś tydzień chyba, jak dobrze pójdzie i pogoda dopisze. (Na razie jest masakra: nie dość, że upały niemiłosierne, to w międzyczasie leje. Po czym natychmiast paruje i wisi ta wata w powietrzu. Pszenice będą w tym roku grzybicze, bo wcześniejsze opryski już nie działają, a nikt przecież teraz w łan, dojrzałej już pszenicy, nie wjedzie, żeby przeciwdziałać. Dobrze, że owies mniej podatny na zagrzybienie.)

Psy poszły sikać do koziej zagrody. Jak nic więcej nie zrobiły to ich problem. W pola po ciemku z nimi nie pójdę, bo nocna zwierzyna łazi. A na trotuarowe spacery sił nie miałam.
Jeszcze gary obiadowe na mnie w zlewie czekały, bo jakoś same nie zechciały się sobą zając i odmaszerować na miejsce.

Obsługując kozy i wysikując psy skonstatowałam, że jakoś przyjemnie się zrobiło na zewnątrz. Wobec czego koty dostały delegacje do piwnicy, co się koteczkowi Areczkowi nie spodobało, bo właśnie zaczął się układać u Starszego na parapecie. Chata wolna od kotów została dokładnie rozszczelniona. Pootwierałam wszytko na raz i wszystko co się otworzyć dało. Dzięki temu mam teraz świeże powietrze oraz mnóstwo latających stworzeń większych, mniejszych i całkiem maciupeńkich. Na razie mnie nie jedzą, więc niech im tam.

Jak zwykle, kiedy tylko się na trochę oddalę z chałupy - coś się musi wydarzyć. Tym razem autystyczna koteczka - Tosieczka wybrała wolność. Starszy nie wie, jak i kiedy, chociaż ona mogła wyjść jedynie oknem u niego, bo wychodzi na balkon, więc jest nisko z niego. Tosieczka ma lęk wysokości i z tych wysokich okien nie skacze. W każdym razie ślad po niej zaginął. Pomiędzy doglądaniem ziemniaków poszłam wołać do gródka, potem do stodoły. Nakiciałam się, nakiciałam, bez efektu. Stwierdziłam, że jak chłopiny nakarmię, to pójdę robić razwiedke po sąsiadach. A tu Toska pędzi ze stodoły, cała radosna, że wreszcie ktoś się nią zainteresował. Musiała gdzieś tam siedzieć zakitrana w kątku i mopje kicianie z opóźnieniem do niej dotarło.

Tak więc - wszyscy w domu. A ja gaszę już, bo jednak mi te łaskotki ćmie przeszkadzają nieco.


2 komentarze:

  1. Czasem też rano powiem jakieś brzydkie słowo bo ja mam22 sztuki troje smerfów męża i kochanych teściów co zawsze powiedzą a to nie tak karmię czy wyprowadzaM kozy ale bez tych stworów było by nudno przyjemnie się Cię czyta pozdrawiam gorąco Karolina

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..