niedziela, 19 lipca 2015

Po rzepaku..

No i po! Jedno z głowy. Dziecko patrzyło ukradkiem to na rzepak, to w niebo. Prognozy pogody nawet nie czytało. Rzepak zaczynał się sypać. Gdyby tak faktycznie grad, jak agrometeo insynuowało, albo nawet deszcz bardziej energiczny - byłoby pozamiatane. ( A raczej - posiane) Ten rzepak tegoroczny wołał o pomstę do nieba wielkim głosem i Dziecko do rozpaczy doprowadzał. Najpierw, jesienią, wschodził bardzo nierówno. Potem zaczął przepadać. Około 15arów zeżarły robale, zanim się ktokolwiek zdążył zorientować, że sa i trzeba prysnąć.Zimą, brak okrywy śnieżnej przy sporadycznych mrozach większych, zrobił swoje. A nornice, które rozmnożyły się mocno, też się przyczyniły do tego, że na wiosnę, w niektórych miejscach rzepak sporadycznie występował. Dziecko się wściekło i jakieś 1,5 ha zaorało. Na hektarze został posiany owies, a reszta - kukurydza. Na razie  - czysty zysk, biorąc pod uwagę rope spalona na zabiegi agrotechniczne, herbicydy, nawóz oraz sam materiał siewny. Dziecko siało kwalifikatem, a ten kosztuje niestety i to dość mocno. Na te 2,5 ha, jakieś 10kg ziarna kosztowało ok 900zł.
W dodatku herbicydy nie zadziałały tak jak trzeba, na wiosnę była poprawka, która też nie dokońca poskutkowała. Rumian i bratek miały się bardzo dobrze, chociaż dostały wyspecjalizowanego przeciwnika.
Szlag mnie trafiał, jak na to patrzyłam (a grządki i truskawki mam tuż-tuż, więc nie było wyjścia), bo wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy.
W piątek jakoś Dziecko zdecydowało, że czas się z tym rozstać. zadzwoniło do pana Jana. eurorolnika czyby-jakby-gdyby. Ale pan Jan powiedział, że będzie tu kosił dopiero po niedzieli.No to Dziecię poleciało do Mańka. Maniek ma bizona z demobilu i jakieś takie małe cóś. Maniek kosił swoje i w połowie padło mu wspomagania. Zrobił. Pojechał kosić dalej i urwał półoś. Taka półoś w bizonie ma z półtora metra długości, więc było co urywać. Zdawało się, że Maniek odpuści, bo Gruby zaczął stawiać malucha. Stanęło jednak na tym, że w niedzielę koło południa.
Byłam przekonana, że granda będzie bo Starszy dzień zaczął od kazania na temat przykazań. Po czym oddalił się na sumę.
A myśmy w tym czasie oplandeczyli przyczepę wyściółkowo (coby ziarnka nie pogubić po drodze, bo szczelna jest mało która przyczepa), czego oczy nie widzą - serce nie boli> Zawsze trochę zrzędzenia odpadnie.
I tu nas Starszy zaskoczył, bo nie mamrał, tylko wróciwszy po sumie nieco późno, bo przez ciotę wracał, poleciał autem ochoczo do sadu. Mnie łaskawie zabrawszy.
Zdjęcie takie się zrobiło. Niemrawe trochę, bo mój aparat pojechał do Cannes, więc mogłam tylko telefonem focić. A telefon to ja mam taki, który można w wiaderku z wodą utopić, albo za kurą rzucić, ale foty robi nie bardzo. Potem w dodatku oddać ich nie chce. Jedyna możliwość, to było mejlem z telefonu wysłać.(O dziwo to potrafi, ale trwa ruski rok, zanim mejla wyśle i w dodatku operatorowym internetem, bo z domową siecią się nie połączy)

To takie długie, co się w kabinie nie bardzo mieści, to me Dziecię.(Telefon -idiota, po drodze natrafił na orzech i na niego sobie ostrość ustawił. Jak by ten orzech był tu właśnie królem puszczy)


A to wstawiam, jako ciekawostkę zoologiczną. Zdjęcie było robione równo o czternastej. To-to po lewej to są dynie. Króluje dynia ambar, półkrzaczasta, z olbrzymimi liśćmi. A w głębi hokkaido. Może uda się to wypatrzeć - liście hokkaido zwisają smętnie w dół, tworząc małe amebki. W podobnym stanie była botwina, buraczki ćwikłowe pokładały się kompletnie wycieńczone. Nawet kapusta położyła liście po sobie i po glebie.

A tu mamy po kolei : ogórki (nędzne bardzo, w sensie, że późno i mało), rządek cebuli (podobno miała być "wspaniała", ale na razie tego po niej nie widać), rządek nagietków (które już rwać trzeba i przetwarzać), a dalej pomidory. One nie są takie marne, tylko tak mocno podkasane. Od dawna obcinam maksymalnie dużo liści z pomidorowego krzaka, od dołu w zasadzie wszystkie, żeby mi się po glebie nie szlajały.Pomidory już właściwie od początku miesiąca jemy.  Jak zwykle - częściowo nie wiem, co mam. A jedne mam na prawdę pyszne, takie jak lubię - słodko-kwaskowate. Na pierwszym planie są "gruszkowe", ale to pomyłka, bo jeżeli chodzi o smak, to szału nie ma, a rosną tak wysoko, że chyba by należało puścić je na fasolowe tyki. Oprócz tego są limy, bawole serca, maliniaki, san pierre, san marzano, 3 jantary i kilka koralików dla Dziecka. Między cebulą a nagietkiem jest jeszcze kapusta włoska, ale na razie taka malutka, że się w oczy nie rzuca.
Na tych zdjęciach jest mały fragmencik mojego warzywnika, taki lewy górny róg, albo północno-wschodni.

Pozyskiwanie rzepaczego ziarka trwało równe 2 godziny. Urobek nwet nawet, jak na to, na co wyglądał ten rzepak. Dziecię chciało natychmiast jechać z tym do żyda, ale żyd zawalony rzepakiem, więc pojedzie jutro. Plandeczyć chciało od razu, ale zaoponowałam, bo rzepak pod plandeka odwilga. W końcu jednak się jakoś kitrać zaczęło, strasząc deszczem nadciągającym, to oplandeczyliśmy ta nieprzemakalna plandeką. 
(No i tu dygresja taka, bo co roku przy plandeczeniu wqrw ten sam, ponieważ plandeka albo za mała, albo za duża. Ja rozumiem, ż eplandeki chińczyk robi, ale nasi je sprowadzają. I wiedzę powinni posiadać, że standardowa przyczepa ma 4m na 2m, czyli plandeka powinna mieć 5m na 3m. Tymczasem takie plandeki nie istnieją. Ta ostatnio nabyta ma 5 na 4 i zawijac ją z boku trzeba, a potem kombinować z umocowaniem, bo plandeka fruwać nie może. )
Tego deszczu w końcu było tyle co z kropidła. Za to teraz jakaś groźna burza nadciąga, wiać zaczęło straszliwie, błyska i grzmi. Jeszcze nie pada. Lecę router wyłączyć i żegnaj internecie na dziś wieczór.
Jeszcze u kóz okienko gnojowe zamknę, bo mam takiego fioła, żeby w burzę przeciągu nie było (tak babcia mówiła)
Pędzę, bo coraz bliżej.






4 komentarze:

  1. U mnie też grzmi i popaduje na szczęście.No a ogródeczek bardzo, bardzo niczegosobie jak na taką suszę.
    pozdrawiam Iwonko
    Rena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 200 l wody co 2 dni.Ostatnio trochę popadało, to nie woziliśmy. Dzisiaj polało w nocy zdrowo. Dobrze, że ten rzepak wykoszony.

      Usuń
  2. Podczytuje twoj blog od dluzszego czasu (ha, pewnie wiesz , to ja z USA).
    Jestes niesamowita osoba, dzielna walczaca o .... no wlasnie?!
    Odnosze wrazenie, ze spastowalas, dlaczego? Ty, jestes najwazniejsza!
    Wiem, wiemwielka kochamy dzieci i dla nich wszystko.....
    Chyba zauwazylam twoj komentarz u Marii z Pogorza - i tak trafilam do ciebie.
    Obudz sie ! Jestes wielka , ale nie jak twoje dynie:)))))))))Usciski z Wietrznego Miasta sle:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Czytelniczko zza Kałuży. Tak właściwie, to myślałam, że z tego usa, to mnie czyta Bunia z Oregonu. Dzięki, za dobre słowo. Nie spasowałam, nigdy nie pasuję (z wyj. gry w brydża, czego już wieki nie robiłam, z braku nie tylko czwartego, ale drugiego i trzeciego też) Dawno temu, o rzut beretem od Ciebie, nad innym wielkim jeziorem, w innym "polskim" mieście miałam ciotkę (ciotko - babcię, o której gdzieś kiedyś wspominałam), a teraz mam na wschodnim wybrzeżu bratanicę, której ostatnio się mundur spodobał i znalazła się w JAG-u. Tak, że jakieś sznurki cały czas mnie łączą przez tę Wielką Kałużę. Pozdrawiam serdecznie

      Usuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..