niedziela, 8 listopada 2015

Jesieniowato 2

Nadal jesieniowato. Kadzidlane aromaty snują się wokół. Poszłam dziś z psami na trotuar i na prawdę ciężko było oddech złapać. Choć mgły ustąpiły i dzień dziś był nawet dość pogodny. Tak, że nie dziwię się zbytnio, że  w KRK ludziska zaczynają, jak w Pekinie, w maskach chodzić. Moje osobiste dziecko rozważa również zakup takowej, bo w piątek, wyszedłszy z pracy, miało problem ze złapaniem oddechu i kaszlące i sapiące dolazło do domu.
 U nas, poza tymi smrodami z liściowych ognisk  - jako tako (czyli po japońsku)
Przez dwa ostatnie dni sie mgły się u nas snuły. Poza tym, nocne ostre przymrozki były, więc liście zdecydowały gremialne spadanie.
I tu będzie kilka fotek z porannych z psami spacerków we mgłach


To tak wygląda w zasadzie w drodze powrotnej z psiego spaceru. Nasza ponadstuletnia lipa zrzuca powoli i systematycznie. Jak widać liście leżą. Głównie na drodze, ale na posesji też. Nie zamierzam tego ruszać, bo tak ma być. Taka jest kolejność wydarzeń przyrody .


Zasypało i Księżniczkę.


Inną drogą niż zwykle poszłyśmy, a tam taka prezentacja. Stały tak chwilę i zastanawiały się co robić.


Po czym zwiały w przeciwna stronę niż początkowo zamierzały, a taka jedna opuszczona sirota pci męskiej została.


Podczas, gdy na polu obok spokojnie posilały się, doskonale wtopione w tło, kolejne 3 dziewczyny (trzecia nie zmieściła się w kadrze)


A, skitrany pomiędzy gałęziami kasztanowca, śledził nas taki oto schudnięty Łysy.

Doniosę także, specjalnie dla Ewy G-D: na froncie chomików europejskich niespokojnie. Ostatnio jeden taki, śmierci się niebojący, atakował traktor powożony Dzieckiem. Podskakując na kilkadziesiąt cm, usiłował gryźć oponę przedniego koła. Funkiel nówka nieśmigana, a złoych polskich 200/sztuka, w pocie czoła i przy akompaniamencie wyrazów strasznych zakładana, po uprzednim ściągnięciu starej, Oczywiście nie pojedynczo ale we dwie. Tak, że wyrazów ogólnie uważanych za wulgarne padła ilość podwójna. Klęło Dziecko, klęłam i ja, tyle, że ciszej nieco, wypróbowując oba sposoby: na leżącym kole i na kole wiszącym u traktora. Ja za pomocnika mechanika i "chłopca do bicia", takiego, że jak się cóś spieprzy, to jego wina. No bo czyjaś być musi. Problem jest ten, że wymiana opon "dętkowych" u profesjonalisty jest prawie niemożliwa. A całkiem niemożliwa, jeżeli nie dysponuje się autem, w celu dostarczenia tychże. Dla nieświadomych powiem, że zdjęcie koła w peerelowskim zabytku p.t. Ursus C-360 różni się od zdjęcia koła w normalnym pojeździe tym, że trzeba odkręcić o 4 śruby więcej. Te 4 śruby trzymają obciążniki. Które niestety trzeba na końcu założyć ponownie. I trzeba sobie trafić śrubką w dziurkę. Jeden obciążnik waży ponad 10kg i ma 2 dziurki. Trafienie w jedną nie oznacza automatycznego trafienia w drugą. Na szczęście tylko jedno koło zdejmowaliśmy, bo taka była potrzeba dziejowa, więc "słów powszechnie uważanych.." padło trochę mniej. Sztuką jest także umocować wentyl od dętki w otworze felgi, operując "na macajewa" w sztywnej jak cholera oponie. Ale się udało. I Dziecko pojechało wqrzać chomiki orząc nocą, bo lubi, do przednich i tylnych halogenów. Wqrzonego chomika możecie sobie na jutubie pooglądać, jak usiłuje zeżreć kroksa, trzymanego przez bohaterskiego ruskiego. Tak, że chomiki są sympatyczne bardzo, ale tylko na zdjęciach w necie. 
.

2 komentarze:

  1. Lubię taką polską złotą jesień ....

    OdpowiedzUsuń
  2. Przecież tam u Ciebie pięknie jest, a mówiłaś, że nie. A cóż, że płasko? płasko też musi gdzieś być :)
    pozdr
    Rena
    ps Masz Ty anielską cierpliwość i stoicki spokój.Podziwiam Cię za to (o takim jednym forum)

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..