Czyli tak, zarobić dałam nieco "Grekowi", piguły biorę sumiennie i czekam, co z tej kuracji wyniknie. Plany się skorygowały, bo miał być lekki tuning na kozich salonach. Zaczęło mi przeszkadzać jakby wskakiwanie z łapami do karmideł. Postanowiłam zrobić kozuniom świński numer i wynieść im te karmidła na zewnątrz boksów. Karmidła wzięły i przywędrowały. Z Augustowa, w ciągu jednej doby. Super sklep. Lepszy od Niemca, u którego psio-kocie jadło kupuję, bo w dodatku mogę zapłacić z góry i nie latać potem po bankomatach, żeby mieć co wręczyć kurierowi.
Należało także zakupić listwy jakieś. Starszy ostatnio przestał wiedzieć, gdzie w mieścinie można co kupić i trzeba mu wykładać prawie ręcznie, co mnie wqrza nieco. W jednym zapodanym przeze mnie miejscu mieli listwy dużo-bardzo-ładne, do tego za cienkie i za drogie. Przecież mi zwykłe montażowe, niestrugane nawet, by wystarczyły. No to do Majstra, gdzie nikt sensowny po listwy nie jeździ, bo tam jedna kantówka, taka 5x5, kosztuje 18zł. Ale mnie zawiózł, a ja już nie miałam ochoty tłumaczyć, gdzie dalej, więc stwierdziłam, że kupię te listwy za ciężkie pieniądze i będę mieć z głowy. Raczej miałabym na głowie, bo do tatusiowego lambordzini nie każda listwa wejdzie, a te muły, które się po Majstrze snują - nie tną. Własnej piłki nie miałam. Ale na płocie u wejścia zobaczyłam paletę - sprzedają po niecałe 6 PLNów. I to było właśnie to. Paleta to cudowna sprawa. Nabyłam dwie, za niecałe 12 zł, zapewniając sobie surowca moc. No i co? No i nic. Sobie stoją i czekają na moje kolanko. Dzisiaj nie zdzierżyłam, wzięłam dłuto i poszłam spróbować, jak się będą rozdzielać. Nawet idzie. Ostatnio na Pintereście obczaiłam takie zmyślne narządko do odzyskiwania deszczułek z palet. Amerykańcy są szpeniochy od takich różnych rozwiązań ułatwiających życie. A jak coś wymyślą, to chętnie się chwalą. Dziecko by zrobiło błyskawicznie, jak by było. A tak - będzie akcja z łyżką do gwoździ. Ciekawe jakimi gwoździami te akurat zbite, bo bywają takie gwoździe żebrowane poprzecznie, które się trudno wyciąga. Wbija się chyba łatwiej, bo domniemywam, że nikt w te palety młotkiem nie napiernicza, tylko jakimś pistoletem te gwoździe wstrzeliwują.
Mimo ograniczeń musiałam się zmagać dzisiaj z listewką od szybki we drzwiach wejściowych, która złośliwie wzięła i odpadła. Odpadła zresztą nie pierwszy raz. Systematycznie odpada. Drzwi z wiązu, tatusia pomysłem wykonane przez domorosłego stolarza, którego należałoby zastrzelić. Bo żeby zrobić drzwi z klepek na styk, bez pióra to trzeba być debilem nie mającym pojęcia co robi i z czego. Przybicie listewki trzymającej szybkę, gdy się jeździ młotkiem po owej często kończy się koniecznością zakupu nowej szybki. Bardzo obawiałam się, że i tym razem tak się skończy, bo gwoździki w to cholerstwo iść nie chcą wcale. Wyrazów więc padło mnóstwo, głośnych nawet. Na co sąsiad, usiłujący tuż za płotem odpalić motorower na padniętym akumulatorze, nawet nie próbował iść w zawody. Albo klął w duchu, albo cierpliwy taki.
Na okoliczność uziemienia niejakiego kontynuowałam, pięknie rozpoczęte rankiem, napierniczanie młotkiem. Można młotkować na siedząco, z wyprostowana nózią, co by kolanko nie cierpiało. Na przykład orzechy. Wczoraj zniosłam ze strychu dwa solidne wiadra. Dziś przytaszczyłam skrzynkę z hadesu oraz klocek spod babki do klepania kosy - ma takie akuratne wgłębienie po tej babce, które usprawnia młotkowanie. Orzechy mam zamiar zamienić na złoty szeląg i w zasadzie miło by było, jakby się nabywca jakiś znalazł płacący bardziej złoty ten szeląg niż miejscowych lichwiarz skupowy. Bo zawsze krew mnie nagła zalewa, jak potem w detalu widzę ten owoc mojego młotkowania i dłubania za cenę 2 i pół raza większą niż lichwiarz skłonny płacić.
Wyjątkowo młotkowanie odbyło się w kuchni. Zawsze robię to w hadesie, bo tam i tak idzie swój do swego. Dziś stwierdziłam, że marznąć nie będę a w końcu ja tu sprzątam, więc kto mi zabroni. Tymczasem łupki spod młotka piżgały gdzie chciały. Były i na ladzie kuchennej i w zlewie i w najdalszym kątku pod ławką. Jakim sposobem tam - nie wiem, chyba łuki zataczały. Psy i koty miały radochy trochę, bo wykradały orzechy. Czarna w celach konsumpcyjnych - zmyślna bestia - nie z wiaderka, a z kartonu, już zmłotkowane. Koty kradły całe, żeby sobie poturlać. Czym prędzej zbierałam je z podłogi, żeby tatuś nie uszkodził sobie potylicy nadepnąwszy na orzeszek, gdy się wyłoni ze swego torunia. Potem dołożyłam staranności i posprzątałam wszystko, zostawiwszy karton z urobkiem w kuchni. I poszłam do kóz. Chwilę mi zeszło, bo wigoru jakiegoś nabrałam nieoczekiwanego. Pokroiłam im jarzynki, nabrałam siana, wyczyściłam karmidła, wiadra umyłam i nalałam świeżej wody.Na chwilę zawiesiłam się na boksie Stefana i stałam, patrząc i słuchając, jak chrumkają sobie sianko szeleputku - szeleputku, ciamku-ciamku.
I z tym wigorem wróciłam, mając zamiar wyprowadzić psy na trotuar. A tu sajgon - łupki porozwalane na podłodze, Czarna czai się po kątach, Księżniczki niet na horyzoncie. No to zaczęłam Czarną opierniczać. Skończyłam, wołam Księżniczkę, a Księżniczka nie przychodzi.Wchodzę do pokoju, świecę - Księżniczka z łepetyną między nogami siedzi na dywanie na kupce wyjedzonych łupinek po orzeszkach. Słyszała ten opeer i, będąc w poczuciu winy, myślała, że to do niej. Stąd ten łepek między nogami i wzrok w bok. Moje biedne, niedożywione psy muszą sobie radzić, jak potrafią, ze zdobywaniem pożywienia.
Klementyna zaanektowała puste już wiadro i postanowiła tak sobie posiedzieć.
Krok za krokiem, krok po kroczku idą święta. A moje okna doczekać się nie mogą, kiedy się nimi zajmę. Od zewnątrz upaćkane przez wichury i deszcze, a od wewnątrz przez zwierzakowe noski i łapki. Ale wszelkie akcje, wymagające gimnastyki typu "hop na krzesełko nózią i hop z krzesełka" będą musiały jeszcze poczekać. Wieszanie "brylantu" tudzież, bo dodatkowej wspinaczki na parapet wymaga. I przez ten czas przemyślę, jak go powiesić, żeby koty za chwilę, przy jego pomocy, nie rozwaliły szyby.
Wiesz, a ja myślę, że jak chcesz się pozbyć problemu kolankowego na czas dłuższy niż np. tydzień czy miesiąc, to nie obędzie się bez reumatologa, ew. jakiegoś twardo-miękkiego chirurga ze strzykawą. Sama widziałam, jak mój Bratek (lekarski histeryk,który przez 20 lat nie pozwolił sobie nawet krwi pobrać ze strachu) bez jednego skrzywienia pozwolił sobie wbić w kolano igłę ze strzykawą (bocznie), strzykawę wyjęto, spuszczona z wnętrz kolana plyn od zapalenia i znów założono strzykawę, wstrzykując nią bezpośrednio do wewnątrz lek. Pomogło natychmiast i już nigdy nie wróciło. A jak wiesz, Bratek ma straszne rzeczy w stawach i kościach. Wiem, że są kłopoty w załatwieniu takiego specjalisty na cito i nie prywatnie, więc proponuję Ci wizytę na SORze. Przy odpowiednim zagajeniu powinni zabieg wykonać siłami jakiegoś dyżurnego lekarza o zbliżonej specjalizacji. Bo jak już kapusta pomogła tylko na trochę, to i antybiotyk sobie nie poradzi... A mycie okien zostaw, po cholerę Ci to? Jak ktoś wredny zapyta, czemu brudne, powiedz, że widzą przeciez, jaka jest pogoda! Ty się namyłaś i namęczyłaś, a tu pogoda zapluwa co kilka minut... O! Całuję i wyzdrowienia życzę szybkiego!!!!!!! Iwa, sama przecież wiesz, że najlepiej skutkują metody nagłe i radykalne.A po zachowaniu Bratka wnioskuję, że niespecjalnie to boli... I jeszcze: jestem ciekawa niezmiernie, jakiż to brylant i gdzie go wieszasz w związku z oknami???? Że na choince to przyjęłabym do wiadomości, ale tu to mi się nie kojarzy...
OdpowiedzUsuńLiterówki nie moje, tylko tej głupiej klawiatury, starej jak swiat. Ostatnio aż boję się cokolwiek nad nią spożywać... ;)
OdpowiedzUsuńTo wbijanie, czyli punkcję raz już miałam, na pozostałym kolanku ćwiczoną. Odnośnie radykalnych metod, to jest taka jedna w związku z bólami różnymi: "obciąć poniżej/powyżej bólu" (w zależności od tego, co boli - jak głowa - to poniżej) Nad klawiaturę najprzyjemniej spozywa się chleb z dżemem - tkim rzadki, który ścieka z kromki. Ew. może być mniód. Moje grozi tylko zasypanie popiołkiem wiadomym. A jeżeli chodzi o okna, to raczej kwestia tłumaczeń odpada. Samej mi osobiście przeszkadzają, bo nie dość, że poza - ponuro, to jeszcze ponurzej wygląda...
OdpowiedzUsuń