poniedziałek, 21 grudnia 2015

Mientkie serce

tak siedze sobie, nic nie robie. Myślę sobie, że trzeba by się za cóś brać, ale najpierw muszę ustalić rozpiskę czasową.
Znów mnie z piór wymiotło o piątej. Ciemno było, choć w mordę daj. Wchodzę do kuchni, świecę, a pod nogami poniewiera mi się zielona reklamówka. W której wieczorem był wysuszony chleb dla kóz. Zdjęłam te kromki z kaloryfera, włożyłam do reklamówki i postawiłam koło kaloryfera.Jeszcze wychodząc wieczorem do siebie, na tę reklamówkę zerkłam, z myślą, że może by ją jednak gdzieś wyżej. Ale znowu złe jakieś mi nogę podstawiło i kazało pomykać, gdzie się wybrałam, olawszy reklamówkę na glebie. Zeżarła zapewne Księżniczka. Dziwne, że w takim małym psie tyle się tego chleba zmieściło, bo tam było prawie pół bochenka 600 gramowego.Śniadanie dostała symboliczne, bo oczywiście już zapomniała, co zeżarła i przydreptała do michy. Nawet, jeżeli zeżarła Czarna, to grubej chwilowa dieta nie zaszkodzi.....

Tak myślę sobie, że mam chyba porządnie napierniczone pod kopułką. Rano polazłam po owies dla kóz i w skrzyni znalazłam nieżywe myszy. Nieżywe były oczywiście za moją przyczyną. Rozsypałam trutkę, bo tak strasznie ten owies niszczyły, że niebawem byłaby w skrzyni sama śruta zmieszana z plewami. W jednej przegrodzie leżała jedna, a w drugiej trzy -zbite w kupkę. I mi się zrobiło szkoda tych myszy...Jak mi się ta palma pogłębi, to za chwilę zostawię na ręce komarzycę - niech sobie poje bidusia i niech się rozmnaża...

Tak myślę sobie, że jak się ma  miękkie serce, to trzeba mieć twardą dupę (Co powiedziałam jełopowi ""cukiereczkowi", jak przyszedł po kozinkę. A zboczony jełop zaczął rozwijać temat od strony seksualnej. Jełopowi widać "dupa" kojarzy się tylko w ten sposób.) Zrobiłam jełopowi wygodę, zostawiając kozinkę na niedzielę. A sobie dodałam roboty i nerwów: wyczyszczony boks trzeba było zasłać słomą, wcześniej te wiązki, które ocieplały Stefana wynieść, kozinkę pokarmić, napoić, wydoić, no i jeszcze dopilnować w niedziele rano amorów. No, a dzisiaj: wyczyścić, słomę wnieść na powrót, posypać to osikane Lubisanem, coby nie śmierdziało i bakcyle wyzdychały. A Wacek tak się rozochocił, że wybił znowu dwa pręty w kojcu i w tym czasie, gdy naród na sumie się modlił, myśmy z Dzieckiem grzeszyli i spawali te pręty. (Niestety, zostawić ich tak sobie nie można, bo wybija oczywiście od góry i potem by się idiota na taki pręt mógł nadziać. Jak nie gardziołkiem, to np. okiem). Potem jeszcze przed wieczorem wysadził tę kratę z dolnego umocowania. Trochę musiałam z nią powalczyć, by ją na powrót zamknąć, a potem żelastwem jakimś zaklinować.Właściwie powinnam "cukiereczka" spuścić po brzytwie razem z tą kozą, choćby z tego powodu, że gnoja nie lubię - tłusty, oślizły kurdupel, który leje babę.. ("Cukiereczek" wziął się stąd, że dawniej, gdy ja pracowałam i on pracował, tośmy się czasem spotykali na drodze wracając ze swoich prac. Kłaniał się pięknie z daleka, z przekrzywioną główką i po "dziendoberku" pytał: "Może chce pani cukiereczka?" - chociaż mijałam go w locie. Mając za uszami tę laną babę, odpowiadałam w myślach "udław się chuju tym cukiereczkiem")
Dziś zaczynamy trzeci tydzień wspólnej przygody z Wackiem i najchętniej bym go przed świętami oddała, co zdaje się nie jest realne. Za parę dni moja Andzia będzie miała ochotę na amory i znowu będą trzy ciężkie dni do przeżycia. Dobrze, że Dziecko zjedzie 23 -go, to będzie miał kto spawać.

W chałupie zimno. Rozpaliłam w kotle już raniutko, bo ziąb był przeraźliwy. Uprzednio kocioł wyczyściwszy oczywiście. Popiół wyniosłam, wrzuciłam 11 wielkich wiader węgla, co nadal pod okienkiem leży. A Starszy, który ubiegły dzień przesiedział u Cioty, ze względu na obecność syna, dziś od rana latał z nożykiem do golenia, albowiem przyobiecał, że Ciotę na czyszczenie sumienia zawiezie. (Ciota całą noc się przygotowywała, więc już rannym rankiem telefony były - stąd wstał. Myślałam, że ona tak rachunek sumienia od nocy robi, a to tylko ubieranie się było.)W związku z tym był ponad sprawy przyziemne, jak podkładanie do pieca i pomknął czym prędzej. W piecu wzięło i się wypaliło.

A mi się po tych całych akcjach ze Stefanem zrobiła opryszczka - jak nigdy - po prawej stronie. W dodatku wnętrzności  strajkują. Na tę okoliczność zjadłam kaszkę mannę, czym sprawiłam psom wielki zawód, bo kaszki nie dało się wysępić. No, to idę działać, bo starszy się już zdążył  wyczyścić i powraca, ponieważ alarm się włączył. Ale, to jednak tylko listonosz. W dodatku do sąsiada....

Zdrowia i mocy!


2 komentarze:

  1. Tobie również spokojnych, pogodnych Świąt !

    OdpowiedzUsuń
  2. Swiąt spędzonych w spokoju, dużo zdrowia dla Ciebie ,dzieci i zwierzyńca .Krystyna

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..