sobota, 30 kwietnia 2016

Koniec kwietnia i nie tylko....

Jeszcze będzie o Stefanie i innych moich zwierzakach. Które ciągle mnie czymś zaskakują. A przoduje w tym Czarna - suka przygarnięta z ulicy, zlekceważona wychowawczo poza podstawowymi naukami umożliwiającymi psio-ludzką koegzystencję. Która rozumie "po ludzku" i robi różne rzeczy, których jej nikt nie uczył. Zaprowadza ład wśród naparzających się kotów, wchodząc między nie i rozsuwając nosem. Opiekuje się Księżniczką, rozumiejąc jakby, że ona już stara i słaba. (Księżniczka nie znosi wszelkich zabiegów higieniczno-kosmetycznych. Zawsze jest niemy protest "nie rusz mnie-nie dotykaj mnie. Bez względu na to czy to jest czesanie, zakrapianie oczu, szczotkowanie łapek, nie mówiąc o kąpieli, czy obcinaniu pazurów. Kiedyś przybiegła na ratunek, sama  kąpieli bojąc się okropnie, gdy Księżniczka została włożona do wanny. Dziś to samo: spała niby, ale kiedy Księżniczkę włożyłam do wanny, by umyć jej brodę - przybiegła, a potem nie odstępowała nas, gdy broda była rozczesywana.Przyprowadza Księżniczkę do miski, gdy dają papu, a ta śpi gdzieś daleko. Przyprowadza Księżniczkę z najdalszego pokoju, gdy mamy iść na spacer. Najczęściej robi to bez polecenia - po prostu idzie i wraca z Księżniczką. Ale czasem jest zbyt zaabsorbowana perspektywą wyjścia. Wtedy mówię "przyprowadź Niunię", a ona idzie i przyprowadza. Wciąż nie wiem, jak to robi i co jej mówi, ale przyprowadza.) Kocha wszystkich ludzi i zwierzęta. Oczywiście z wyjątkiem obcych kotów i kur na podwórzu.
Któregoś dnia, podczas porannego sikanka, pojawił się właśnie kot na horyzoncie. Oczywiście popędziły za nim obie, głuchnąc natychmiast i zatrzymały się na podwórzu sąsiada. A tam, w budynku gospodarczym, jest uwiązany na łańcuchu pies. I Czarna zastopowała akurat pod drzwiami z tym psem. Skóra mi ścierpła na grzbiecie, bo spodziewałam się jatki. Pędzę-lecę, a Czarna stoi nad tą zapchloną kupą kłaka, merdactwo ogoniaste odchodzi i nosek do noska.
Zimą szłam z psami na trotuarowy spacer po nakarmieniu kóz. Zostawiałam światło w obórce, by dokończyły jedzenie i gasiłam po powrocie ze spaceru. I sama nie wiem, jak to się zrobiło, ale na hasło "idziemy zgasić światło" - Czarna lądowała pod drzwiami obórki.
Uwielbiały chodzić ze mną do kóz. Przy czym Księżniczka snuła się korytarzem bez większego zainteresowania zwierzyną. Czarna natomiast kochała Stefana. Inne kozy nie interesowały jej jakoś. Wpadała do obórki i zatrzymywała się przy jego boksie, który był najbliżej drzwi. Stefan, słysząc, że się zbliżamy już wystawiał łepetynę przez "okienko" nad karmidłem. Czarna stawała na wprost niego i był "nosek do noska" oraz próba wylizania koziołowego cyferblatu, na co Stefan nastawiał się z "nibyróżkami" (Moje kozy są bezrogie, ale mają w miejscu rogów takie "guzy czołowe" - jakgdyby rogi miały zamiar się wykluć, ale się rozmyśliły. Nie widziałam innych kóz bezrogich i myślałam, że wszystkie tak mają. A dziś dopiero się okazało, że jednak nie.) Wystarczyło powiedzieć, wychodząc z domu "idziemy do Stefana" a Czarna już była pod obórką i wsadzała łepetynę między sztachety wrotek, zanim ja zdążyłam zejść ze schodów. Podczas powrotu ze spaceru ciągnęła zawsze do obórki i wyprzedzała mnie we wrotkach, żeby sobie "nosek do noska" zrobić ze Stefanem.

Dzisiaj przyszedł Wiesio, taki miejscowy wielbiciel browaru, którego czasem udaje się nająć do ciężkich i brudnych robót. Po wieloletnim spożywaniu, polotu się po nim spodziewać nie należy, ale robotę wykonuje sumiennie i niezwykle porządnie.  Dziś został zaangażowany do wysprzątania boksu Stefana, w którym było dużo suchej słomy. (Podsypywałam Stefciowi, żeby miał sucho, miękko i ciepło od spodu). Wybrał tę słomę na plandekę, a następnie spaliliśmy ją na środku podwórza. Z własnej inicjatywy poomiatał pajęczyny, które zrobiły się w ciągu dwóch tygodni, podklinował ruszające się słupy i dobił gwóźdź, który z jednego z nich wystawał. Potem rozrobiliśmy wapno i Wiesio, niezwykle starannie, wymalował cały boks. (Chciał sufit nawet, ale miał jakieś porządne ubrania na sobie i szkoda mi go było, bo schlapał by się doszczętnie) Po czym umył wiadro do czysta i szczotkę malarską, lepiej niż ja sama, po poprzednim malowaniu. Ukosiliśmy jeszcze trawy dla kóz i posadzili dwa krzaki borówki. Po czym Wiesio sobie poszedł, a ja wzięłam psy na spacer.
Przez całą chorobę Stefana pieseły rzadko chodziły do obórki. Każde moje tam wyjście związane było z jakimiś zabiegami przy Stefanie i nie życzyłam sobie odwracania uwagi na to, co robią w tym czasie psy.
Od mojego powrotu ze szpitala Czarna omijała obórkę obojętnie. A dzisiaj, po wieczornym spacerze pociągnęła, jak dawniej. Wpadła do środka, zatrzymała się przed boksem Stefana i tak stała. Zaskoczona i zdumiona, że boks jest pusty. Patrzyła - to do środka, to na mnie: "No, jak to? Co to ma znaczyć?" A mnie się dopiero wtedy rybka zaczęła robić. Powiedziałam "zobacz, nie ma Stefana". Jeszcze raz na mnie popatrzyła i wyszła.
Ciekawe czy "do Andzi" pogoni równie ochoczo, jak "do Stefana"?

A poza tym właśnie skończył się kwiecień. Wróciwszy do domu po zakończeniu prac zewnętrznych, zauważyłam odwróconą kartkę w kalendarzu. Widocznie Starszy też już miał dość tego fatalnego kwietnia. Ziąb nadal syberyjski. Tyle, że dziś nie padało, ale słońce wylazło dopiero po piętnastej, gdy zakończyliśmy zasadnicze roboty. W dodatku w polach mokro okropnie. Tak, że rozsada sałaty, którą rano zastałam na schodach, poczeka do poniedziałku.
Moje korporacyjne dziecko, nie dość, że nie ma wolnego poniedziałku, to jeszcze i wolnego wtorku nie ma. Wciąż się idiotycznie dziwię, jak to jest: sklepikarzowi zatrudniającemu ekspedientkę grozi kara dość wysoka grzywna za otwarcie sklepu w dniu 3 maja i postawienie tej ekspedientki za ladą. A w amerykańskiej korporacji można pracować, bezkarnie dla pracodawcy, we wszystkie kościelne i narodowe dni wolne od pracy ( tylko Szczepana i Poniedziałek Wielkanocny odpuszczają). Polska to bardzo dziwny kraj...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..