wtorek, 18 października 2016

kupa na gumnie

No, powiecie, niebywałe?! Że kupa i na gumnie -przecież to normalka, jak jest wieś i jest gumno i jest zwierzyna.
Tyle, że ja mam jakieś 13,5 tony tej kupy. I mam ją za to, że polazłam na wiejskie zebranie pyskować do wójta.
Że polazłam pyskować, to już pisałam. Po "powodzi" zmyło nam drogę, a że akurat było zebranie, na którym pojawił się wójt to polazłam. Nawiasem mówiąc, sama polazłam, bo wszyscy pozostali, nawet może bardziej zainteresowani dojazdem do swoich posesji mieli na to ....W każdym razie polazłam, choć Starszy miał naprzeciwko i "dzwoń do Waldka, niech też idzie". Na zebraniu wójt się pochwalił, ile to zostało ostatnio we wsi zrobione dzięki niemu. I jak zeszło na te kilometry wylanego asfaltu (na polnej drodze m.in - którą mało kto jeździ) to napomknęłam, że tu leją, a w innych miejscach przez 30 lat ani kamyczka nie dorzucili. Na co sołtys obiecał, że przy jesiennej dostawie kamienia w pierwszej kolejności "pani przywiozę" (aha, mi osobiście przywiezie. No, ale jak go zwał, tak go zwał, niech będzie, że dla mnie..No, bo i mnie łatwiej będzie ten kubeł do szosy poturlać raz w miesiącu.)

W poniedziałek miało lać (przez cały obecny tydzień zresztą). Więc jak zobaczyłam rano, że jednak nie leje to złapałam za kosiarkę, żeby jakoś to gumno ogarnąć. Wykosiłam wszystko, nawet niedojady "zapłotkiem". I dałam sobie w palnik totalnie. Robota wykończona, a ja też. Na mózg mi padło ani chybi. I przez ten mózg poszło w nogi. Do domu ledwie się przywlekłam. I już miałam prawie luz, bo Starszy się jednak przejął (Może by wypadało zacząć choroby symulować - on jest wtedy na prawdę przejęty i nawet skłonny do opieki. Nie wiem, czy o mnie się troszczy, czy siebie ma na uwadze.). Ja się też przejęłam, bo na następny dzień miałam zaplanowana wizytę u doktóra w Rz.- jak pojadę, jeżeli nie pójdę?
Wobec nagle powstałego luzu wykąpałam się i poszłam zalegać w trybie przedwczesnym.
O 21.30 telefon się rozdarł. Ki pieron po nocy, albo coś się stało! A tu sołtysa słyszę - Dobry wieczór, pani Iwono. Mam dla pani kamień. Za pół godziny będzie łódka. I czy można wysypać u pani na gumnie?"
No to wylegiwanie się zostało przerwane, trzeba było w odzież wyjściową wskoczyć. Sołtys pojawił się wcześniej, o czym poinformowały mnie domowe alarmy.
Czy się łódka skręci? A skąd wiem, czy się skręci. Mój Brat się skręcał.
Ten co przyjechał też się ostatecznie skręcił, ponarzekawszy, że "miętko"tu macie, poślizgawszy kołami przy cofaniu pod górę. W końcu zajął pozycję odpowiednią i wysypał te 13 ton tłucznia. (Potem okazało się, że na tej kupce jest 27 ton, z czego połowa ma iść gdzie indziej. Więc radość jakby mniejsza o połowę, bo połową tej kupki tę drogę "potrzepać" będzie można najwyżej, jak z solniczki solą)

Pieseły obwąchują, bo obce zapachy z tą kupą przybyły.

Przy czym okazało się, że trawnik, który miał  podłoże dostatecznie utwardzone dla przyczepy rolniczej wyładowanej ququ do wyprostowania resorów jednak był "za miętki" dla 40 tonowej renówki. Zostały 2 leje po bombie. (I po co ja po tym z kosiarką chwile przedtem latałam?!)

We wtorek Dziecię pojawiło się przelotem i obsobaczyło mnie telefonicznie, że po co się zgadzałam na wysypanie tego akurat na  naszym gumnie oraz że trawnik zrujnowany, a ono się napracowało (zapomniało jakby, że przy trawniku napracowywaliśmy się wspólnie). Po czym stwierdziło, że w sumie go to guzik obchodzi. No więc po co tyle szumu? Zwłaszcza,  że sołtys obiecał wyrównanie trawnika koparko-spycharką, która przyjedzie do kamienia.
Pod moją nieobecność  zebrała się rada ludowa, która uchwaliła,że najlepiej teraz połowę tego kamienia rozsypać na drogę, a drugą połowę na wiosnę dopiero.  Przez ten czas może sobie u mnie pod lipą poleżeć. Trawnikowi pod lipą daleko do trawników Kew Gardens, niemniej jednak, po półrocznym przebywaniu pod kamieniem normalny szlag by go trafił. Moje poświęcenie dla dobra ogółu aż tak daleko nie sięga, by na wiosnę zakładać trawnik od nowa. I tak tu, gdzie powstały te leje po bombie  - trzeba będzie podsiać trawę po wyrównaniu spychem. A jeżeli przy panu spychaczowym sołtysa nie będzie to z lejami będę walczyć ja i moja łopata. THX.

Lej po bombie. Ta koleina z lewej ma jakieś 7m długości. W najgłębszym miejscu ze 30cm min. No i powstał wał przeciwpowodziowy, tam gdzie najgłębiej, bo Jóźka nieco zaryło. Oprócz niej jeszcze 2 mniejsze. Razem tworzą trójkąt o podstawie ok.3m.W przeciwieństwie do zdjęć z Alll... - w rzeczywistości wygląda to dużo gorzej.

Metropolię odwiedziłam. Doktórkę zaliczyłam i mam spokojne sumienie, że zadbałam o siebie rutynowo.

8 komentarzy:

  1. czy ta droga co ma być kamienista przez gumno twoje idzie?
    co to jest 'łódka' bo z kontekstu żadne pływanie nie jest planowane.
    fajny żwirek na ścieżki ogrodowe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, tam, na pierwszym zdjęciu drogę widać. Ona idzie jakby wzdłuż posesji. A kupa leży na skraju gumna, tuz przy drodze.
    Łódka to jest rodzaj naczepy/przyczepy do ciągnika siodłowego/ciężarówki popularnie zwanych TIR. Wygląda jak wielka skrzynia, z tyłu ścięta (tak, że tylna, ruchoma burta jest pod skosem)Wierzch nakrywa się rolowana plandeką. Zawartość wysypuje się przez uniesienie przodu tej skrzyni do góry. Ponieważ jest to długie, więc podnosi się na jakąś straszną wysokość. A potem sobie szybciutko i cichutko opada. Wygląda to tak: http://wielton.com.pl/products/oferta-wielton/naczepy-wywrotki/
    Dodam tylko, że koła są z tyłu, przód jest mocowany do takiego "siodła" w ciągniku siodłowym (czyli takiej dziwnej ciężarówce, co ma tylko kabinę i z tyłu kawałek płaskiego z jedna parą kół (często podwójnych, wtedy znaczy ma 2 pary)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dwa lata temu zakładano w mojej wsi kanalizację ,na środku drogi gminnej ,która prowadzi tylko do mnie.Mieszkam 17 lat i przez ten czas gmina przejęła ziemię pod drogę kiedy kupowałam działkę , ale ponieważ nie miałam zbytniej siły przebicia bo jestem solo,gmina poza przejęciem ziemi nic nie robiła .Droga szeroka na 8 metrów i długa około 60 m.,żeby jakoś dojść do domu zamówiłam spychacz , później walec ,zasiałam trawę ,kosiłam i przez te naście lat zrobiłam dosyć twardą nawierzchnię porośniętą zielonym,dało się dojść a nawet samochodem osobowym dojechać jak nie było zbyt mokro.No i przychodzi ekipa z koparkami bo będzie kopany rów na rury kanalizacyjne ,proszę zróbcie ten wykop z boku bo to jest droga i nie będę miała dojazdu do domu.Oni na to to są użytki zielone i będą tak kopać jak im wygodnie.Oczywiście wykopali tak jak chcieli ,bo jakoś za Rejtana nie chciałam robić .Pół roku walczyłam z gminą o doprowadzenie do jako takiego stanu użyteczności , zrobili mi metrowej szerokości ścieżkę z jakiegoś gruzu i śmieci,dalej odpuściłam .Zaczęłam sama doprowadzać ją do użytku i modlę się ,żeby nie było żadnej awarii i nie zaczęli znowu kopać.Jest o w bardzo dużym skrócie , bo chcąc to wszystko opisać to jakieś opowiadanie by wyszło.Krystyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest chyba normalna praktyka gmin. U nas robiono najpierw gaz, potem wodę, a następnie kanalizację.
      W tamtych czasach gaz i wodę robiono na wsi tzw. czynem społecznym, który polegał na tym, że wpłacało się pieniądze na pokrycie kosztów inwestycji, a wykopy pod przyłącza na posesji robiło we własnym zakresie. Część tych wykopów oczywiście szła ta drogą, częściowo przez posesje - oczywiście rozryli i zostawili. Na posesji każdy tam jakoś z łopata i grabkami równał. A droga, niestety "prywatna" (13 współwłaścicieli - wszyscy, którzy maja pole lub zagrodę przy tej drodze, więc gmina się wypięła. Tyle, że byliśmy wtedy jeszcze piękni i stosunkowo młodzi, w najbliższym mieście ((5 km) działała cukrownia i mieli na zbyciu za fri żużel. Wystarczyło podstawić przyczepę, nasypali i podziękowali, że im się porządek zrobiło. Więc Starszy zaprzęgał Ursusa do przyczepy i woził, a chłopy łopatami rozwalały. Chłopy się zestarzały, cukrownię niemiec zrównał z glebą i nie ma jak i czym drogi równać.

      Usuń
  4. Dorodna ta kupa i pożyteczna, szkoda, że nie cała Twoja. Czy to znaczy, że jeszcze ktoś przyjedzie po tę połowę i znowu rozjeździ?
    Ja teraz mam tydzień dobroci dla lekarzy, zasponsorowałam dwóch a trzeci czeka w kolejce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Założenie jest takie, że przyjedzie koparko spycharka i łyżką to będzie wywozić w niedaleką pabliznost.

      Póki co nie przeprowadzam ani dnia dobroci dla doktórów. We wtorek nadwerężyłam budżet NFZ.

      Usuń
  5. Trzeba być społecznych chociaż jak to mówią - każdy dobry uczynek zostanie przykładnie ukarany
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Praktyka potwierdza tę teorię - jak widać został. Sumsiedzi maja lepszy dojazd, a ja mam lepszy lej po bombie.

      Usuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..