wtorek, 25 lipca 2017

palma majorka

No, palma zaczyna odbijać, jak jest taka lampa, jak wczoraj. A Majorka. No, sumsiadka moja ulubiona, od kooperacji dobrosumsiedzkiej, ma jorka. Na przechowaniu, bo wnusia pojechała na wywczas i jorka zostawiła babci co by mieć luz i blus. (Ojtam, ja z moją Księżniczką jeździłam, PKPem, PKSem, nawet z przesiadkami. Luz może miałam mniejszy, ale nie zostawiałam nikomu na głowie swojego psa.) Jork jest z tych genetycznie modyfikowanych - zminiaturyzowana miniatura, waży mniej niż moja najlżejsza kota (1,4 kg)- ma cieczkę i lata w pampersie (gdzie dają takie minipampersy?!) oraz drze ryj, tak że głosu więcej niż ciała. (To chyba reguła, że im mniejszy pies, tym większy głos. Boby ktoś nie zauważył i nadepnął, enpe.)

Dziecko w łykend przebywało. Przez te 1,5 roku niepobytu koledzy się powykruszali (nawet ci wieloletni, bo tacy to byli koledzy). Ci od motocykli za daleką miedzą , a co za przyjemność w pojedynkę motórem śmigać? Czyli Dziecko z nudów umierało, bo działania wszelakie w niedziele grożą klęska rodzinną. Wobec czego, z tych nudów, wybrało się do kolegi rolnika wielkoobszarowego, parę wsi dalej. I skończyły się nudy, a zaczęły się ekscesy:
Przeciętny wieśniak w świętą niedzielę nie szlaja się na kombajnie, bo nie ma po czym tego kombajnu ciągać. (Zresztą - nigdy nie miał kombajnu.) Ponieważ zabawa w rolnictwo na nielicznych hektarach stała się w pewnym momencie irytującym, męczącym i dość kosztownym hobby, więc, gdy ustał sponsoring  z rolniczych emerytur rodziców i dziadków z powodu naturalnej kolei rzeczy, przeciętny wieśniak sprzedał za bezcen swoje nieliczne hektary w postaci licznych działek lub oddał w dzierżawę rolnikowi wielkoobszarowemu. I teraz ten rolnik wielkoobszarowym, często zwany eurorolnikiem, szlaja się w niedziele na kombajnie po swoich licznych hektarach, a przeciętnemu wieśniakowi wątroba gnije. Z powodu iż "on mo, a jo ni mom" oraz z powodu iż przeciętny wieśniak w niedzielę po sumie zajmuje się spożywaniem napoje wyskokowych. Najczęściej w postaci piwa, bo w każdej wsi jakiś miejscowy supermarkiet ma jakąś piwną na łykend promocję - 1,69 za harnasia enpe. Ale jak mu mało, to w każdej wsi funkcjonuje jakiś Jóżek, który ruską harę na setki, a nawet pięćdziesiątki sprzedaje. Do spożycia na miejscu. Co prawda, bez zagrychy (w końcu to nie knajpa!) ale to nawet korzystniej, bo efekt zastosowania szybszy.
I czasem taki przeciętny wieśniak, po spożyciu, gdy już zamknęli supermarkiet, zapragnie jakichś bardziej emocjonujących rozrywek. Enpe, przejechać się raz w życiu takim wieeelkim traktorem, jakim ten eurorolnik, co jego hektary obrabia jak własne, jeździ sobie codziennie. Albo, no, prawie codziennie. Co tam, że noc ciemna, że do traktora zapięta przyczepa, supernówka, o którą właściciel trzęsie się jak jakaś lejdi o kolię brylantową (bo po prawdzie nawet przyzwoitą kolię zamiast tej przyczepy mógł nabyć).
Więc taki jeden, wykorzystawszy moment, kiedy operator na chwilę został odwołany do drugiej maszyny, wsiadł do kabiny Jasia Dira, dał po garach i poooszedł. Długo nie szedł, bo tak, jak pieszo poruszał się krokiem trzeźwego węża, tak i jechał trzeźwego węża tropem. Pech chciał, że skarpa była i przyczepa mu się ze skarpy spluzgnęła. Szczęściem na obrotowym zaczepie była, bo by się i chłopisko z Jasiem Direm wykopyrtnął i kołami nakrył, a tak się traktor na brzegu skarpy, w przechyle znacznym, ale na czterech kołach ostał. No i zaczęły się rozrywki dla liczniejszej rzeszy. Najprzód "jasio" został liną do drugiego traktora przypiety, żeby jednak nie stracił równowagi. Następnie z pieleszy wyciągnięty został właściciel dźwigu, co by przyczepę na koła postawić. Następnie chłopcy przystąpili do prac ręcznych, żeby te 6 ton rzepaku, któren się na ścierń skiprował, z powrotem na przyczepę wrzucić.
Wsi spokojna, wsi wesoła...
No, spokojna i wesoła, bo nikogo nawet szelest nie doleciał, jak trzech chłopa łopatami śniegówkami ten rzepak  do 2giej w nocy wiosłowało, a potem powtórnie całość przez kombajn przepuszczało, żeby odwiać, co ze ścierni zabrane. Ale, oj tam. Jeszcze by się z nudów chłopu co we łbie porobiło - jak mu te 7 hektarów rzepaku grad wymłócił, to by mu roboty w żniwa brakło.(Mało kto się domyśla, że wymłócony gradem rzepak jest bardziej problematyczny niż niewymłócony. Bo przecież grad łanu nie unicestwił. I nie wiadomo teraz czy te stojąco-leżące sztywne badyle ciąć mulczerem czy kombajnem. I w dodatku parę ton ziarka poszło w glebę. I to ziarko będzie wschodzić sobie przez parę następnych lat, robiąc za chwast w przyszłych zasiewach.)

Pewnego roku myśmy mieli podobną akcję, podczas wypychania ręcznego czubatej przyczepy pszenicy ze stodoły. Wiesio - pijaczyna miał zaczepem sterować, ale się zgapił, przód zrobił za duży skręt, koło weszło pod spód i pszeniczka się skiprowała. Dodatkowo przyczepa była wywrotka i zdjęło pakę z ramy. Rozrywki było na kilka par rąk, pare godzin i trochę sprzętu. Na szczęście pszeniczka poszła nie na ścierń, a  na ubitą glebę. A jednego razu skiprowało mi się z przyczepy Dziecko, dziecięciem jeszcze będąc: po otwarciu przez tatusia tylnej burty zjechało na ściernisko z resztką słomy będącej na przyczepie. Niskopodwoziówka to była, do gleby blisko, słoma zrobiła za materacyk i Dziecko wstało nawet radosne, że tak fajnie mu się udało zjechać.

Z rolniczych rozrywek niegroźnych - "drift" trzydziestką w wykonaniu mojego, 14-letniego wówczas, Dziecka. Ciekawe czy "Jasiem Jelonkiem" by się  udało takie kółeczko wykręcić..

Przy pracach polowych zdarzają się akcje różne. Dobrze, jeżeli nikt nie ponosi przy tym szwanku na zdrowiu, a kończy się conajwyżej dodatkowym nakładem pracy. Ale bywa i tak, jak się to pewnemu panu zdarzyło, na betonowym gumnie zgubić z traktoru pomocnika najemnego a następnie go wielkim kołem przejechać. Oczywiście pomocnik nigdy już nie powstał po tym przejechaniu, a trauma faceta jest dożywotnia. Od tamtej pory,  zanim ruszy,   kilkakrotnie sprawdza czy drzwi są zamknięte i na alkohol nawet nie spojrzy, choć trzeźwy był wtedy, jak dzika świnia na zakręcie.

7 komentarzy:

  1. Tajemnicze koła w zbożu ... naprawdę ciągnikiem takie zrobił? widuję podobne ślady na drodze, na asfalcie, ale to motorami młódź szaleje;
    mam różne wspomnienia z prac polowych, akcji żniwnej, różnych zdarzeń, czasami tragicznych, brak wyobraźni, przewidywania bywał okropny, dla dorosłych, dzieci; dziś brat pola nie ma, w rodzinnym domu została dwójka starych, schorowanych ludzi, dziewczyny poszły w świat, smutno mi, bo przyszłość domu rodzinnego jawi się w niewesołych barwach; zaczęłam o kołach w zbożu, skończyłam żalami, ale to chyba taka kolejność rzeczy ... żal, bo parę pokoleń rodziny tu żyło; z tymi znajomymi naszych dzieci tak bywa, wracają na urlop, a tu prawie nikogo, albo drogi się rozminęły, rodziny im trzeba zakładać:-) pozdrawiam serdecznie zza miedzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te koła tajemnicze akurat na ściernisku. W zboże traktorem dla zabawy nikt na wsi wychowany wjechać by się nie ważył. Szacunek dla chleba i potu, co wszedł w ziemię jest w genach. Tylko miejska młódź nowobogacka, taka co to świeża kasa taty we łbach poprzewracała, potrafi kładami zasiewy zjeździć.
      No, tak wies się zmienia. Starzy ludzie odchodzą, a młodzi, którzy zostają na wsi są tacy już niby nie wiejscy, ale miejscy tez nigdy nie będą.

      Usuń
  2. takie fajne story było a końcówka -horror. jak we współczesnej powieści - z zaskoczenia.
    Na mojej wsi hektary po horyzont w obie strony obrastają dorodnymi - ziołami. A w polu już nic - ani ziemniaka ani owsa. A jak tu nastałam 17 lat temu to zasiane było, choć ziemia lichutka. Taka unia takie czasy.
    Bo odkryłam że te chwasty - to w większości zioła lecznicze przeróżne, które dotąd w Herbapolu ( póki był) kupowałam, z nazwy jedynie znane. Teraz pora by sie poduczyć, bo ekologiczne są - żadnych nawozów w okolicy nie ma, bo upraw brak. a te trochę spalin nieważne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo życie to nie je bajka, Paniusiu - tez nas bierze z zaskoczenia różnościami różnymi, najczęściej horrorowatymi.

      A Herbapol nadal istniej, przeróżne ziółka, herbatki owocowe i syfne syropy na kukurydzianym ekstrakcie monsanto wytwarza. Tylko ciekawi mnie bardzo, skąd surowiec pozyskuje, bo za tzw. komuny w każdym grajdole był punkt skupu ichni i ludziska zbierali ziółka dzikie i sprzedawali.Takoż bez czarny kwiecie i owoc, jarzębinę, dziką różę, głóg itp. Bądź uprawiali, np. mietę, i tez w tych skupach sprzedawali. Nawet zuchowe drużyny dorabiały do obozów letnich skubiąc jasnotę biała czy jaskółcze ziele.
      A teraz nie skupują nigdzie nic.
      Nie trzeba. Z czajny się przywiezie. Małe żółte rączki zbiorą, kapeluszami przeniosą, popakują. A że z wsadem rtęciowym czy ołowianym to cóż. Eci-peci rules.

      Usuń
  3. Jakiś niedosyt nowych foto-kotów mnie dopadł. Dałoby się coś zrobić w temacie?

    OdpowiedzUsuń
  4. prosze mi tu jaskółczego ziela nie wspominać, bo mi się tak rozpleniło że w każdym kącie jest. a ja go nie lubię. pokrzywy zapomniałam ściąć majową pora i mam - kwitnące ścirwa 1m wysokości.

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..