sobota, 15 czerwca 2019

precz z debilami !

Najbardziej przykre, co może człowieka spotkać w codziennych kontaktach z rzeczywistością, to zetknięcie z debilizmem lub skutkami czyjegoś debilizmu.
Niestety, coraz częściej mamy do czynienia z przejawami debilizmu, wdupiemania, indolencji umysłowej. jakoś tak się porobiło, że tępota się przepycha do góry, rozpycha się łokciami depcząc innym po nagniotkach lub winduje na czyichś plecach umiejętnie stosując wazelinę (zasada gówna i okrętu). Tępota, nie mająca własnego zdania, ale mająca wyczucie momentu w którym należy powiedzieć "Tak! Tak!' na hasło odpowiedniego wodza już za chwile wiele może.
Na użytek tej tępoty zostały opracowane procedury postępowania (czyli tzw. algorytmy. Algorytmy, dodam, nie są wymysłem informatyków. Stosowane były powszechnie już za Babci Austrii i cysorza Franciszka Józefa, za których to panowania tępota urzędników była anegdotyczna aż i uwieczniona w literaturze. Mądry cysorz chciał zapewne ratować honor cysarstwa każąc opracować odpowiednie procedury. Teraz jego śladem idzie miłościwie nam panująca Unija, która też na wszystko ma "procedury", a my zawsze bardziej papiescy, jak sam papież, więc u nas procedury rulez) Gorzej, jak się pojawi algorytm z pętlą i tępota umysłowa się w tej pętli zapętli. Lub, gdy za opracowanie "procedury" zabierze się także jakaś tępota i np. nie umieści w niej właściwych danych wejściowych. (Poprawnie skonstruowany algorytm powinien zawierać: dane wejściowe, instrukcję postępowania krok po kroku z zachowaniem kolejności, zakładany wynik postępowania) Pewna osoba właśnie potyka się o procedury, chcąc zarejestrować przyczepę. Panienka z okienka zażądała numeru VIN. Panienka z okienka nie posiada żadnej wiedzy w temacie swojej urzędniczej działalności, wobec czego nie wie, że numery VIN są bezwzględnie obowiązujące dopiero od jakiegoś czasu, a wcześniej były używane w celu identyfikacji pojazdu np. numer silnika, numer nadwozia, podwozia, numer ramy (właśnie dla przyczep). Ponieważ panienka z okienka nie ma wiedzy i rozumu, ale ma procedury, więc uczepiła się twardo tego numeru VIN i postanowiła (chyba już wysilając własny umysł) skontaktować się z krajem pochodzenia przyczepy w celu ustalenia onego numeru. Co zajmie przy dobrych wiatrach jakiś miesiąc np. podczas którego właściciel owej przyczepy będzie żuł paski od spodni, ponieważ nie może wykonywać swojej pracy, a więc zarabiać. także na utrzymanie owej urzędniczki.
Ja natomiast zmagam się ostatnio z tępotą i wdupiemaniem sprzedawców i wytwórców.
Moje korpoDziecię zdecydowało ulżyć mej doli hałsłajfa obsługującego dwóch leniwych samców i nabyło dla mnie drogą kupna przez internet pralkę do garów i przecudne cudo w postaci robota marki Kenłud ( nie planetarny, ten z malakserem, posiadający także w sobie blender, sokowirówkę i parę innych, strasznie przyjemnych cudów na kijku). Kenłud sie sprawdził natychmiast znakomicie wykonując mi cudną bezę na mini Pavlove. Natomiast z pralka jest nadal pod górę. Wczoraj już było bardzo blisko, gdyby własnie nie debilizm producentów armaturki hydraulicznej. Skończyło się zalaną kuchnią i totalnym wqrwem, bliskim zalania się (gdyby nie ten cholerny upał zapewne bym to uczyniła). W mieścinie mej najbliższej jest ci sklepów z hydrauliką nawet sporo, ale znając życie w celu nabycia tego co trzeba należałoby oblecieć przynajmniej kilka. Zatem, biorąc pod uwagę swoje możliwości psychofizyczne oraz prognozę pogody usiadłam do kompa. Odpaliłam najpopularniejszy bazar w necie i zaczęłam oglądać obrazki z syfonami zlewozmywakowymi dwukomorowymi z wyjściem na pralkę/zmywarkę. (Przy okazji doszłam do wniosku, że niektórzy sprzedawcy tych części, mogliby z równym powodzeniem sprzedawać np. mięso -tez o nim nic nie wiedzą. Dla wielu "wejście" na przelew to to samo co "wyjście" na zmywarkę.) W końcu natrafiłam na obrazek z takim syfonem, jaki sobie umyśliłam. Okazało się, że ten sprzedawca ma akurat także zestaw potrzebny do podłączenia węża do istniejącej baterii, a nawet górne wylewki różnej długości(zdecydowałam, na okoliczność odkręcania baterii wymienić wylewkę na górną, bo jest wygodniejsza). Wylewka posiadała 4 zdjęcia, przy czym na zdjęciu głównym wyglądała inaczej niż na pozostałych. Wobec czego zadzwoniłam do pana, żeby zapytać, którą właściwie sprzedają i usłyszałam, że zdjęcie główne to "zdjęcie poglądowe" (cokolwiek to znaczy!). Lampka mi się nie zaświeciła (chyba się tranzystory przegrzały!) i zamówiłam. Wysłali błyskawicznie, dostałam pakę już następnego dnia, otaśmowaną optymistycznie "zapakowano pod nadzorem kamer". Dalej już optymistycznie nie było. Mena żadnego pod ręką też, ale syfony w zlewach i umywalkach montowałam osobiście już miliony razy, więc się zabrałam. Na wstępie okazało się, że w worku jest syfon zupełnie inny niż był na obrazku, w dodatku wykonany z jakiegoś gównolitu i przekroje rur były jak w umywalkowym. No, bajka, przeżyjemy, montujemy. Po czym się okazało, że normalnym sposobem nie da się uzyskać pożądanego i deklarowanego  rozstawu odpływów z komór. Cza rżnąc rury. Co to, to już, do cholery nie. Zdecydowałam zwrócić. I tu siurpryza. W opisie aukcji napisane "zwrot darmowy", a w formularzu zwrotu wychodzi, ze jaka wysyłka taki zwrot. A wysyłki były tylko dwie - paczkomat i kurier. Z oczywistych względów wybrałam kuriera. Kurier kosztował 19 zł, syfon 25. No to zwrot by mnie kosztował tyle co ten kawałek gównolitu plus kupę zawracania głowy.  W każdym razie zakomunikowałam sprzedawcy, ze dostałam zupełnie co innego niż w opisie aukcji i na obrazkach. na co usłyszałam "Sprawdzimy, czy mamy takie syfony". I tu mi szczęka tak haratnęła o podłoże, ze nie powiedziałam już nic więcej. I może lepiej, bo bym powiedziała pewnie za dużo i obraźliwie. Po czym byliśmy w miasteczku celem odwiedzenia doktóra mężowego ( I tu znowu zonk: zachciało mi się jakiegoś przeciwbólowego mózgojeba, w miarę łagodnego dla żołądka, a solidnie mózgojebnego. Poprosiłam panią o tra...dol. Po czy w aptece się okazało, że nap..xen. Tia, najłagodniejszy dla żołądka! Zostałam więc z podwójnym wqrwem i przecudnym nerwobólem utrudniającym funkcjonowanie.) i nabyliśmy jakiś syfon. Ostatecznie został on wczoraj zamontowany. Co zajęło jakieś 3 godziny, także wymagało rżnięcia rur oraz ostatecznie odwiedzenia marketu budowlanego celem nabycia kawałka rury z kryzą, bo syfon był tak krótki, że wylot nie chciał się w żaden sposób spotkać z istniejącym odpływem. Następnie doszło do montażu podłączenia wody do zmywarki. Super. Zakręciło się cudnie. Po czym okazało się, ze niestety bateria się na to zakręcić nie da. Starszy zaczął cudować na temat manewrowania krzywką. Po dokładniejszych oględzinach wyszło, że przedłużka wystaje ze ściany mniej niż kranik. Odkręcamy. A po ścianie się ciurka. Już pół kuchni zalane. Latam na mopie. Dziecko mierzy suwmiarką. Wychodzi różnica na głębokości gwintu wewnętrznego 5 mm. Tego się nie da "zakręcić troszkę" - musi być w opór, żeby uszczelka dolegała (po odkręceniu okazało się, że istniejące uszczelki szlag trafił, dobrze, że nabyłam kilka, zresztą także jednorazowych). Ponieważ dziecko miało zaplanowane pilne zadania rolnicze, sprawa legła ad acta, zakręcono baterie, ja ponownie obleciałam na mopie zbierając pół wiadra wody z podłogi.
I zabrałam sie za 3 gary truskawek, które od poprzedniego dnia czekały na finał.

No, zmęczyły mnie trochę  te zmagania z przejawami debilizmu. Oraz zmęczył mnie istniejący bałagan związany z instalowaniem, przesuwaniem, przestawianiem itp. Zrobiłam ostatnie podejście: w ścianie sterczą dwie zaślepione rury, które bardzo dawno temu zostały przygotowane pod zamontowanie bojlera. Podłączymy do jednej z nich (oczywiście tej, w której jest woda). Podjechaliśmy do miejscowego marketu budowlanego (tak, istniej taki u mnie na wsi) i nabyłam kranik pralkowy, tym razem z krakowskiej Armatury. Wreszcie sukces. Może nie do końca estetycznie, bo kawał węża wisi na ścianie, ale skutecznie.

Na koniec pozytywnie: rzeczywistość ze zmywarką ma zupełnie inny wymiar!

1 komentarz:

  1. Nawet nie wiem co napisać, zatkło mnie, hrehrehre! Jak mówiła, nasza sąsiadka. No rynce i cycki opadywują.
    No co mogę napisać, niech te gary pierą się dobrze w tej kosmicznej maszynie.

    Serdeczności colorado, pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..