Opuściłam szpitale już dość dawno, ale najpierw nie byłam w stanie psychofizycznym zaglądać tutaj, a teraz mam lapka ze zdechła klawiaturą, z którego nie da się nic napisać. No więc znowu pisze z telefonu, zatem mogą wyjść babole tekstowe, bo on czasem próbuje być mądrzejszy ode mnie.
W szpitalach przebywalam łącznie 2 miesiące. W tym pierwszym ostatecznie mnie nie naprawili, natomiast dopuścili do stanu zagrazajacego życiu. Gdy się dzieci dowiedziały, że szykują się do następnej operacji u mnie poruszyły, co mogły. Ostatecznie uprowadzily mnie karetka, w pozycji horyzontalnej i na pompie morfinowej (łatwiej było doktorom lokalnym podać morfine dla usmierzenia bólu, niż szukać jego przyczyny) do szpitala specjalistycznego w Skawinie. Tam najpierw doprowadzali mnie do jako takiego stanu, bo po pobycie w szpitalu lokalnym przestałam chodzić, czym się nikt absolutnie nie przejmował, a wyniki badań wszelakich miałam tragiczne. Potem nastąpiła druga operacja. Okazało się, że źródłem bólu były zrosty na jelitach, które doprowadziły do perforacji. Tak więc zostałam po tej operacji trochę lżejsza, o to co mi wycieli. I zaczęłam pomału wracać do żywych. Było to dość trudne, bo ja nadal nie chodziłam, ale tu były osoby odpowiedzialne za to, żebym znów zaczęła. Kasia pracuje w Skawinie, więc była u mnie codziennie, narażona na moje fochy i upierdliwosc. No, a potem zaczął rządzić koronawirus, szpital został zamknięty dla odwiedzających i czym prędzej postanowiono mnie wypisać. Wcześniej włączono mi zywienie pozajelitowe i Kasia została przeszkolona do podłączania go. Zainstalowaniu także tzw. Broviaca, czyli stałe wejście do żyły centralnej, do którego te kroplowki kapia. Zatem oczywiste było, że z tego szpitala nie wyjdę do domu, tylko do Kasi
Co prawda ona pracowała cały czas zdalnie, jednak tak było bezpieczniej. Okazało się, że słusznie, bo po paru dniach, mimo 2 l codziennie przyjmowanych w kroplowkach elektrolitow i 1,8 l żywienia udało mi się kompletnie odwodnic i musiałam wrócić do szpitala na tydzień jeszcze. W momencie ostatecznego wypisu wazylam 37,5 kilo.
Po 1,5 miesiąca u Kasi wróciłam wreszcie do domu. Kasia przyjechała że mną i całe szczęście, bo moje dwie męskie sieroty doprowadziły chałupe do stanu tragicznego i sama bym tego nie odgruzowala. W międzyczasie nauczyłam się od Kasi tych wszystkich procedur związanych z podłączeniem, wymianą butli, odlaczaniem, zmianą korków niekapkow, plasterków itd. Tak, że szkolenie, na które pojechałam w ub. tygodniu, było jedynie formalnością. Kasia wróciła już do siebie, bo od czerwca mają zacząć pracować biurowo przez parę dni w tygodniu, A ja zostałam sama z całym kramem. Starszy się przez te parę miesięcy najwidoczniej przetrenowal, bo teraz już za nic nie złapie. No, czasem mi pomoże pranie wynieść albo pozbierać. Dziecko czasem chwyci za odkurzacz, bo latanie na odkurzaczu jest dla mnie nadal dość trudne. Ogólnie do normalnego funkcjonowania jeszcze michyba dość daleko. Staram się trochę ruszać i robię co mogę w domu, ale po każdym takim działaniu muszę trochę poleżeć. Pokonywanie schodów to nadal problem, zwłaszcza gdy nie ma poręczy. Prawdę mówiąc to nawet nie oglądałem z bliska moich rabatek, trochę dlatego, żeby się nie załamać, gdy zobaczę jak je opanowały chwasty. O ile rabatki są jeszcze do uratowania, to ogródek ziołowy już raczej nie. Tak, że w temacie upraw to będzie na tyle w tym roku. Starszy co prawda liczył na jakieś pomidory i ogórki jak zeszłego roku, ale widać, że się przeliczył.
No, to na razie tak sobie egzystuje, jako niewolnik pały- ponad pół doby jestem uważana do stojaka na kroplowki. Oczywiście wykorzystuję te drugie pół doby, ale i tak muszę się podłączyć najpóźniej o 18, a leci to wszystko czasem do 11. No i tak się turlam z tym dragiem po chałupie śmiejąc postrach wśród domowego poglowia. (A propos poglowia - kozy niestety pojechały do innych ludzi. Pocieszające, że nie do gara, lecz na łąkę) Dziękuję Wam wszystkim za wsparcie duchowe, za to, że wciąż tu zagladacie i jesteście że mną dobrymi myślami. Jeszcze będzie pięknie (Mam nadzieję)
Nie patrzymy na babole, jeśli takowe są, to resztę załapiemy:-)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jesteś w domu, choć leciutka jak piórko i z podporą stojakową u boku ... a że grządki, że w domu czasami zagruzowane, niech Ci to nie przeszkadza, musisz odzyskać zdrowie.
Jeszcze będzie pięknie /dla wszystkich/ - pozdrawiam serdecznie.
Jesteś niezłomną kobietą i powoli dojdziesz do formy. Trzymam kciuki i dobre myśli wysyłam. Jeszcze na pewno będzie pięknie :)
OdpowiedzUsuńO matko, to niezły hardkor przeżyłaś ! Teraz już musi być tylko lepiej, pomalutku dochodź do siebie , a na zioła i ogród przyjdzie czas , jak będziesz w lepszej kondycji. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńJezu jak sie ciesze z tych krociutkich wskrzeszen....to poczulam jak zobaczylam ze napisalas. Dlugo sie wpatrywalam w oslupieniu? niedowiarze? szczesciu? A przeciez czulam ze zyjesz,ze ty musisz dac rade.Wierze w cuda,inaczej bym zwariowala. Jestem bardzo szczesliwa w moim ostatnim smutku ze zyjesz,dochodzisz do siebie i zdrowia. Nic nie jest wazne oprocz tego. Wspaniale piszesz z telefonu(Ja z niczego nie umiem pisac) i pisz prosze jak bedziesz miala sile.Bardzo mi cie brakowalo, to byl bardzo dlugi czas bez twoich przemyslen,opini,spostrzezen. Dziekuje Bogu ze bede mogla cie slyszec. Przytulam goraco i czolko caluje.
OdpowiedzUsuńNareszcie jesteś :) wiedziałam że żyjesz, czasem gdzieś coś napisałaś. Teraz już będzie coraz lepiej, uściskam delikatnie żeby Ci rurek nie wyszarpać <3
OdpowiedzUsuńRena
Boze, Kobieto jakie szczescie, ze z tego wyszlas. Teraz jest Twoj czas i tylko Twoj. Dbaj o siebie i sie nie przemeczaj. Wszystkie obowiazki powinnas przekazac panom, naprawde!
OdpowiedzUsuńPan starszy niech ruszy dupe w troki i sam posadzi pomidorki i ogorki - dla wszystkich czlonkow rodziny.
Jeszcze bedzie pieknie, nie ma innej opcji!
Trzymaj sie, i odezwij sie od czasu do czasu - moc serdecznosci Ci przesylam.
"Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie ...." tak śpiewali chłopcy z Tilt-u i Twoje końcowe słowa przypomniały mi tę pieśń.
OdpowiedzUsuńAleż miałaś ten 2020, aż strach pomyśleć i nie będę to ściemniać że rozumiem Twój ból i że jest on mniejszy niż mój bo moje kuku to nic w porównaniu z moimi zmaganiami.
Zdrowiej i dochodź do formy
Oczywiście powinno być "z Twoimi zmaganiami"
OdpowiedzUsuńDobrze, że wracasz...🌞
OdpowiedzUsuńZdrowiej i niczym się nie przejmuj ,chwasty to też piękne rośliny.Krystyna
OdpowiedzUsuńZdrowiej, zdrowiej, zdrowiej!!! Wracaj do formy. A chwasty? Cóż to też firma życia, a przecież niektóre są takie bogate w cenne składniki. Taka pokrzywa no cuda z niej można. I pić i lać na włosy i na kwiatki :) Dobrze, że już jesteś z nami.
OdpowiedzUsuńCiszę się, że zmierzasz w dobrą stronę. Tylko te Twoje chłopy mogłyby się bardziej postarać.
OdpowiedzUsuńJesteś teraz pewnie jedną z niewielu osób, które pragną ważyć więcej. Niech Ci zdrowie wraca.
Odezwij się znowu - tęsknimy!
OdpowiedzUsuńMyslimy, trzymamy kciuki, czarujemy. Nie nagabywam, swiadomosc ze Jestes wystarczy. Wiem ze przyjdzie czas na wszystko. Zdrowiej spokojnie kochana
OdpowiedzUsuń...a wiesz - my czekamy...❤️
OdpowiedzUsuńKochana Pani, prosze do nas, co tesknia bardzo i smutno im bez pani, napisac cos, troszeczke troche...
OdpowiedzUsuńDuzo zdrowia i nadziei pani Iwono kochana zycze. I duzo wiary
OdpowiedzUsuń❤❤❤
OdpowiedzUsuńPani Iwono tesknie za pania, brakuje mi pani, prosze dac jakis znak zycia, ze pani jest, to mi wystarczy, bedziemy czekac cierpliwie wszyscy ktorym zalezy bardzo na Tobie
OdpowiedzUsuńBez Ciebie online swiat jest bardzo ubogi
OdpowiedzUsuńTfu tfu na psa uroki kobieto odezwij sie
OdpowiedzUsuńDuzo zdrowia, wytrwalosci, nadziei i wiary Pani zycze. Czekam i czekac bede
OdpowiedzUsuńKochana Pani Iwono w imieniu swoim i wielu innych osob ktore tesknia i czekaja na pania,zyczymy zdrowia, zdrowia i mnostwo zdrowia, zeby odezwala sie pani do nas. I czekac bedziemy z Bogiem
OdpowiedzUsuńKiedy człowiek tak długo nie pisze, to w innym człowieku pojawiają się różne czarne myśli... Dużo zdrowia.
OdpowiedzUsuńCzekamy. Pozdrawiamy. Tęsknimy. Napisz proszę chociaż krótki post :)
OdpowiedzUsuńIwona odezwij sie
OdpowiedzUsuńPani Iwono kochana, moze to juz czas dac znak tym co wierza i czekaja i po prostu kochaja i kochac beda
OdpowiedzUsuńCaly czas zagladam, zapomniec nie moge i nie chce, wierze ze niedlugo Cie uslyszymy
OdpowiedzUsuńCzy cos sie stalo?
OdpowiedzUsuńTaka cisza, pani Iwono tego sie nawet kotom nie robi
OdpowiedzUsuńPani Iwono, prosze sie odezwac do nas. Gorace pozdrowienia
OdpowiedzUsuńI tak się człowiek zastanawia...
OdpowiedzUsuńWIEM, że wchodzę na Twój blog nadaremno ale wtedy wiem ,że ciągle jesteś z nami.I tak będzie już zawsze.Jestzawsze.Jestes - byłaś wspaniała
OdpowiedzUsuń