piątek, 15 marca 2013

Druga.

Właśnie Pan Arkadiusz napoczyna mojego bambosza. Niech je, przynajmniej powstanie przymus nabycia nowych.
Już drugą noc z rzędu Lalka wyprowadza mnie o takiej porze na sikanie. Wczoraj zbudziła mnie bombardowaniem drzwi i popiskiwaniem. Co jest?  Zwykle wyprowadzona wieczorem, spokojnie doczekiwała rana. Co prawda przez ostatnie 2 dni wypijało towarzystwo po 2 michy dziennie. Wolałabym, zeby to był nadmiar wypitej wody, niż jej wiek. Wlazła pod kołdrę i pochrapuje. Wcześniej pod kołdra było jej za gorąco. Pan Arkadiusz tym razem na wierzchu, ale i tak grzeje w stópki. Czarna gdzieś się tajniaczy po domu.
Śnieg sypie nieprzerwanie - wczoraj cały dzień, paskudna drobna kaszka, mieciona północno -  zachodnim wiatrem, wsypująca się za kołnierz, gdy szłam z psami i prawie natychmiast zasypująca ślady. Rano trzeba będzie, po raz pierwszy tej zimy, wyjść na podwórze i drogę w dwie łopaty. Pocieszam się tym, że zanim dziecko wstanie - sąsiad z góry i sąsiadka obok pojada już do pracy i trochę drogę przetrą. Chyba, że zdąży zasypać.
Dziś Pan Starszy otworzył wreszcie wyciąg z banku i dowiedział się, że jest posiadaczem dość pokaźnej kwoty.( Czytając ze zrozumieniem wydruki z bankomatu, powinien o tym wiedzieć już półtora miesiąca temu, ale on uważał, że bankomat - idiota, bzdury drukuje) Humor mu się nieco poprawił i nawet zaczął ze mną rozmawiać. Co natychmiast wykorzystałam, sugerując, że właśnie są pieniądze na czesne Dziecka. Stwierdził, że Dziecko powinno iść do pracy. No to niech mu znajdzie. Co Dziecko wyskoczy z jakimś pomysłem na zarabianie, to twierdzi, że to się nie da.
Właściwie, to nic się nie da. I w związku z tym nie warto niczego próbować.
 Ciotka zadzwoniła, że dostała upomnienie z T-Mobile w związku z niezapłaconym rachunkiem. Dała mi pieniądze na ten rachunek razem z poprzednim, po czym nie poinformowała mnie o wysokości faktury, po czym ja zapomniałam a potem sobie przypomniałam, ale miałam przelać "jutro". Dla ciotki to była konfuzja straszna, bo ona zawsze wszystko miała popłacone akuratnie.
Kasia dzwoniła, jak zwykle rano, w drodze do pracy i potem, jakoś późno wieczorem. Nie była zbyt rozmowna, bo źle się czuła i szybko skończyła. Pan Starszy pewnie miał ochotę jakiś komentarz polityczno - doktrynalny wygłosić, bo poczuł się urażony, gdy skończyłam z nią rozmowę, nie dając mu telefonu.
On zachowuje się jak blondynka z nieustającym peemesem. I jest to totalnie wqrwiające, bo nigdy nie wiadomo, jakiego zachowania się po nim spodziewać.
Dziecko łazi jeszcze, podkładało do pieca. Zawsze są przy tym takie huki, jakby miało piec rozbić. 
Wczoraj trochę więcej "pobyłam" u kóz. Miała zrobić porządek w kurzej części i odkładałam to na ""jutro". 
No i w końcu wczoraj już stwierdziłam, że to jutro właśnie nadeszło. I w odpowiednim momencie, bo dzisiaj już bym z taczkami nie wyjechała. A zdopingował mnie niezbyt przyjemny zapach na dzień dobry, Właściwie to był zapach amoniakowy i nie mógł pochodzić z kurzej części. Może dlatego, że przez ostatnie 4 dni kózki korowały sobie wierzbowe gałązki? Trochę pozbierałam u kóz, posypałam lubisanem i świeżą słoma na lubisan. U kur też, z bólem serca posypałam lubisanem, bo w tych warunkach, posypanie wapnem spowodowałoby trudne do zniesienia wyziewy. Ciekawe, co za związek chemiczny powstaje, jak się na ubrudzoną gnojem posadzkę rozsypie wapno.
Kozy coraz okrąglejsze. Andżelinie pozostał niecały miesiąc, ale na razie żadnych zmian. 
Poczekamy.
Nie pojechałam do Kasi na początku miesiąca i już pewnie nie pojadę wcale. Jak się kozy wykocą to nie będzie możliwości. Trudno.