niedziela, 24 marca 2013

dosyc...

Mam dość..
Przede wszystkim zimy. Przypomniała sobie o swoim istnieniu w ub. piątek i tak dała do wiwatu, jak od grudnia nie dawała. Kisiła się ta zima całą zimę, a jak wiosna zaczęła się zbliżać w kalendarzu, to postanowiła pokazać jej figę. Sypało, wiało i kurzyło. Podwórze pełne śniegu, strych na domu pełen śniegu (majster od kominów -idiota - spieprzył okucia i na strychu zaspy) Na strychu nad stajniami zasypało mi siano, czego nie pamiętam od 25 lat. Stodoła pełna śniegu.
Dziecko się zerwało i zaczęło robić pług odśnieżny. Do wieczora zrobiło. Co z tego, jak traktor nie odpalił. Dziecko wyglądało tak nieszczęśliwie, jak dziecko. I zmęczone było. A w sobotę na zajęcia, podwórze nieodśnieżone, wyjechać się nie da. W sobotę rano wystartowaliśmy na dwie łopaty, wcześniej wydeptawszy trasę - najkrótszą - do drogi. Szybko nam poszło. Nam sie we dwójkę z Dzieckiem bardzo dobrze pracuje. Pod warunkiem, że realizujemy jego pomysły. Bo jak ma zrobić coś dla mnie to bardzo długo mu schodzi z początkiem. Czasem tego początku nie ma wcale.
 We wtorek pojechaliśmy do miasta. Pan Starszy wreszcie zakojarzył, że ma dużą kasę na koncie i postanowił popłacić wszystkie należności -PZU, wodę, prąd, podatek rolny, i czesne Dziecka. Kupa pieniędzy. Samo ubezpieczenie budynków 500zł, prawie o 100zł więcej niż w ub. roku. O tyle samo wzrosłą jedna rata podatku rolnego z 250 na 360. Zgroza. Akumulatory do ciągnika  - 600zł. Poszli we dwóch je zakładać. Dziecko zakładało, Pan Starszy mamrał. Potem w końcu pług został wypróbowany, ale zaczęło się błoto robić na podwórzu takie, że buty można było zgubić.  Parę dni było ładnie, słonecznie, w czwartek umyłam parę okien. Wiedziałam więc, że najpóźniej następnego dnia coś spadnie.
 No i spadło - mnóstwo śniegu nocą. Dobrze, ze tym razem strychy pozostały wolne od śniegu. Traktor na nowych akumulatorach już pali, toteż pług mógł być użyty zgodnie z przeznaczeniem.
Wczoraj, całe popołudnie Dziecko siedziało przy kompie, oglądało głupoty i oszukiwało, ze ma wstęp do laborki z fizyki zrobiony. Tylko czemu nie drukuje?
Po czym kazał obudzić się w sobotę o 5.30, że  się tej fizyki pouczy. O dziwo wstał,napisała, wydrukował i pouczył się, co zaowocowało tym, ze na "wejściówce' dostał 7 punktów na 10.
W czwartek przekopałam się przez dwa pokoje i łazienkę. Na dziś zaplanowałam pokój Dziecka i Pana Starszego. No, u Dziecka, to mnie wcięło na dłużej. Te wszystkie jego samochodziki. On nie widzi potrzeby odkurzania, a mi szkoda, żeby takie stały. Stoi tam tych samochodzików pewnie ok 30. Kilka dużych modeli z Burago i mniejsze, z różnych firm. Najstarszy ma pewnie ze 20 lat, a najmłodszy był kupiony parę miesięcy temu - milicyjny polonez. Część kolekcji, małe matchboxy, są w pudle. Tam są jego pierwsze matchboxy, które dostał od Anki - chrzestnej matki, w czasach, gdy były one prawie nieosiągalne. Na regale miś i parę pluszaków. Maja tam stać i już. I nie wolno ich nikomu dawać. Wielkie pretensje były, jak dałam psu do zabawy pluszowego tygryska. Pies oczywiście tygryska zniszczył. Poukładałam książki. Ma tam cały przekrój od książek z dzieciństwa po Grishamy i Forsythy. Niedzisiejszy facet, który czyta książki. Był okres, kiedy czytał mnóstwo na komputerze. Ogromne ilości. I wszystko , co mu skądś, gdzieś do głowy wpadnie, zostaje tam. Wie takie różne rzeczy, że mnie zaskakuje. Miał tak zresztą od dziecka - siedział na dywanie i układał klocki. I wydawało się, że jest cały w tych klockach lego, bo konstrukcje tworzył fantastyczne. A po jakimś czasie wyskakiwał z wiadomościami, które mu z telewizorni przywędrowały do łepetyny, gdy te legusy układał. Szkoda tylko, że nadal nie ma pomysłu na siebie. I że nie ma pracy. Byłoby lepiej dla niego, gdyby ja miał. I mnie byłoby łatwiej, bo takiego doła finansowego w życiu nie miałam, jak mam teraz. Nawet na studiach nie było takiej sytuacji, żebym była bez grosza, jak dziś. Trzeba to jakoś przeorganizować.Muszę znaleźć jakieś źródło dochodu, bo z samej emerytury nie wyżyjemy.
Już wiem, że szycie tych poszewek mija się z celem, bo nie ma ich gdzie sprzedać. Poszewki są naprawdę ładne, ale co z tego. Jedyna dla mnie możliwość sprzedaży to allegro, a tam poszewek są tysiące. Wisza na tym allegro już prawie dwa tygodnie, a wyświetlały się zaledwie parę razy.Trzeba zacząć robić coś unikalnego. Muszę wreszcie skończyć te lalki. Tyle, że nie mam farb, żeby je pomalować.Ale prawda jest taka, że się wewnętrznie zebrać w kupę nie mogę, bo zrobione są tylko głowy i dłonie, a trzeba zrobić całą resztę i uszyć ubrania, a to mogę robić bez farb.I trzeba do dzieła już, bo na wiosnę będą wydatki - a z czego? Chciałam koniecznie kupić pastucha dla kóz. Byłyby bezpieczne w sadzie. I jakieś ogrodzenie koło domu trzeba zmodzić, żeby mi na szosę nie poszły w końcu. Już parę razy byłam bliska zawału, jak im sie pomyliło, z której strony maja bez ominąć. A jak będą maluchy - to koniecznie. Andżelina ma termin na 9.04, ale może być parę dni wcześniej lub później. Wandal - na 23.04. Już zaczyna mieć brzuszysko i wymię troszkę się powiększa. Dzik jest straszny. Jak to będzie jak zacznie się kocić, jeżeli tak wieje przede mną. Zanoszę im codziennie jakieś łakocie - kromkę suszonego chleba, jabłuszko - wtedy przychodzi do ręki i nawet można ja po łepetynie pogłaskać. A zaraz potem lata po obórce jak szalona i dotknąć się nie da. Natomiast Andżelina lubi być myziana i skrobana.
Księżyc świeci mi centralnie w okno.
Wieczorem byliśmy z Panem Starszym u sąsiada na różańcu. Zmarła jego matka, która już od paru lat nie chodziła i którą się dniem i nocą zajmował. Tylko, jak on teraz będzie egzystował, skoro utrzymywali się z jej emerytury i zdaje się miał zasiłek opiekuńczy na nią. Zacznie pracować, czy zacznie z powrotem pić? Jest świetnym fachowcem - złotą rączką. Robi dokładnie i szybko. Tylko, jak pójdzie do ludzi, to przecież majstra trzeba wóda ugościć na koniec roboty. A w trakcie piwko mu postawić.
Ciotka mi wisi na sumieniu. Powinnam u niej posprzątać. No, ale ja się nie czuje na siłach myć jej okien, które otwierają się na zewnątrz i po których trzeba łazić, żeby umyć. Może w poniedziałek, po pogrzebie sąsiadki, pójdziemy z dzieckiem przynajmniej firanki i zasłony zdjąć do prania. Podobno zrobiła testament na mnie. Mi nie trzeba, ale dzieciom - czemu nie. Tylko niewielkie mam możliwości z tym dbaniem o nią. No i wisi mi na sumieniu...