piątek, 29 marca 2013

Wczesny ranek - pozna noc

Wstałam dziś o czwartej. Dziecko wróciło i poszło podkładać do pieca. Wcześniej była pobudka o północy, jak Pan Starszy zorientował się, że go nie ma. Wysłuchałam litanii. Te litanie zaczynają mi szkodzić fizycznie. A młody przesadził lekko, bo na dziś planowaliśmy rżnięcie drewna i liczyłam, że wstanie wcześniej niż zwykle.
O czwartej już było widno. Księżyc świecił na pomarańczowo, jak siadłam do komputera, zaglądał mi w oczy.
Jeszcze nie ma piątej, a u sąsiadów już od 10 minut chodzi dojarka. Ta ich krowa ma b. dużo mleka i na wszystko znaleźli odbiorców. Myślałam, że uda mi się kupić u nich tak z 5 l na jeden rzut, żeby zrobić twarogu, bo dość już mam tego chemicznego świństwa. No, ale niestety. A więcej krów w pobliżu nie ma. Jest ferma mleczna, ale dość daleko, nie wiadomo czy można by tam kupić , i podejrzewam, że to mleko tez trochę chemiczne -na paszach z przemysłowymi dodatkami.
  Mała szara śpi u mnie na łóżku i chrapie jak smok. Odwróciłam się - śpią obydwie, a chrapie czarna. Kot się gdzieś zachomikował, tez spał ze mną. Całe zoo mi sie zwaliło wieczorem na łóżko. Grzeją mnie paskudy, ale niestety muszę co tydzień, a czasem częściej zmieniać pościel. Czasem łajzy wgramolą się z brudnymi łapami, choć te łapy rzadko brudne - myje się albo tylko wyciera po spacerze. Najgorzej z kociokwikiem - linieje strasznie. Włazi gdzie chce i wszystko w jego kłakach. Czarna jeszcze nawet bardzo nie linieje, nie widzę wiele kłaków na podłodze. Za to szara nie linieje wcale.
  Linieją też kozy. Wandzie zaczął kępkami wyłazić podszerstek i wygląda jak biedne, zaniedbane zwierzę, bo ten podszerstek jest szary a ona czarna. Jak zobaczy szczotkę w ręce to lata jak szlona. W związku z powrotem mrozów jakoś przestała linieć, natomiast z Andżeliny sypią się kłaki długie białe.
Mam nadzieję, że wiosna blisko, bo widziałam mnóstwo sarniej sierści na śniegu. Takie strzepnięte włosy. Tu natura reguluje, nie kalendarz, więc może jest coś na rzeczy, jak sarny zaczynają liniec.
A nie miały lekko tej zimy. Było wiele dni, gdy zalegała taka lodowa skorupa. Ja zniszczyłam na niej buty, spacerując  z psami. Sarny kaleczyły sobie łapki, rozgrzebując śnieg, by dostać się do rzepaku. Potem bardzo gruba warstwa śniegu, chyba dla nich nie do rozgrzebania. Jak tylko trochę zaczęło tajać, to tam gdzie cieniej- rozgrzebane było do ziemi. Na szczęście moich jabłonek nie ruszyły.
Święta już tuż tuż, a ja nic nie upiekłam. Trochę mnie wybiła z rytmu szwagierka, która zapowiedział, że już dla nas upiekła (Jakby ja kto prosił)
Wczoraj zadzwoniła Puma. Tak ją chyba jakoś ściągnęłam myślami, bo myślałam o niej od rana - czy jest jeszcze, czy już pojechała do Francji i mój Biały Brat będzie sam w święta.
Ale szkoda jej było ojca samego na święta zostawiać i leci w niedzielę z Krakowa, wieczorem. Podobno pani PE przyśnili się moi dziadkowie, więc dała na mszę za nich w naszym kościele parafialnym. Po czym przyparowała na sumę w białym futrze i zielonym kapeluszu. Coś szybko skończyła żałobę po ukochanym mężu. No ale zostały jej po nim, bardziej chyba ukochane, pieniążki. To był fałsz i obłuda przez cały czas. szkoda tych 40 zmarnowanych lat. I szkoda, że sobie nie zasłużył na to, by umrzeć jak człowiek, przynajmniej w towarzystwie kogoś bliskiego. To prawie rok, jak go oddała do domu opieki (wywieźli go ze szpitala w wielki piątek, tyle, że w ub. roku to było trochę później). I nawet w święta go nie odwiedziła. Choć obie córki i syn maja samochody i jak by bardzo chciała, to by ją któreś zawiozło.
Ja cały czas mam nadzieje tylko na to, że jest jakaś sprawiedliwość losu i za popełnione w życiu szubrawstwa pokutuje się TU, nie gdzieś nie wiadomo gdzie, po śmierci.
Nie jestem mściwa, ale tak powinno być.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..