środa, 27 marca 2013

Dzis popołudniowe...

Mama mówiła, że urodziłam się w czepku. Dawniej w czepku urodzonych uważano za szczęśliwców.
Nosz, qrde, może ten mój czepek był jakiś inny.
Niby na emeryturze, 35 lat przepracowałam bardziej niż sumiennie, powinnam odpocząć.
A tu -kicha. Moi panowie stwierdzili zapewne, że jak matka w domu jest to nic nie musi.
Wczoraj pomagałam Dziecku przekopywać sie przez piwnice. Pan starszy został w mieszkaniu i tak przestał przy oknie wpatrując się w zlew, w którym były dwa płytkie talerze, jeden deserowy i jeden garnek. I jakos mu się te talerze na sumienie nie rzuciły, choć mówiłam, że tak mnie łeb boli, że mi szczękę odrywa.
Pomyślał pewnie, że jak poszłam sprzątać do piwnicy, to już jestem nowa.
Po powrocie z piwnicy jeszcze "wymasowałam" mięso na kiełbasę, Starszy zmełł pieprz w młynku i nawydziwiał się nad czosnkiem. Potem padłam na siedząco przed kompem, adziś ściągnęło mnie o szóstej. Po jakie licho?
Zrobiłam poranna kawkę w kawiarce, zjadłam co bądź, bo nie bardzo jest co w lodówce, nakarmiłam psy i kota, poczym psy chciały natychmiast. NO i jak zwykle, księżniczka nie zrobiła tego najważniejszego, za chwilę znowu stała pod drzwiami i musiałam iść po raz drugi. Tym razem z samą księżniczką, bo czarna jej działa na psychikę i się w obecności czarnej wykupać nie może.
A że byłam już w wysokognojnych, to poszłam od razu do koziów. Czarne diabelstwo badawczo się przyglądało, przekrzywiając łebek, czy pani przyniosła jabłuszko. Tym razem przyniosła i marmuzele przepychały się do ręki. Po czym pani stwierdziła, że kury stanowczo za duży sajgon zrobiły i trzeba uprzątnąć. Najpierw trzeba było ścieżkę w śniegu zrobić, żeby taczkami do gnojnika przejechać. Ciekawa jestem, czy Kwolek to siano z balotów swoim krowom daje, bo jest okropne, sama ziemia. Dobrze, że udało mi się inne dla kóz załatwić, bo tego nie chciały wcale, choć nie miały nic innego.

Wystawiłam była na allegro moje wytwory + parę innych rzeczy. Wczoraj skończyły się aukcje i nie poszło nic. Szkoda szyć, bo innej możliwości sprzedaży nie mam. Ćwok jakiś napisał, że kupiłby te jedne kolczyki, ale chciał żebym ponownie wystawiła z proponowaną przez niego ceną. Akurat nie mam ochoty robić mu przyjemności, bo jak bym poodliczała wszystkie koszty, to wyszły by po cenie złomu. A jak bym już koniecznie musiała, to za cenę złomu sprzedam w lombardzie bez żadnych ceregieli i zaangażowania z mojej strony. Niech leżą.
Przyniosłam mięso do napchania kiełbas, przygotowałam jelita, ale jest za zimne. Pan Starszy w celu stwierdzenia smaku przysmażył odrobinę na patelni, zasmrodził cały dom, zachlastał całą kuchenkę, po czym poszedł sprawdzać widok za oknem w dużym pokoju. Więc musiałam przyjść do kuchni, żeby kot nie wchrzanił się do miski z kiełbasianym mięsem.
Lalka mnie molestuje, pewnie chce wyjść.

Indiance oźrebiły sie klacze. Ma problem z ogierkiem, ciekawe czy przeżyje. Ona ma tez ciągle wiatr w oczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..