czwartek, 25 lipca 2013

Fizycznie nie wyrabiam

Obiecywałam sobie częściej tu bywać, ale ... niestety. Dzień mi się kończy (w sensie wykonania tego, co jest do zrobienia)czasem nawet o 23-ciej. Wtedy mogę co najwyżej poczytać cudze blogi, bo na pisanie już nie mam siły. Zresztą, biorę to małe gówienko do łóżka i zasypiam z nim na kolanach. Dobrze, że jeszcze gleby nie zaliczył, bo zostałabym odcięta: Dziecko ma swojego dużego lapka, którego nie pozwala dotykać, a pecet stoi w pokoju u Pana Starszego. Nie mogę się skupić jak mam kogoś za ręką, pod ręką, za plecami (zwłaszcza)

Żniwa rzepakowe zakończone, rzepak sprzedany (po bandyckiej cenie, która w dodatku leciała na zbity pysk z godziny na godzinę). Z przebojami niejakimi, bo Pan Starszy od ub.poniedziałku zaliczał kardiologię w miejscowym szpitalu. Ale dyrygował oczywiście. I gdyby nie jego dyrygowanie, to wykosilibyśmy ten rzepak w czwartek, sprzedali o stówę drożej i nie byłoby tej nerwówki sobotniej. Najęliśmy samochód, bo Dziecko nie ma papierów na traktor z przyczepą, zresztą byłą opcja jechać z tym do Jarosławia, a 60-tką, to jak przechodzenie przedsionka piekła. Facet od auta dał nam namiar na skup w Pełkiniach, gdzie dobra cena i bez cyrków i tam to auto pojechało, w sobotę. No, ale niestety, wszystko nie weszło, została odrobina na tej przyczepie "polowej" i trzeba było przerzucić na drugą. Dobrze, że Dziecko wpadło na pomysł zdjęcia "rurki" ze strychu, bo byśmy się łopatami trochę nawiosłowali. W sobotę już nie było opcji jechać z ta przyczepą, więc Dziecko pojechało na "ryzyk - fizyk"  (mandat 300, najęcie auta -300. Za auto trzeba zapłacić na pewno, a mandat dostać-można ewentualnie, przy pechu. Biorąc pod uwagę, że po zadupiach władza za bardzo się nie pałęta - pojechał zadupiami, nadkładając min 5km). Na miejscu się okazało, że rozładują go dopiero o 17-tej, więc pojechaliśmy ze Starszym zwinąć go - autem. W tzw. międzyczasie kontynuowaliśmy z Dzieckiem stawianie ogrodzenia dla kóz. Potem zawieźliśmy je z powrotem do traktora, na 15-tą jedna. O 16-tej był rozładowany i powrót. Ciąg dalszy ogrodzenia - skończyliśmy na słupkach i palach narożnych, których na 2 rogi nam brakło, bo nie wzięłam pod uwagę słupów bramowych. Na drugi dzień kontynuacja i po południu kozy poszły do Konzentrationslager. No, oczywiście braki wyszły natychmiast: okazało się że linki muszą być cztery, bo młódź przełazi. Po pociągnięciu tej czwartej linki zaczęły się beki i odskakiwania od sznurków. Zenek się wystraszył tego ogrodzenia do tego stopnia, że wyprowadzić go stamtąd nie mogłam za chiny. Stał na środku i darł ryj, podczas, gdy pozostałe rozłaziły mi sie po okolicy. W kocu wkurzona jak bombowiec, wzięłam durnia na ręce i wyniosłam. Wczoraj z wprowadzaniem do środka był ten sam cyrk, z wyprowadzaniem -takoż.

..................................................................................................................

No, to kontynuujmy dalej (jak mawia Pan Dyrektor)

Byłam u koziów, nakarmiłam, wydoiłam (3litry ponad, na wieczór nie będzie tyle, bo paskudne capy wydoją). Siano od Boksera się nie je, NIESTETY. O ile to z sadu znika natychmiast, to "bokserowe' stoi drugi dzien za drabinkami i lezy pod nogami (przynajmniej dościelać nie muszę) Coś mi sie tam jeszcze odrobina w sadzie suszy i kostrzewo-lucerno-porażka. Jakby dziś wytrzymało z deszczem, to po południu zbiorę.
Wyszły mi cztery serki, poszły sie moczyć w lodówce, a 2 z tych przedwczorajszych spróbuję przetrzymać. Zobaczymy co będzie.
Parzyłam rano kawę w kawiarce tureckiej, trochę mi się, jak zwykle, rozsypało na ladę. I potem, nie wiem jakim cudem, na każdym serku było po parę kropeczek kawy. No, ale sera z kawa raczej się nie robi, więc musiałam płukać.
Kawiarkę kapu-kapu trafia szlag - grzeje wodę w porywach. Inteligentnie umyłam ja pod prądem, uprzednio nalawszy wody na kawę. Oczywiście pstryknęło mi się przy tym myciu i woda poszła precz. Nie ma tego złego, przynajmniej sie przeczyściła od środka.Dzbanek zdążyłam podstawić.

Właśnie wstał Pan Starszy, to pewnie będzie koniec pisania.
Dziś Dziecko ma imieniny, a ja nie mam ani złotówki, nawet na głupią czekoladę. Masakra. Nie mogę tak sie dłużej bawić. Myślę, myślę i nic wymyślić nie mogę. Wysłałam CV. potrzebowali wykładowcy od obsługi komputera. Ale się nie odezwali.
Kasiunia dzwoniła, jak zwykle z rana, tylko trochę później. Jest na urlopie, na polowaniu. Udało jej sie kolejny raz załapać jako tłumacz do Francuzów i znowu jest pod Pińczowem. Nudzi się tam nieco, bo w przeciwieństwie do Pumy, nie chodzi z nimi na strzelanie (Krwawe jatki jej nie rajcują). tym razem polowace przyjechały na koziołki. Będzie tam do niedzieli, a potem zabierze się z nimi do Wrocławia na parę dni (bo wracają przez Wrocław)

Pan Starszy wykosił miedze i drogę. Psiury spacerują bardzo chętnie i daleko. Zadziwiają mnie. Gdy rosły po obu stronach drogi rzepaki, a środek drogi był zarośnięty, nie było opcji, żeby zaciągnąć je dalej niż do końca sadu. Lalka zapierała się wszystkimi czterema łapami i odmawiała dalszych marszów. teraz popiernicza naprzód ochoczo. Kusi mnie, żeby je puścić luzem, ale te łażące po polach koty. I zdechły chomik, którego widziałam na rzepakowym ściernisku - Leda uperfumowała by się natychmiast.

No, a teraz trzeba Starszego nakarmić. Zaczął już swoje zagadkowe wywody, pt. "A co planujecie dzisiaj robić?" Ja wiem, że roboty jest od cholery, ale niech spiernicza na drzewo. Jak sam w tych robotach nie uczestniczy, to może niech nie planuje kimś.
Najpilniejszy jest strych pod pszenicę i nowe kojce u kóz.

Aha, wczoraj stwierdził, że trzeba spokładać rzepaczysko. Dziecko miało to robić, ale jak zaczął kombinować, mierzyć krokami, do rozorywania na cztery i głosić przy tym swoje teorie, to Młody pierdyknął robotą i poszedł "pakować". Spokładał kawałeczek, po czym wróciła go końcówka ropy w baku, i stwierdził, że trzeba iść do szpitala. Mądre pomysły mądrze się kończą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..