środa, 4 września 2013

c'est la vie

Dziecko Pierwsze dzwoniło po pracy, jak zwykle, w trakcie iścia od autobusu, w trakcie robienia zakupów. Wszystkie problemy dnia mi przedstawiło. Dylemat ma ciągły z pójściem na studia. Nie wie czy robić magisterium, czy olać i zrobić podyplomówkę w interesującym ją kierunku. Tyle, że ten kierunek kosztuje tyle, że musiałaby o chlebie i wodzie zostać. Oczekuje ode mnie jednoznacznej wypowiedzi na temat. A co ja mogę? Gdybym była w stanie jej pomóc finansowo to jednoznacznie powiedziałabym - Idź na co chcesz, pomogę. W sumie dość zainwestowałam w jej wykształcenie, studia były płatne i to nie mało, semestr we Francji też dość kosztował, mimo stypendium. Przyznać należy, że trochę sobie zarobiła myciem kibli, pojechawszy 2 miesiące wcześniej. Ale i tak. Potem zrobiła kurs pilotów, też kasa. (Najciekawsze, że na mocy przemądrych decyzji naszego ukochanego rządu, można teraz być pilotem wycieczek bez kursu i licencji). Potem zrobiła studia podyplomowe, ale tu już głównie sama finansowała. Wyremontowałam jej mieszkanie swoją kasa i swoją pracą. No i pewnie na tyle. Chce zrobić malowanie w pokoju i Starszy sugeruje mi, żebym pojechała i pomalowała. Ale już nie. Nie, że jestem świnia i wróg Dziecka. Ale Dziecko ma 25 lat i musi już sobie trochę samo radzić. Jak powiedziałam, że ja w tym wieku przyjechałam na to zadupie i moi rodzice za mną nie jeździli i się nie interesowali, to usłyszałam, że miałam złych rodziców i byli zajęci sobą. Nie prawda. Bo dzieciom trzeba dać podstawy, a potem sobie mają radzić same. Ja te podstawy miałam, bo miałam studia i pracę. I Córunia te podstawy ma: ma wykształcenie, mieszkanie i pracę. Resztę musi sama. I sama musi swoje problemy rozwiązywać. Bo ja nie będę wieczna i kiedyś może nastąpić szok. A tak dzwoni, skarży się, ja coś radzę, ona i tak nie bierze tego do realizacji. A na każdą zwróconą uwagę, mówi, że ją dołuję. Bo ma ciągle depresję i żyje na codzień tą depresją i z tą depresją. Z depresją trzeba coś do cholery robić. Albo samemu olać depresję, albo iść do fachowca.
Zadzwiniła jeszcze drugi raz wieczorem. I głos miała taki, że myślałam, że jest chora. Nad głowa ma mieszkanie, w którym mieszka młoda kobieta z dwójką dzieci. Ma jakiegoś młodego 3-4 letniego harpagona, którego pomiędzy 20-tą a 21-wszą "wybieguje" (!). I przez godzinę gówniarz tupie jej po głowie, co doprowadza ja do białej gorączki. W dodatku ma jeszcze pracę, którą wykonuje w domu i nie może sie skupić. Już raz zwracała babie uwagę, nic to nie dało. Wczoraj poleciała piętro wyżej z qrwicą, ale z tej qrwicy zapomniała języka w gębie. A babę trzeba było na funty. Co to do cholery znaczy, że dziecko się musi wybiegać, bo nie zaśnie?! I dlaczego do cholery w mieszkaniu?! Nowoczesne wychowanie dzieci kładzie mnie momentami na łopatki! Moje dzieci miały do dyspozycji chałupę długości 14m, z długim korytarzem przez całość. Syn -  ADHD stwierdzone medycznie. Nikt pod spodem nie mieszka. A nie zdarzyło się, żeby urządzały harce na długość mieszkania. Były odpowiednią ilość czasu na zewnątrz. Bawiły się pod moim okiem, jak były bardzo małe, potem same, pod nadzorem. Wystarczyło. Nie siedziałam i pieprzonych seriali nie oglądałam, tylko zajmowałam się domem i dziećmi. A roboty zawsze miałam wyżej uszu. Większość do wykonania, jak już poszły spać. Czasem do bardzo późna. I przeżyłam. W mieście też się dziecko może poruszać do woli na powietrzu. I to powietrze na skwerku nie jest bardziej trujące niż w mieszkaniu. Zaraz obok bloku jest teren wysrolu, trawka itd. Niech tam biega. Lampy świecą, może i wieczorem.A poza tym niech weźmie adhdowca do doktora, bo sam się nie wyleczy bieganiem po mieszkaniu i problem będzie miała za chwile kosmiczny. Jakoś to trzeba rozwiązać, bo nie można żyć z biegającym po głowie bachorem.  Uroki życia w bloku! Z debilami! Mówię: porozmawiaj z babą na spokojnie, może coś się da ustalić. Może niech gówniarz biega, zanim wrócisz z pracy o 18-tej. A jak nie, to idź ty biegać na miasto o tej porze. Ostatecznie kup stopery. (Te stopery wqrzyły ja do białości.) A jak biega rano, to włączasz radio na full i olewasz system. Trudno. Nigdy i nigdzie nie jest tak, żeby było cacy pod każdym względem. jak się mieszka we własnym domu to też ma się sąsiadów, którzy: koszą trawniki dzień w dzień, włączają cyrkularkę o 21-szej, palą śmiecie , trawę , liście. I inne rozrywki z nimi są, jak u nas z dwójką sąsiadów. I muszę słuchać tych kosiarek i pił, bo nie mam innego wyjścia. Czasem od rana do późnego wieczora. I zamykać okna, jak sąsiad pali liście, albo wozi gnojówkę pod oknami, w sobotę, gdy wietrzę pościel. Wyjściem jest mieszkanie na odludziu. Ale to też ma plusy ujemne. Nawet dużo chyba plusów ujemnych.
Dziecko ma ochotę przenieść się do Wrocławia. Ale, mówię, nie licz na to, że gdzie indziej będzie cudnie pod każdym względem. Wszędzie są jacyś ludzie, w których się trzeba wpasować.
A tak, poza tym, to jestem z niej dumna. Bo sobie radzi. Radzi sobie, mimo tego stękania mi do ucha i jojczenia, że jej nie wspieram. I, że ją dołuję. Trochę jest przeczulona w naszych relacjach na wszelkie uwagi. Siedzi na oknie, sprawdza FB na telefonie i mruczy coś do mnie przez zęby. Nie rozumiem połowy. W końcu mówię: Córunia, jak mówisz to otwieraj i zamykaj usta, bo wychodzi niewyraźnie (Szefowa jej zwracała uwagę, że mówi niewyraźnie, nawet wysyłała do kogoś od dykcji, a w pracy mówi językami obcymi) I zaraz wrzask: No, widzisz, zawsze mnie dołujesz! No, dobra, nie odzywam się. Ale dołuję też, jak przypominam o terminie wykonania badań albo odebrania wyników już zrobionych, które leżą od miesiąca. No to jak mam mówić? Mówię: sama musisz zdecydować, co chcesz robić i jak chcesz robić. Ja za ciebie nie zdecyduję. Inne warunki życia i inne priorytety były jak miałam tyle lat, co ty. A poza tym, ja- to ja, a ty -to ty.

Moje piękne i mądre Dziecko Pierwsze

I zaczął się nowy dzień.

2 komentarze:

  1. eh, matka Polka jestes, zarobisz sie tymi Tshirtami i nie tylko. Może bys jakis manikurek dla siebie zrobiła w tym czasie?A Starszy to córci nie może mieszkania pomalować?Albo kolega jakiś sympatyczny?
    generalnie to jakbym swoją córcię słyszała, na każdą radę czy sugestię tylko dołujesz. A czego marudzic - jak jest i wykształcenie i praca i nawet mieszkanie - dalej trzeba samej sobie radzić a nie spódnicy mamowej.ćwiczenia z asertywności też się przydadzą.przytul Kota albo i dwa.

    OdpowiedzUsuń
  2. To my tak w wiekszosci mamy ;) Zbudowalismy "kapliczki "tym naszym dzieciom ...Ja urodzilam sie w latach 50 siatych ubieglego wieku ...Matki byly zajete tym jak wyzyc od wyplaty do wyplaty ....Byl nagotowany gar zupy ,do tego chleb w kascie lezal niepokrojony ,mieso i drugie danie to bylo w niedziele ...Nikt nie myslal nawet zeby oczekiwac pomocy od rodzicow ...Jak chcielo sie spac z chlopakiem trzeba bylo wziazc slub i isc na swoje ,bo mieszkanka byly male ! Kredyty ,MM - ki dla mlodych malzenstw i pozyczki z pracy ...i od razu dzieci ,a nie tak jak teraz rodza kolo 40 stki,bo wtedy juz wszystko jest i czegos tak brakuje :( ! Ciezko odciac ta pepowine ,niektorzy to nigdy nie odcinaja i mamunie szczesliwe ,tylko potem jak beda zejda z tego swiata to dramat ! Znam takich ...Wina jest tylko i wylacznie rodzicow !!! Dwumetrowy brat chyba moze siostrze wymalowac mieszkanie ...a jak nie to ona chyba utrzyma w reku alek i sama sprobuje ? Przestalam sie wtracac w zycie moich corek ...Wyjechalam ,pol roku mi zajelo pogodzenie sie z ta sytuacja ...Dzisiaj moje corki sa samodzielne ..Wiedza ,ze zawsze moga na mnie liczyc jak poprosza ...a ja mam wrezcie czas dla siebie ! Badz troche egoistka ,chociaz wiem ,ze to trudne ,bo kochamy ...

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..