niedziela, 1 września 2013

po balu

Zrobiłam torcik hiszpański! Zeżarłam 2 kawałki! Tak łaził za mną, że aż mi po piętach deptał.  Był z bitą śmietaną, brzoskwiniami i malinami, Dałam tylko 2 blaty bezowe, śmietana i maliny na wierzchu i polane mleczną czekoladą tu i ówdzie. Ale i tak nie dorównywał temu od Szelców z Leska, który strzeliliśmy sobie z Braciszkiem po tym jak spędziłam noc listopadową na sanockim SOR-ze.
Ciotka Z. jednak przyjechała. I nawet była miła. Trochę pogaduszek, dla Młodego wqrwiających, bo ona ma zawsze wiadomości o wszystkich w koło. Zadziwiające, że bywa rzadko a wie więcej niż ja, która tu jestem cały czas. No cóż, po prostu trzeba chcieć wiedzieć. A, ze ja nie chcę wiedzieć, to nawet sąsiadka plotkara wie. Nigdy ze mną nie dzieli się informacjami pt. co komu zdechło, a co się komu urodziło. Ponieważ wieś zwiedzam nader rzadko, jeżeli już, to autem do sklepiku, więc jestem zupełnie do tyłu z wszelką wiedzą. Najwyżej czasem uda mi się nekrolog przeczytać lub o ślubie dowiedzieć, gdy synuś z kolegami robią "bramę".
Wczoraj zanosiło się na dwie, ale moje zakupy im plany pokrzyżowały.I jedna przeszłą przed nosem. Na drugą wyszykowali drzwi z futryną, dopiero co zdjęte przez Młodego w ramach wymiany. Zrobili im "stopy", coby stały o własnych siłach i na szybie napisali "Drzwi do szczęścia". Wystroili sie we dwóch w sztruksowe czarne marynary i okulary a'la mafioso i pocięli z tymi drzwiami na miejsce akcji. Na miejscu ustawili je na szosie. Podobno sobie stały a samochody omijały je ze zrozumieniem. Następnie wyciągnęli młodą parę z merola (słownie ich wyciągnęli, nie siłowo) i zachęcili do przejścia. Po czym padło pytanie do młodego " Czy czuje sie pan szczęśliwszy?".
Mój Dzieciak ma pomysły nie z tej ziemi. Ostatnio tych wesel było trochę i "bramy"czyli "szlabanty", które robili przechodzą do historii.


Oto jedna z nich. 
Zawsze to jakieś urozmaicenie w tym naszym wiejskim nicniedziejstwie. Bo stoliczki z kwiatkiem i serwetka ustawiane przez wiejskich pijaczków są nudne.
Postawiłam ścierki, coby się gotowały, bo ich szarość po normalnym praniu jest wqrzająca.
W łazience czeka na mnie pranie do wyniesienia. Wczoraj jakieś zwirze zlało mi sie na spiwór, którym sie przykrywam. To juz druga taka akcja, ze zostało mi podlane łóżko. I nie wiem, które to robi. W związku z wczorajszymi okolicznościami, zdecydowanie stawiam na kota. Robi sie coraz bardziej wqrwiający. To jego latanie po okna i zdzieranie siatek, nocne włóki, niszczenie mebli i wszystkiego co sie da zniszczyć. Popieprzony kot. Jeszcze takiej mendy nie miałam. Ale i tak wszyscy go lubią. A Dziecko, gdy zobaczyliśmy wczoraj na drodze rozpapranego kota, mocno dopytywało się, czy Kot jest w domu. Po czym okazało się, że chyba jednak nie, więc minę miało nietęgą. Ostatecznie wylazł z jego pokoju. Gdzie tam siedział - Bóg wie, bo tam był tez szukany. Może na szafie?

2 komentarze:

  1. Dużo pomyślności dla ciebie i męża i co najmniej następnych 25 lat z takim poczuciem humoru i pogodą .Moja pani kicia mieszka w szopie , ma zrobioną budkę i tam śpi - od czasu jak nasrała mi pod wannę i trzeba było wzywać kafelkarza , dostała eksmisję i nie powiem coby narzekała, ma pełną swobodę .Widzę , że u ciebie lepsza wieś niż moja bo u mnie nie ma chodnika i wesela są, u mnie jakoś od dłuższego czasu nie było.Pozdrawiam Krystyna

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystkiego dobrego,na kolejne wspólne lata..a tortem narobiłaś mi samczka;)

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..