piątek, 11 października 2013

pomocnik drwala - kontynuacja

Niestety, dzisiaj był uprzątania ściętego drewna ciąg dalszy. Dziecko zawzięcie rąbało klocki, a ja wywoziłam na taczkach urobek (urąbek?) i ładowałam na przyczepę. Wyszła przyczepa czubata. W międzyczasie grabiłam i wywoziłam liście oraz wynosiłam patyki, które wczoraj nie dały się znieść do rębaka, bo np. były przygniecione klockami. Szwagierka starsza skwapliwie korzystała z taniej siły roboczej, która pojawiła sie u niej na podwórzu i cały czas wymyślała, co by tu jeszcze należało zrobić. I tak za darmo została ścięta śliwka, pocięta i załadowana, oraz uprzątnięte gałęzie. Ścięta i pocięta stara wiśnia, a raczej wiśniowy spróchniały pień, tudzież kawał drąga, na którym dawniej piernaty wietrzyła. Została także oczyszczona (Dzieckiem) rynna. Upierdliwie szwendała się pod nogami i wyrywała z kątów jakieś chwasty tudzież wyciągała inne szpeje, rzucając na ścieżkę, która jeździłam taczkami z drewnem. Oczywiście musiałam to wszystko wywieźć. Łaziła cały czas i coś tam na środek wynosiła, mamrząc, że musi wykorzystać to, że są taczki. No i jeszcze trzeba jej coś pociąć, co od wieków leży. 3 razy nadmieniała, że malarz, który malował okna przyniósł cegły i koło schodów je zostawił. Leżą tam szczęśliwie już na tyle długo, że mchem obrosły. Więc niech leżą dalej.
Rano leżała plackiem, tak była słaba i do niczego, że chyba tylko umierać. Potem nabrała wigoru.
Oczywiście jest 100 procentowo przeświadczona, że nam uczyniła wielką pomoc w przetrwaniu zimy i poratowała nas tymi dwiema przyczepami drewna w sposób cudowny.
A prawda jest taka, że juz od dawna smędziła, że te grusze trzeba wyciąć, bo co wiatr powieje, to ona się boi, że się jej na dom zawalą. Ten strach został powiększony jeszcze, gdy faktycznie wiatr zawalił jabłoń. Zwaloną jabłoń miało ciąć Dziecko, ale tak jej się spieszyło, żeby porządek zrobić na podwórzu, że najęła kogoś i zapłaciła 220 zł za pocięcie i porąbanie jednej jabłoni. Natomiast ścięcie tych grusz opłaciła szwagierka najważniejsza, a darmowa siłą robocza załatwiła resztę, bo jej drewno jest niepotrzebne. Pali w piecu kuchennym w pomieszczeniu gdzie śpi. No to ja osobiście wolałabym jednak w ten piec drewno wkładać. Nawet by można więcej nanieść i mogłoby sobie koło pieca leżeć. Ale jak nie, to nie.
Okazało się także, że drewno z tych grusz obiecała co najmniej 3 osobom. Jedna już jest na mnie obrazona. Tak, jakbym ja miała w tym jakiś udział. Oprócz tego, że się nazapierniczłam.
Jeszcze jutro musimy tam pojechać, bo zostało do pocięcia i porąbania dla niej drewno na rozpałkę. I trochę liści i drobnych patyków do uprzątnięcia.
Byliśmy w domu wcześniej dzisiaj. Dziecko miało kompletnie dość. Po całodziennym rąbaniu klocków w pozycji "strzelania do samolotu" bolały go uda od spodu i plecy.
Starszy został dziś w domu. Dostał zadanie bojowe nakroić jarzyny dla kóz. tak się przejął rolą, że marchew skroił w kostkę. Niestety, wymyślił sobie dosmażanie dżemu dyniowego. Co czynił na największym palniku kuchenki. Efekt łatwy do przewidzenia - przypalony dżem.
Wyprowadził dziewczynki raz. Ale dziewczynki są wstydliwe i rzadko się zdarza, żeby wszystkie potrzeby załatwiły, gdy wyprowadza je któryś chłop domowy. Tak więc, pierwszą czynnością po powrocie było ich wyprowadzenie. W międzyczasie raczył nas zaszczycić swoja obecnością Pan Kot. Skorzystał z kuwety, pojadł i zapragnął wyjść z powrotem.Ale mu drzwi nie otworzono.  Przyszedł spać na moje łóżko. On i Księżniczka. Czarna dostała zakaz, bo się za bardzo rozwala. Potem doszła jeszcze Kundzia, którą znalazłam w łazience śpiąca na pralce. Biedna Kundzia nie potrafi sobie otworzyć drzwi od wewnątrz, gdy jest za mała szparka. Pan Kot radzi sobie z tym świetnie. Kundzia najpierw pomruczała mi trochę w łokieć, pozaczepiała łapą moje palce na klawiaturze, po czym dostała eksmisję, bo bałam się, że pazury wylądują na matrycy. Polazła do Pana Kota i położyła sie na nim. I tak sobie spali jak kumple, dopóki się nie poruszyłam. Wtedy Pan Kot wydał z siebie wściekły pomruk i spierniczył obrażony. Dziś się cud stał pewnego razu i wzięty na kolana pomruczał przez chwilę, po czym warknął, łapą trzepnął i pomknął.

Kawy na noc nie piłam, ale nie śpię jak dotąd. A przydałoby się, coby jutro na pysk nie paść.
Córcia przyjeżdża wieczorem. Starszy już szczęśliwy cały.

1 komentarz:

  1. U mnie też była robota z drewnem tylko, że moim bo wycinałam stare drzewa owocowe, żeby posadzić młode...

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..