niedziela, 24 listopada 2013

listopadowa plucha

Zrobiłam sobie budyń i kromkę z kozowym twarożkiem . I zastanawiałam sie od czego zacząć. Mama zawsze uczyła, że słodkie ma być na deser. A ja lubię na koniec zostawić to najsmaczniejsze. Wot dylemat.
W koncu napoczęłam budyń, zostawiłam na potem i zabrałam się za kromkę. Kromka była z własnoręcznie pieczonego chlebka, takiego z garnka, a raczej z brytfanny.  O ten. Zrobiłam go po raz drugi. Wyszedł mi gorszy niż za pierwszym razem. W sensie, że mniej "dziurawy". Ale wyszedł. Dzięki temu, że do brytfanny włożyłam kawałek rękawa do pieczenia. Na płasko.
A budyń był czekoladowy. Na kozowym mleku. Dziecko od razu zapytało: Tuningowany? A no, tuningowany. W oryginale był śmietankowy. Ale poprzednio był oryginalny, to stuningowałam.
-A po czym poznałeś?
-Oryginalny nie byłby taki "czekoladowy".
Pewnie.
No więc zabrałam się za tę kromkę. Z twarożkiem. Dzisiaj zrobiłam. Mleko zsiadło się przez noc. Podgrzałam leciutko, wyjęte z lodówki i postawiłam nad kaloryferem. Nie można zsiadłego przetrzymywać za długo, bo robi się gorzkawe. Ciekawe dlaczego.
Na pewno nie uda mi się przytyć. Zrobiłam tylko jedną małą kromkę, bo już tego chleba niewiele zostało i chciałam zostawić Dziecku. AA na sklepowy nie miałam ochoty. Nie wchodzi mi sklepowy chleb. Zwykle piekę taki "kuciany" z białej mąki i otrąb. I jem go w zasadzie sama. W zasadzie. Bo żadnej kromki nie udało mi się zjeść w całości. Teraz, do dwóch stałych sępów psowatych dołączył jeszcze sęp kotowaty - Pan Kot. Przyłazi. Opiera mi się jedną łapką na kolanie, a drugą wyciąga, jak panda spod Biedornki. Albo wlezie obok mnie i patrzy TAKIM wzrokiem. No i weź nie podziel się. Psowate dostają symboliczny kawałeczek skórki. One głodne ciągle. Czarna zwłaszcza. Też wiecznie patrzy TAKIM wzrokiem. Nawet, jak piję herbatę.
Ale. Zadziwia mnie wciąż, jak one to wiedzą: Robię kawę -psy śpią na moim wyrku. Daję jeść kotom - psy śpią. Robię kromki dla siebie i dla psów -psy śpią. Ale jak tylko usiądę w swoim kątku - natychmiast zajmują pozycje. Analogicznie -jak tylko postawie talerze z obiadem na stół. Przecież pachnie to jadło w trakcie robienia. Talerzami stukam o ladę, jak nakłada. A przychodzą dopiero jak jest na stole. Poza tym rozumieją coś z ludzkiej mowy. Jak wołam Dziecko "Chodź jeść", to pędzą obie. Zresztą, są cudaki. Zwłaszcza Księżniczka, która to wie, rozumie, ale EWENTUALNIE zrobi jak pani każe. Po przyjściu ze spaceru jest obowiązkowy rytuał. Zawsze ten sam: wskoczyć na ławkę i dać sobie wytrzeć łapy. I ona doskonale wie, ale sama z siebie na tę ławkę nie wylezie. Zaprosić trzeba koniecznie. I kazać zostać. Bo jak pani się tylko oddali, żeby wyjąć kropelki do oczu, to jej już nie ma. Wystarczy, że wyjdę z łazienki z wacikami w ręce do przemycia ślepiów. A te waciki ledwie z ręki widać. Wieje czym prędzej. Oddala się do "dużego pokoju", kładzie się na brzegu dywanu i leży. No i zapraszać trzeba ponownie. Nie wiem, czy to przemywanie ślepiów rumiankiem takie niemiłe jest?
Sama bym sobie przemyła dzisiaj. Tyle, że mi się nie chce. Napchałam sobie rano kawy do oczu. Skąd kawa w oczach? No, bo wymyśliłam, że zrobię sobie piling. Moja skóra na twarzy, po ostatnich pracach w różnym unoszącym się w powietrzu świństwie, zaczynała przypominać tę na Dzieckowych bundeswerach.
A wyparzone fusy z ekspresu to super piling. Świetnie pilingują, a przy tym natłuszczają. Tylko spłukać trudno. Ale to każdy piling pewnie.
Dziecko moje zakawione oczy skwitowało: - A nie mogłaś po prostu mojego pilingu użyć?. No, nawet o tym nie pomyślałam. Ale jego piling wysusza, więc i tak bym nie skorzystała. Nie wiem, czym bym potem smarowała, bo akurat mam tylko wazelinę. No i krem z pięcioma parabenami, o zajebistyum zapachu, otrzymany od szwagierki najważniejszej. Smaruję nim czasem pięty.

Pogoda za oknem jest syfiasta. Nawet Dziecko nigdzie się nie powlekło. Wychodzenie z psami jest za pokutę. I dla psów pewnie także, bo nie myślą o załatwianiu spraw, tylko o tym, żeby czmychnąć z powrotem do domu.
Ze zdziwieniem niejakim skonstatowałam, że listopad się prawie kończy. Jakoś tak minął niepostrzeżenie i nie bardzo dał się we znaki swoją listopadowatością. Raczej we znaki się dało to, że był mało listopadowaty i robota sama się pchała na ręce. Ciekawe, co powie grudzień. Wróżą ponoć ostrą zimę - stulecia. (A co z poprzednią zimą?) Z opałem jesteśmy cienkawo. Dziś paliłam w kotle chrustem i rzepakiem. (Jak zwykle coś zostało, wybrane z siewnika. I jak zwykle za dużo było wsypane). Na koniec dnia zostało zużyte trochę grubego drewna. Tego drewna jest w sumie niewiele. A wyszliśmy na nim, jak Zabłocki na mydle. 400zł i 4 dni roboty, to trochę za dużo jak na taka ilość. Sąsiad za 450 zł kupił prawie 15 kubików drewna bukowego w postaci dość długich i niezbyt cienkich listew. Pociął je cyrkularka w dwa dni, nie wkładając w to tyle wysiłku co ja z Dzieckiem w porąbanie, zwiezienie i ułożenie tego drewna oraz zrobienie porządków po wycince u "ciotki'.

Pan zaorał Aleksandrów. Ale Pan nie powiedział co zarobił. Tyle tylko, że TROCHĘ wyszło. Ciekawe ile to będzie to trochę. Nastawiałam się na ok 400zł. Na pewno będzie więcej. Umówiłam się z Panem na po niedzieli, w celu uzyskania informacji jaka jest ta TROCHA. Myślę, że wyślę Dziecko. Bo może poważniej będzie wyglądało, jak ONO się zainteresuje. ONO będzie poważniej wyglądało.

Nie mogę się za nic "twórczego" zabrać. Ciągle mam syndrom "czystych okien w akademiku". Może od poniedziałku?  Wciąż czeka jeszcze parę prac do dokończenia -zrobienia, ze względu na pogodę. I niby , jak zrobię, to wtedy. Najlepiej byłoby juz zrobić, co jest do zrobienia i byłoby z głowy. Ale wszystkiego na raz się nie da. I po szuflowaniu 4 ton pszenicy nie bardzo są siły na dużo więcej, niż to co musi się zrobić

Leje nadal. Dziecko miało jutro jechać z resztką pszenicy. Zobaczymy, jak będzie rano..

1 komentarz:

  1. Dzięki Iwona. Bardzo lubię nowe wieści od Ciebie do porannej kawy na dobry początek dnia :)
    ...a rano śnieg, śnieg, śnieg...na całej połaci śnieg...
    pozdrawiam, Rena

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..