piątek, 20 grudnia 2013

Nowy dzien wstaje...

(chętnie bym posłuchała na dzień dobry SDM, ale nie mam na czym odtworzyć-peceta  trafił  Xsawery, a   mój maluch nie ma napędu  CD).  Słucham za to rozrabiających kotów  i ciptaszków za  oknem.
Od zachodu lampi mi w okno łysy, a od wschodu - zorza poranna.

Wczoraj, o takim brzasku wyły za oknem karetki. Pomyślałam  -  fajnie dzień się komuś zaczyna. Okazało się, że zaczął się najbliższym sąsiadom ich córka, wioząc dzieci do kościoła, miała wypadek, w którym uczestniczyły jeszcze dwa auta. Dzieci wróciły do domu na piechotę, dziewczyna (kobieta, ma trzydzieściparę lat i trójkę dzieci) - bez zewnętrznych obrażeń na obserwacji w szpitalu wojewódzkim. Samochód niestety nie przeżył - ojciec przywlókł go traktorem ze zmasakrowanym przodem i urwanym kołem. Nie sądzę, by matka wioząca własne dziecko i dwoje cudzych latała za pirata drogowego. Przyczyna musiała być zewnętrzna.
Więc nie narzekać głośno na to co jest, bo nieszczęścia łażą po ludziach i często pukają całkiem blisko.

Moje Dziecko P. wzięło się i zjeżyło wczoraj w końcu, wybrało 2 dni urlopu na żądanie i polazło do kardiologa. Kardiolog, po zrobieniu echa i ekg, stwierdził, ze z pompką OK. Dla pewności ma mieć jeszcze w styczniu holtera. Doktór stwierdził przemęczenie i na prośbę delikwentki dał jej L4 do Wigilii. Już się ucieszyłam, że przyjedzie wcześniej, a tu nici, bo w sobotę ma zajęcia na uczelni. Moim zdaniem Dziecko P. ma nerwicę. Nie wiem do kogo się chodzi z nerwicą, ale zapytam mojej koleżanki pisarki, już nie z Helu na Helu, lecz z Pucka, bo jej mama była doktórką, i jak pamiętam, moja Mama, mając nerwicę, do niej chadzała. Obserwacja życiowa niestety podpowiada, że nerwica wlecze się z człowiekiem tak samo jak sercowa choroba. Nerwica mojej Mamy (która przyjęła już postać lękową - Mamę trzeba było odprowadzać do pracy i po pracy odbierać spod zakładu, cośmy robiły z Siostrą na zmianę, ale głównie ja, jako najstarsza, wcześniej będąca w domu, nastawiałam obiad i prułam na trzecia pod bramę) poddała się dopiero terapii szokowej - ustąpiła, jak Ojciec zaczął się szlajać z panią Pe. I w ten sposób Mama zaczęła nowe życie, całkowicie wolna -od nerwicy i od męża, oraz w nowym mieście.
Moje dziecko też się musi uwolnić - przede wszystkim od swojej szefowej. I to jak najprędzej, żeby resztki zdrowia fizycznego i psychicznego zachować.
Przygotowania przedświąteczne jakby napoczęte: upiekłam piernik i zamarynowałam śledzie. Mam niejakie podejrzenia w stosunku do tego piernika, dziwi mnie jego zachowanie, bo piekę go co roku od jakiś 30 lat i nigdy mi numeru nie wywinął. Z tym, że tym razem, zdaje się, ja numer wywinęłam, bo w momencie nastawiania tego co się miało rozpuścić najsampierw zadzwoniło Dziecko P. po doktorze i z wrażenia wlałam mleko do cukru i miodu na zimno. A miały się topić same z sobą.

Cebulę skroiłam do śledziów. Mało jej trochę. Starszy kupował i miał zapodany kilogram. Ale Starszy zdał się na panie ekspedientki i dzięki temu przyniósł nadgniłe jabłka i zepsutą cebulę. Ja należę do macantów (ostatnio wyczytałam straszną krytykę macanctwa) - macam pakując do torby. Macam cytryny (maja być miękkie), cebulę(ma być twarda). Macam to, czemu macanie ma stwierdzić przydatność do spożycia, a nie zaszkodzić, dla pozostałych klientów. Czasem pukam np kawona. I jabłka wybieram sama, ponieważ panie na straganie obchodzą się z nimi brutalnie, przesypując po prostu ze skrzynki do skrzynki, co jabłkom szkodzi zdecydowanie. Ale nie ich jabłka, a te poobijane i tak komuś wetkną. Ostatnio wybierając cytryny trafiałam na co drugą zepsutą - widoczny dowód tego, że panie od dłuższego czasu tylko uzupełniały poziom cytryn w skrzynce, a nie interesowały się jej zawartością.
Macam tez chleb. W sklepie, gdzie go najczęściej kupuję zazwyczaj jest mieszanka - nowy, nowszy i najnowszy. Chleb oczywiście w prezerwatywie. Podczas ostatnich zakupów robionych ze Starszym dostałam opeer, że cuduję. Chleb tylko pooglądałam - wszystek był splackany -efekt upchania na siłę w skrzynce gorącego chleba. Ponieważ głośno zaczął komentować, ja tez głośno skomentowałam (czego nie miałam zamiaru robić), że takiego udeptanego chleba nie kupię. I JUŻ! Nie dość, że ten chleb jest paskudny w smaku i za drogi, to jeszcze wygnieciony!
No, ale moi panowie domowego nie jedzą, wolą kupne świństwo. Podobnie zresztą Dziecko nie jada koziego twarożku - woli z Piątnicy, zamulony gumą guar i konserwantami, które dają mu miesięczną przydatność do spożycia. Na początku listopada Dziecko P., przybywszy uczestniczyło w robieniu zakupów miesięcznych. I zachciało się jej gruszek w sosie czekoladowym. Do tych gruszek nabyła serek mascarpone. Potem jakieś zawirowania nastąpiły, gruszki zrobione nie zostały, a serek został stać w lodówce. Aż się w końcu zainteresowałam, czy nie trzeba go zużyć w trybie natychmiastowym, bądź wyrzucić, ze względu na obca cywilizację, która się na nim rozwija. Zerknęłam na termin przydatności i włożyłam z powrotem - 1.01.2014. Zdrowia życzę konsumentom.
A ja, w ramach ograniczania ekspansji przemysłu chemicznego, w sobotę przystąpię do wykonywania wędlin. Mięso jest co prawda sklepowe, więc ta chemia i GMO, które zeżarły świnie już w nim jest. Za to kiełbasa i szynka będzie wolna od pozostałych wynalazków, które dodaje zwykle masarnia. I będzie w kiełbasie jakieś powiedzmy 98% mięsa. reszta to będzie woda, sól, cukier, czosnek i pieprz.
Boczek i szynka zostaną uwędzone, a z łopatki mam zamiar zrobić coś w rodzaju "kiełbasy szynkowej" w szynkowarze, który właśnie listonosz wczoraj był przyniósł. Być może pasztet, z kupnej kury, tez zrobię w szynkowarze, zamiast w piekarniku.

Szwagierka najważniejsza ma zostać przywieziona (zażyczyła sobie, żeby ktoś po nią przyjechał)w sobotę. Wpadła ostatnio w trans zakupowy, nakupiła mięcha (6kg schabu!!! ), nieproszona. Nieproszona tez uszczęśliwiła mnie karpiem w ilości szt 2. Powstanie z niego galareta. Nie wiem tylko, kto ją skonsumuje, bo młodzież twierdzi, że karp to syf. (Dziecko ma kolegę, który skończył rybactwo na Wysrolu w KRK i zajmuje się ryb hodowlą. I twierdzi Dziecko, że karp przed sprzedażą powinien być na ileś tam wcześniej odłowiony i umieszczony w wybetonowanym stawie, coby błotny aromat stracił. A Dziecko wie, bo pewnej zimy udało się do kumpla, aż w łódzkie, pomóc mu przeręble w stawach rąbać, żeby się rybska nie podusiły i  spod lodu je wyjmować. Dziecko wszelka wiedzę chłonie jak gąbka i na twardym dysku ja przechowuje, we właściwym momencie przenosząc do pamięci podręcznej. Ostatnio skonstruował jakieś koromesło do naprawy silnika samochodowego mu służące i wyjaśniał mi konstrukcyjne tajniki powołując sie na moment zginający i rozkład sił w obciążonej belce ustawionej pod katem. Jak bym na papier przeniosła, to bym te siły wyrysowała i wyliczyła, ale tak z głowy - nie dam rady)

Przeczytałam, co napisałam i stwierdziłam, że mam tak głębokie dygresje, ze chyba bełkot mi wychodzi. Więc może na tyle na ten czas. Zwłaszcza, że Starszy się zwlekł z pościeli i przybył.

Dodam jeszcze na koniec, że mojej obórkowej kocie zrobiłam styropianową budkę, wysłaną kawałkiem baranka. I kota z niej skorzystała! Obawiałam się, że znów będzie to tylko swobodna twórczość, po tym jak domowe koty olały domko-drapak. Muszę te budkę jeszcze stuningować, tak, by kota miała małe wejście, jak do psiej budy. Będzie jej cieplej. I zamykać pojemnik z owsem, bo zaczęła go używać na zmianę z kuweta. Wczoraj dostałą tabletkę na robale i poszło to nad podziw bezboleśnie. Po ostatnim odrobaczaniu domowych miałam ręce zdrapane i pogryzione wszerz i wdłuż, mimo wykorzystania rękawów. Księżniczka miała sesję fryzjerską. Na głowie i podogoniu skończyło się z maszynką, łapy podcięłam nożyczkami. "Nie rusz mnie, nie dotykaj mnie" pogłębia się. Więc za chwilę będzie latać za domowego barana, bo sierść po maszynce jednak się zepsuła, nie jest już taka szorstka, mocno przerasta podszerstkiem i sie loczkuje.

13 komentarzy:

  1. Hej! ja tam nadążam za Twoimi dygresjami :) jest dobrze :) pisz, pisz..
    rena

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo lubię czytać takie prawdziwe posty a nie dyrdymały, więc pisz dużo:)
    Co do Córki, no to pewnie nerwica, wiem coś o tym z autopsji - wredne to i podstępne , męczy, życie rozpieprza i wpędza w .. depresje.
    ciekawam jak się szynkowar sprawdzi - czekam na recenzje, bo właśnie kusi mnie żeby kupić.
    ja bede pasztet jutro robić tradycyjnie w piekarniku.
    buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, jak fajnie tak z rana poczytać coś miłego. O której Wy do kóz chodzicie? Ja właśnie wróciłam przed chwilą, ale miałam program rozszerzony, bo sprzatałam poza boksami (kot bałagan robi, słome rozciąga wszędzie bo sie nia bawi) karmiłam kote z myciem misek i przede wszystkim siaty napychałam pieczołowicie, na twardo, sztuk 3 dzisiaj, bo i Stefańskiemu.

    A propos dygresji: jednak z wiekiem człek sie pierdołą staje. Podśmiechiwałam sie dawnymi laty głupio, jak któremu wykładowcy na popierdółki schodziło pomiędzy dowodami twierdzen matematycznych, a teraz mam to samo. Miłego Nowego Dnia Reniu i Beato, oraz wszystkim visitorom!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no ja to kozy rano tak przed 7 odwiedzam, nie chce mi sie bo szaro, buro, ale bidule żeby głodne nie siedziały to napycham dupska wcześniej.
      ja też w rozmowie często przeskakuje z tematu na temat, albo używam skrótów myślowych i tylko mój mąż rozumie o co mi chodzi:)

      Usuń
  4. Żebyś Ty słyszała, jak nasz wykładowca od BHP jest odjechany...zacznie jakiś temat, zawiesza się, i zaczyna coś pierniczyć z zupełnie innej beczki. I tak przez półtorej godziny...i jeszcze nawiązuje ze mna kontakt wzrokowy i do mnie to gada...wszyscy się śmieją. Nie wiem dlaczego tak do mnie gada...To młody człowiej jest, koło 30 ma. Może dlatego, że ja najstarsza z grupy i tak jakby do mamuśki snuje? No i faktycznie snuje z d..
    Ja do kóz chodzę teraz tak po 9.00, bo dłużej śpią, to ich nie budzę, niech przeżuwają przeżuwaczki.Jeszcze 3 tyg do porodu Meli. Boję się. Spróbowałam wczoraj mleka ze sklepu zanim do kawy wlałam. Jezu, co to za syf! Jak ja mogłam to pić latami? i smakowało mi, to jest najgorsze i najdziwniejsze. Może gdzieś w lutym będzie trochę mleczka dla mnie od słoneczek moich złotych. Chleb wyjęłam z piekarnika. Chyba się znów udał, ładnie wygląda. Z robotami przedświątecznymi w lesie jestem, a w niedzielę obiadek rodzinny mam za zadanie zrobić, bo urodziłam przed laty synka w tym czasie i goście przyjdą i tort urypać jeszcze trza...kurczę. Ok, to do roboty! Tobie też Iwonka dobrego dnia :)
    rena

    OdpowiedzUsuń
  5. A sernika kajmakowego rozdrabnianego w tym roku nie planujesz?
    a propos mleka kupnego: ja w KRK kupowałam mleko Ale! w takim białym kartoniku z niebieskim napisem. Ono jest mikrofiltrowane, nie jest UHT. Nawet dobre było. Jeszcze jakieś takie mikrofiltrowane trafiłam, ale nazwy nie pamiętam. jak już musisz kupić, to szukaj mikrofiltrowane i w kartonie. te w plastiku na ogół smierdza.

    OdpowiedzUsuń
  6. Daj spokój, ten sernik to porażka, wyrzuciłam przepis od razu jak go upiekłam! a mleko faktycznie z butelki plastikowej ochydne mam. Właśnie ryby morskie w nim namoczyłam żeby się wyśmierdziały. Klopsiki rybne w occie muszę zrobić, bo moi uwielbiają i wyżrą każdą ilość. Także samo uszka z barszczem, właściwie te dwie potrawy wystarczyłyby moim chłopakom, tylko że w hurtowych ilościach.
    rena

    OdpowiedzUsuń
  7. Na razie naturlałam trufelków z orzechami, bez pieczenia, bez jajek, zamiast kupowanych herbatników, upiekłam zwykły placek kruchy i go starłam; szynkowar duży masz, jak łopatka Ci się zmieści; szkoda dziewczyny do tak stresującej pracy, te molochy korporacyjne wysysają wszystke siły, a potem wypluwają bez skrupułów; jak to mówią mądrzy ludzie, najpierw człowiek traci siły, żeby zdobyć pieniądze, a potem traci pieniądze, żeby zdrowie odzyskać, często z marnym skutkiem; też sama strzygę Miśkę, bo jak pani zaśpiewała 70 zł od jednej wizyty, to zakupiłam maszynkę za dwie wizyty i postrzygam, czeszę ją jeszcze takim trymerem czasami, który ten podszerstek wyciąga, a także ładnie rozczesuje skołtunioną sierść na łapkach; udanego wędzenia i odpalenia szynkowaru; pozdrawiam - Maria z Pogórza Przemyskiego.

    OdpowiedzUsuń
  8. Sporo się u Ciebie dzieje , jest co czytać...

    OdpowiedzUsuń
  9. Łojoj, Magdalena! Stare Dobre Małżeństwo: anioły sa takie ciche, zwłaszcza te w bieszczadach.....
    ...bo nowy dzień wstaje, nowy dzień...
    Majka, Studnia, Wrzosowisko i nie pamiętam tytułów...

    OdpowiedzUsuń
  10. Dzieki ;) Wklikam sobie i poslucham :) Raczej nie pamietam ...a moze mi sie przypomni ?

    OdpowiedzUsuń
  11. ..i juz :) Cos mi sie tam przypomnialo ...to takie bieszczadzkie szanty ;) Smutne takie ..poezja spiewana ...ladne i takie uspokajajace ,ale na dluzsza mete nie dla mnie ...normalnie po trzecim kawalku depresje bym chwycila ..ale slowa piekne !

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..