piątek, 31 stycznia 2014

wyje, duje, miecie...

Tak, od długiego czasu mam na zewnątrz coś, przy czym Xsawery to był mały, niedorozwinięty pikuś. Duje bez przerwy, a od tygodnia centralnie ze wschodu, czyli drzwi z ręki wyrywa i na klatce schodowej robi zaspę. (Już nie mówię o zaspach na strychu..)Zaspy są wszędzie, droga w pola prawie odcięta, a Malinowy Król dwoi się i troi, żeby się przez te zaspy przebić. No, ale.. Wczoraj przebił się do sąsiada, który jest za mną (ostatnie zabudowania , a potem już pola). Sąsiad autem wyjechał, bo taki miał mus, a jak wrócił za 2 godziny, to już nie wrócił. Zawiesił się na zaspie i śmy go z Dzieckiem zdejmowali, po czym zaparkował u nas na podwórzu. Na podwórzu stoi przyczepa i Dziecka zielona strzała, które powodują, że zaspy układają się nieszkodliwie dla komunikacji. Natomiast sąsiad jest systematycznie odcinany. Wczoraj dwa razy stosował łopatologię, bo mu się klienci zawieszali, oprócz tego Malinowy Król jeździł jeszcze wieczorem. A dziś rano już był i znowu brał ten dojazd do sąsiada na 10 razy.
Wpycha mi się do dzioba -"a nie mówiłam". Bo mówiłam, że jak się zaczęło nienormalnie, to dalej też będzie nienormalnie. No i jest.  Tylko, żeby nie było, że wykrakałam. Już w jesieni zapowiadano zimę stulecia.
A ja już mam tej zimy dość. Normalnie nie chce mi się tyłka ruszać i wychodzić na ten wyjący i gwiżdżący wiatr.
Psom tez się nie chce wychodzić. W dodatku Księżniczka nie ma trawki, wszędzie śnieg, miejscami głęboki i tak mnie ciąga kilometrami, zanim załatwi grubszą sprawę. Żeby zapewnić jej większy komfort (i Czarnej też) wyprowadzam je pojedynczo. Niby więcej zawracania głowy, ale czasowo wychodzi pewnie na to samo, bo jak Księżniczce Czarna się pod nos nie wpycha, to jakoś to szybciej idzie.
Tylko z terenem do chodzenia kiepsko. Trotuar jest mocno zaśnieżony, a w górnej części wsi całkiem nie do chodzenia, bo leżą tam zaspy. I ludziska chodzą jezdnią, która jest w gorszym stanie niż boczne drogi. Boczne drogi odśnieża Malinowy Król za gminne pieniądze. I należy przyznać, że robi to uczciwie, bo przecież nikt go nie rozliczy z przejechanych kilometrów, mógłby zainkasować kasę i siedzieć przed telewizorem. A on jeździ raniutko i wieczorem. Natomiast główna droga przez wieś jest powiatowa i tu samochód z pługiem się pojawia jak widmo. Jedzie z pługiem w górze, pizgnie trochę tego z jezdni na chodnik, ale tak, żeby paliwa za dużo nie spalić. Tu też odśnieża jakaś prywatna firma i widać, że się nie wysila za bardzo.
Na domiar złego Księżniczka chodzi na trzech łapach. Tak nagle, ni stąd ni z owąd, wczoraj zaczęła na trzech chodzić. Jak wróciłam od kóz, to mi tak przykuśtykała. I nie wiem o co chodzi. Na spacerku pomykała na czterech, niby lekko kulejąc, i to tak pomykała, ze marszobiegi za nią uskuteczniałam. Natomiast w domu znowu na trzech. Zobaczymy. Dziś na siku wyszła na czterech, ale z kanapy trzeba było ją zdjąć. Księżniczka to Księżniczka. Fanaberie swoje ma.
Najbardziej mnie śmieszy, jak ją wołam, żeby ubrać na większe wyjście. Gdy zobaczy kombinezon w ręce to idzie czołganiem: brzuch przy podłodze, łepetyna między łapami i tempo ślimacze.
Śnieg niby jest suchy, bo mróz trzyma cały czas, ale i tak przychodzi cała oblepiona i trzeba wyczesywać. Do końca się nigdy nie wyczesze, ta ostatnio nabyta pudlówka dla kota chyba, więc za chwilę jest mokra, jak jej odtaje. Tak, że wolę w pekeś wystroić. I ona w tym pekesiu pewniej w śnieg idzie.
Tylko ubrać problem. Ubiera się tak mniej więcej, jak Dziecko Starsze się w śpiochy ubierało dziecięciem będące: naciągnęłam z trudem jedną nogawkę, po czym, zanim naciągnęłam druga , ta pierwsza byłą już strzepnięta. Rozrywka była na całego i kto szybszy.
A za oknem cudna zima, jak z obrazka. Słońce wylazło i se świeci. I widać dokładnie jak śnieg posuwa z pól w ten wąwóz przed chwilą wydłubany przez Malinowego. I gdyby nie efekty akustyczne, to przez okno byłoby cudnie. Gdyby nie przyczyna tych efektów akustycznych - tez byłoby cudnie, bo tego śniegu w końcu aż tak wiele nie napadało i mróz też jakiś syberyjski nie jest. -15 to jeszcze nie tragedia.
Martwi mnie tylko, że u kóz mam cały czas na minusie i trwa to już chwilę. Nic już więcej nie mogę zrobić, żeby było tam cieplej. Jedyne wyjście na przyszłość - ocieplić styropianem ścianę od garażu. Ściana jest na 1 cegłę, a garaż stoi otworem i wiatr po nim hula. Dawniej, kiedy był oborą, ta cienka ściana nie przeszkadzała, bo były zwierzęta i w oborze zawsze było ciepło, a co za tym idzie w tym pomieszczeniu, gdzie teraz sa kozy -tez. A w tej chwili jest ziębione z dwóch stron. Z jednej, od strony dawnego chlewa, ścianę ociepliłam układając słomę w kostkach po sufit. Z drugiej strony częściowo tez ułożyłam. Więcej się nie da, bo nie przejdę z wiadrem. Ociepliłam tez drzwi od wewnątrz styropianem, a ten kawałek wykładziny przykręciłam od zewnątrz. I to byłoby na tyle w tej kwestii. Trzeba czekać na ocieplenie.
Tymczasem w piecu się chyba jednak nie rozpaliło, mimo włączonej dmuchawy i muszę się udać.
Dziecko pojechało do KRK i mają we dwoje przybyć w sobotę. Musze ogarnąć chałupę, żeby mi potem Córka nie marudziła, że przyjeżdża mi posprzatać.

6 komentarzy:

  1. Mnie przez ten wiatr sikanie złapało, bo to tylko po drzewo do szopy, albo ptakom sypnąć w cieniutkich spodniach, co to jak blachy się robią na mrozie, no i mam; -15 przy takim wietrze to odczuwa się pewnie podwójnie, czekam na spokój w powietrzu, na odrobinę ciepła, bo wędzić trzeba, a przy takiej wichurze spaliłabym wszystko w beczce; rzeczywiście psy nawet za bardzo nie chcą wychodzić, chwilkę pobiegaja po ogrodzie i nawrotka do ciepłego domu, tylko Gucio dzielnie wytrzymuje gdzieś tam od rana do przedpołudnia, ale wraca na okno, którędy go puszczam do domu; pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie zazdroszczę takiej zimy i - choć bardzo podoba mi się wschodnia część Polski- chyba nie potrafiłabym przywyknąć do takiego klimatu. Oby wiać u Was w końcu przestało .

    OdpowiedzUsuń
  3. Mario, u mnie też się wędzenie szykuje, ale jak pisałam, mam wędzarnię w domu. Czyli pogoda nie przeszkadza za bardzo. Z tym, że jak duje, to zawsze w kominie większy ciąg i trzeba uważać.
    A z tym wyskakiwaniem z domu "tylko po drewno", albo "tylko psa wysikam" to nasza wieczna głupota. Niby w pewnym wieku należałoby zmądrzeć, ale pewnie nie każdemu to jest dane. Też tak mam, a Starszy się drze "chociaż czapkę ubierz"
    mp - oby wreszcie przestało, bo zaczyna mi się nie chcieć wychodzić, a muszę.

    OdpowiedzUsuń
  4. U nas za to dzisiaj topi na potęgę to co nasypało i dosypywało przez tydzień. Buty mam wszystkie mokre i też jak Marię mnie sikanie złapało, ale to od siedzenia na garnku do góry dnem i wpatrywanie się godzinami w kozę.
    Ty córkę będziesz miała a ja dzieci właśnie odstawiłam na ferie, ostatnio miałam dwoje, jedno koleżanki. Teraz zmiana nastąpiła. Przyjechałam i zamiast chałupę ogarniać to siadłam do komputera i tak się zastanawiam co ja będę przez ten tydzień sama robić. Mogłabym wiele, ale pewnie skończy się na siedzeniu na garnku.
    A święty dzwoni codziennie ze stolicy i mówi że tam mrozy na razie nie chcą odpuścić a on wisi na wysokościach.
    Moja psica po śniegu i lodzie bardzo często chodzi na trzech, z tym że sobie zmienia.

    OdpowiedzUsuń
  5. a właściwie - to po co ci te kozy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie, mogłabym odpowiedzieć: "żeby się głupcy dziwowali"
      Ale odpowiem
      1. jak wyżej
      2. żeby było z kim pogadać
      3. żeby nie pić syfiastego, śmierdzącego mleka z kartonu i nie jeść sera, który ma pół roku trwałości
      I to nie jest cała lista odpowiedzi na pytanie "po co"

      Usuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..