czwartek, 20 marca 2014

Kratka

No, pogoda w kratkę.
Zauważyłam, że ostatnio od pogody zaczynam. Bo, niestety, pogoda mnie determinuje. Wczoraj było fatalnie. Obudził mnie ból głowy z deszczem. Potem już nie padało, ale duło nadal. Bolało mnie wszystko, tak, że nie wiem co nie. Śniadanie wzmocniłam dwiema sprint kapsułkami ibupromu, bo z bólem głowy współżyć nie miałam ochoty. I dzień przeszedł pod znakiem zmuszania się do zrobienia tego, co zrobione być musi.
W ramach walki z nicnierobieniem oraz w ramach dnia dobroci dla zwierząt, zrobiłam pierogi kartoflane. Jak zwykle - "twoje i nasze", tj osobny farsz bez cebuli i osobny z cebulą. Bo Starszy nie toleruje cebuli, a Młodszy - wręcz przeciwnie. I ugotowane muszą być najpierw Starszego, żeby mu nawet zapach jakiś nie przeszedł. Kabarecik.
(Kozule miały frajdę: na wieczór dostały ciepłą wodę po pierogach, rozcieńczoną nieco, która tak im smakowała, że się pycholami od wiadra odpychały).
Dziecko robi jakiś remont auta. Jak zwykle, co chwilę czegoś mu potrzeba i lata w tych bundeswerach tam i z powrotem. Zasypane błotem całe schody i kuchnia oraz łazienka. Jak zwykle też okazało się, że czegoś brakuje. Kupił jakiś podkład epoksydowy, ale bez rozpuszczalnika. W związku z czym nie mógł zakonserwować tego co pospawał i był wściekły. W dodatku jest "uziemiony", bo nie ma czym udać się do miasteczka w celu uzupełnienia braków.
Na dobranoc Dziecko zaskoczyło mnie tym, że zdjęło bundeswery na schodach i przytupało w skarpecie.

Pozadomowe Dziecko ostatnie dni w pracy. Wrzuciło na luz w odbiorze szefowej i stwierdza, że teraz zrobiło się w tam całkiem fajnie. Chodzi na szkolenia w nowej firmie i jest trochę przerażona. Ale Dziecko jest ambitne i zepnie się w sobie, żeby dać radę. Bardzo obawia się, że nie poradzi sobie w bezpośrednich kontaktach z klientami po francusku. Ale przecież do tej pory robiła to dzień w dzień - telefonicznie głównie, ale też bezpośrednio. W pracy i na polowaniach. To czemu teraz by nie dała rady. Tylko słownictwo specjalistyczne inne, bo inna branża tych klientów. Chyba od kwietnia będę musiała nastawić się na nowe porcje jojczenia w telefon. Odpoczęłam nieco od tego, bo ostatnio nie jojczy.

W ub.tygodniu przerabiałam skalniak i przygotowywałam miejsce pod ziółka.
Efekty na razie są takie:

To jest ta przerobiona część. Była za niska. W celu podwyższenia należało także poszerzyć, żeby nie było zbyt stromo. Podwyższanie odbywa się na rusztowaniu z pustaczków kominowych. Bez tego potrzeba by zbyt dużo ziemi, a nie ma skąd wziąć.

Tak wyszedł narożnik. W ten garnek zostanie jeszcze wetknięte coś zwisającego. Na prawo od garnka wetknęłam żagwin. Nie wiem, czy z niego coś będzie bo nieukorzenione toto było. Dalej jest gęsiówka, pozyskana od sąsiadki (razem z żagwinem). Ten brązowy pasek, to resztka dąbrówki, jaka ostałą się z całego jej łanu.

Pozostała część uległa tylko lekkiej korekcie, mającej ograniczyć mocarstwowe zapędy gipsówki, która rozrosła się - o tak - i ma ochotę zawładnąć całym terytorium.

Tu będą ziółka. Trzeba jeszcze dosypać ziemi i musi ona zostać zakupiona. Koło na razie prowizorycznie położone. Nie jest w najlepszym stanie, ale trudno teraz na wsi trafić na koło z drewnianego wozu. Nasze własne dawno się zutylizowały same z siebie. Dumam  nad dalszą kompozycją tego. Na razie plan jest taki, żeby podzielić ten prostokąt promieniście, w nawiązaniu do szprych koła. Jeszcze nie wiem czym to podzielę.
Trochę ziółek mam własnych: tymianek, ostrożeń, piołun, 2 rodzaje mięty, melisę cytrynową. Resztę trzeba nabyć droga kupna, częściowo w postaci sadzonek.
Myślałam o kocimiętce, bo ładnie wygląda i przypomina na oko lawendę, ale obawiam się, że będą się tam wylegiwały wszystkie koty z okolicy.


Podczas przygotowywania nowego stanowiska dla pługa stwierdziliśmy, że to coś, co tam przeszkadzało może pełnić funkcję dekoracyjną. Na razie zostało prowizorycznie ustawione przed domem od strony drogi, na tle ściany i glicynii (którą pewnie znowu zbyt mocno przycięłam i nie zakwitnie), ale tu pewnie nie zostanie.

Moja rabatka funkiowa jest metodycznie tuningowana przez kurę sąsiadki. I pewnie się zwrócę, chociaż nie wiem , co to da. Jedna, jedyna, z całego stadka, biała menda, przefruwa przez płot i zawzięcie grzebie. Kora rozpirzgana po całym trawniku. Zaczyna przemieszczać włókninę. Dołki powylegiwane i ogólna masakra.
Nie bardzo mi się to podoba. Na szczęście nie zorientowała się, że w betonie jest świeża ziemia do grzebania. 
Wydaje mi się, że brzózka, przetransferowana w ub.roku z rodzinnego rancza, nie przeżyła zimy. A raczej pewnie kozich ataków. To już kolejna, nieudana próba, posiadania brzozy przed domem. A sąsiad sadził, z korzeniem ręcznie darte, i się przyjęły wszystkie.

Dziś słonecznie, choć duje nadal. Może posieję tę kapustę na rozsadę....

We wtorek ZUS zaliczyłam, wniosek zostawiłam. Obawiałam się tłumów, ale było przede mną tylko 6 osób. Szło błyskawicznie. Z tych sześciu, tylko jedna była z tym samym co ja. Nie chce narodek kasiorki od państwa? Narodek pewnie ogólnie nie wie, że może chcieć. Choć na stronie ZUS-u napisali, jak byk, ze można, trzeba i w jaki sposób. U mnie będzie tej kasiorki tylko za 3 miesiące. Do końca nie wiadomo ile, bo jak to przeliczą. Plan na stracenie już mam.

P.S. Spieszę dodać, że okna jednak umyłam. Dokładnie-umyłam szyby. tego samego dnia, kiedy napisałam, ze mi się nie chce. I tak teraz paczę i myślę, że właściwie po co? Bo po paru dniach wiatru i deszczu wróciły od zewnątrz do stanu poprzedniego. A od wewnątrz, to normalne - kocie łapki i psie noski...






2 komentarze:

  1. Napracowałaś się, ale efekt świetny - bardzo podoba mi się przyszły zielnik. Polecam do niego jeszcze szałwię, lubczyk, oregano - bez problemu zimują u nas. Bazylię kupuję co roku, bo rozsada jakoś mi nie wychodzi. Między ziołami spokojnie można posadzić parę krzaczków pomidorków koktajlowych, rosną bezproblemowo i fajnie skubnąć sobie parę kulek przy okazji- u mnie owocują aż do przymrozków.
    Lubię dekoracje ze starych sprzętów rolniczych, kiedyś widziałam świetną wystawkę starych podków , sierpów itp. na drzwiach i ścianach stodoły.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubczyku nie będzie na pewno, bo nie znoszę zapachu magi. Natomiast bazylię mam ochotę posadzić w kilku wersjach kolorystycznych, bo ten zielnik ma nie tylko smakować i pachnieć, ale też zdobić, albowiem jest in front of chałupa. Siałam w ub roku jakieś ziółka na rozsade i nici z tego wyszły. Z 50 nasion ostrożenia mam 3 rośliny. Tak, że na sadzonki sie nastawiam. Na skalniaku marzy mi sie różnorodność większa, ale niestety -miejsca mało, a toto sie lubi rozrastać.

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..