piątek, 18 kwietnia 2014

Pan Cerowany the 2-nd

Przedświąteczne przygotowania załatwiam tak jakoś mimochodem. Nie spinam się za bardzo, bo motywacji brak. To jakieś okno umyje, tam jakąś szafkę, to w szufladzie porządek, przy okazji wyjmowania potrzebnego narzędzia.
Wczoraj rano przygotowałam mięcho na kiełbasę i se dojrzewa w lodówce. Chciałam nadziać wieczorem, ale Starszy twierdzi, że nie nada. Wyjątkowo się posłuchałam, bo Starszy w swoim życiu kiełbas zrobił tyle, że porządna masarnię na okres przedświąteczny by zapełnił. Powiązałam też szynki. Dzisiaj Dziecko to uwędzi.

Wczoraj też popełniłam mimochodem ryżowe ciasteczka. Ciasteczka w zasadzie przekraczają moje możliwości psychiczno-fizyczne (Dziecko to określa krótko: dużo pie...lenia - mało przyjemności). Ale te akurat są w zakresie, bo nie trzeba wałkować, wykrawać, lepić szczątków. Najpierw Dziecko marudziło, że bez sensu, a wieczorem, wróciwszy ze spędu turków, zamiast pożreć kotleta, który był zaplanowany do wieczornego pożarcia, żeby się nie zmarnował ze względu na posty (nasz Starszy zarządza post też i w sobotę, ""bo taka tradycja". Bardziej papieski, niż sam papież.), poleciało do spiżarki degustować. Odgłosów wstrętu nie było, więc jednak...
Dziś coś spiekę, ale na razie biję się z myślami - co. Ostatecznie ta Pavlova jednak nie będzie, bo beza przełożona bitą śmietaną jest bardzo krótkoterminowa i na drugi dzień już mogłaby być w postaci kałuży z kupką śmietany pośrodku. Tak się zastanawiałam właśnie, bo swego czasu robiłam taki torcik, gdzie jedna warstwa była z małych bezików. I na drugi dzień tych bezików już prawie nie było. Choć krem był maślany, a nie śmietanowy.

Wczoraj, także mimochodem dorobiłam trochę grządek - wysadziłam resztę cebuli, posadziłam czosnek wiosenny, co go od sąsiadki, przy okazji zakupu jajek dostałam gratis, bób, oraz rozpostarłam taśmę z marchewką, co mi się poniewierała w koszyku z nasionami. Będzie , albo nie. Z tymi nasionami jest loteria w ogóle. Kapusta i sałata posiane na rozsadę nie stanęły na wysokości zadania. Druga kapusta, później dosiana - też. Za to mam, gratis zupełnie, kilka dyń tu i ówdzie. Później je przetransponuję na kupę kompostu, co leży pod wiśnią. Bo chyba mi już miejsca na dynie braknie. Rzodkiewka, posiana w połowie marca, też nie stanęła na wysokości zadania. Co prawda ją widać, ale tylko liście, niestety. Posadzona wówczas cebulka ma szczypior 5-cio centymetrowy, w postaci pęczka, bo to familijna, ale za krótko, by go ściąć i zeżreć.A koper posiany w tym samym czasie odmówił współpracy w ogóle. Pomidory posiane na rozsadę, będą chyba na ozime, bo zaczynają dopiero wyłazić. Coś mi tam miastowa szwagierka hoduje na oknie. Ale jest to ogólnie maliniak, więc dupa. Dziwię się tej wielkiej miłości do malinówek, bo to ani plenne, ani smaczne. Ani w dodatku na choroby odporne - w ub. roku malinówki mi pierwsze padły i powiedziałam sobie, że to pierwszy raz i ostatni. No, a tu masz. Ona zrobi tych pomidorów z pięćdziesiąt i afront będzie nie posadzić. Qrwa.

Dziecko skończyło wreszcie remont żaby. A wredna żaba odwdzięczyła mu się uszkodzeniem ciała (pewnie za to, że tak słowem plugawym wyrażał się o francuskiej myśli technicznej). Otóż, podniosło było Dziecko klapę bagażnika i ona sobie tak sterczała. Po czy poszło poszukać jakiejś śrubki i wracało do przedniego zawieszenia zawzięcie tę śrubkę kontemplując. A na drodze pojawiła się ta wredna klapa, która wyrżnęła Dziecko w czoło, tak że padło na glebę. Wyjrzałam akurat oknem -patrzę -Dziecko siedzi na glebie i jakoś się tak dziwnie zbiera, szuka czegoś czy co? Po chwili wpada zakrwawione i rzecze - Matka, zbieraj się, jedziemy na pogotowie, będziemy się cerować. Był moment wahania, czy on siądzie za kierownicę, czy wepchnąć Starszego, bo go nieco zamroczyło po tym zderzeniu z klapą. Stwierdził jednak, że da radę i śmy pojechali. Na pogotowiu, o dziwo, nie trzeba było dwóch godzin spędzić. SOR-owy pan doktór zajął się zaraz, trochę się dziwił, że chłop a takie kosmetyczne operacje mu się zachciewa. Ale Dziecko stwierdziło, że łysy i ze szramami na łbie Dzieci by straszył. Więc pan doktór jeden szew założył, na żywca zresztą, ale delikatnie (jak Dziecko stwierdziło). Potem został zaaplikowany zastrzyk przeciwtężcowy i tym sposobem mam, Reniu, Pana Cerowanego też! Tyle, że jednostronnie.
Dziecko przystąpiło do kontynuacji remontu. Potem piknie żabę odpicowało, a potem wykonało jazdę próbną i stwierdziło, że coś stuka. Ten nad - słuch mojego Dziecka jest momentami wqrwiający, ale tym razem - dobrze, że słyszał. Po konsultacji z sąsiadem - czarno usługowym mechanikiem, okazało się, że zabezpieczenie drążka wpadło do skrzyni biegów. Starszy miał minę, jak małe dziecko, któremu odebrali upragnioną, właśnie wreszcie otrzymaną, zabawkę.
Ciąg dalszy remontu będzie dopiero po świętach i pewnie na kanale u sąsiada, bo Dziecko ma juz dość leżenia na posadzce pod żabą.
Najlepsze jest to, że Dziecko zostało zwerbowane przez turków do noszenia ich sztandaru w Święta. I był problem estetyczny z tym plastrem na czole. W ogóle był problem estetyczny, bo proboszczunio niektórych rzeczy nie toleruje np. długich włosów u chłopaków i zarostu. Ale Dziecko twardo rzekło, że brody golić nie zamierza. Wobec czego gwarantowana mina proboszczunia, jak po occie siedmiu złodziei, na widok brody pod sztandarem. Nie wiem, czy mu potem świąteczne jajko nie zaszkodzi.
Najśmieszniejsze jest to, że proboszczunio sam hoduje "pożyczkę" dla osłonięcia łysiny.  Która to pożyczka, po świeżym umyciu główki, wygląda jak ondulowana i ma tendencję do zdmuchiwania się z czółka. Śmiechu warte te wokółołtarzowe pożyczki. Jego brat, też ksiądz, na plebanii na emeryturze, takąż samą hoduje. A kościelny ma pożyczkę "z tyłu do przodu". Ot, pustota starych chłopów.
Moje Dziecko, wyłysiawszy w wieku lat 21, łeb ogoliło i święto. Teraz pilnuje, żeby był równo ogolony i z łysieniem nie walczy. (Coś próbowaliśmy, Rogaine mu z USA ściągałam, ale stwierdził, że zawracanie dupy. Że nie ma ochoty się codziennie smarować do końca życia, ogolenie wyjdzie prościej i taniej. A w ogóle, to -mądrej głowy głupi włos się nie trzyma)

Z sąsiadką się dogadałam i kozule u niej na trawce wczoraj upięłam. Takie zadowolone były, że potem leżały bykiem obojętnym i przeżuwały co pochłonęły, i żadne walki im w głowach nie powstały. Na wieczór napakowałam słomy w żłób i frajda była taka, że karmniki z warzywkami zostawiły, a do tej słomy się rzuciły, choć siano w siatkach maja cały czas. Drabinka pomiędzy Andzia i Wandzia na razie się trzyma.
Poza tym, kozy wyglądają jak obraz nędzy i rozpaczy. Te czarne, bo Królowa Matka jest OK. Królowa Matka w ogóle ma inną sierść, która jej na zimę gęstnieje, nie ma tyle podszerstka. Czarne natomiast mają bardzo obfity podszerstek, w dodatku jasnopopielaty. I on im teraz kłakami wyłazi. Czeszę to, z protestami oczywiście, ale nie wyrabiam na bieżąco. W dodatku Stefan nie ma szczoty, żeby się sam ogarnął. A Wanda pół swojej wyżarła!

Aha, Córunia dziś przybędzie wieczorem. Coś ostatnio nie dzwoni. I to mnie martwi. Nie bardzo jej idzie w tej nowej pracy. Więc mnie tym bardziej martwi, że nie dzwoni, żeby się pożalić. Chyba sobie nie wzięła do serca, tego co je Dziecko nagadało, żeby na robotę za taką kasę nie narzekać. I tak źle i tak niedobrze. Dziecko nie ma pracy -źle. Córka ma pracę za bardzo dobra kasę -niedobrze. Nosz, q..

 Znowu był misz- masz autorski..... Może dzisiaj jajka ukraszę?

2 komentarze:

  1. Dzięki za świeże wieści :) lubię rano znaleźć nowy post u Ciebie Iwonka i lubię "misz-masz autorski" i jak Ty-mam rozterek tysiące...Pozdrów swojego Pana Zacerowanego :) Całuję świątecznie
    Renata

    OdpowiedzUsuń
  2. Moj tez ma pozyczke w postaci jednego kosmyka ;) i broni go u fryzjera i nie da obciac !!!Corka dorosla mowi ,ze ten kosmyk daje mu byc moze zludzenie ,ze nie jest kompletnie lysy ? :( a ja przygladzam mu ten kosmyk i mowie ,ze "jestes poczochrany " ;)bo czasem poleci mu nie w te strone ...Czesto On zartuje z lysych ,ale jak mu ktos przygada ,to widze ,ze go to boli :( ale do skory ogolonych na zero nie znosze ,to juz wole tych z pozyczka ..Ja tez sie za mocno nie spinam w przygotowaniach do swiat i tez robie tak mimochodem ..mnie stresowo ..w mysl " byl las nie bylo nas ,nie bedzie nas bedzie las "!moze dlatego ,ze nie bede miala gosci ? :(Zycze spokojnych i zdrowych swiat i smacznego jajeczka :)Magdalena znad Menu :)

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..