poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Wielki

cTydzień nam nastał, a ja w Czarnej Dziurze. Się opamiętałam późno jakoś, że Święta tuż. No, poobganiałam pająki po mieszkaniu, jakieś tam lampy umyłam i szczątkowe zawieszenia okienne uprałam.
Prania póki co na tyle, albowiem w sobotę pralka odmówiła dalszej współpracy. Nie wylała wody i pokazała błęda. I namówić się na dalsze działanie już nie dała. Chodniczki z niej wyjęłam przemocą na miskę i w świętą niedzielę zawiesiłam na balustradzie, coby sobie obciekły, i wyschły może. Po czym mi je deko podlało, żeby uzupełnić płukanie, bo nie wiadomo, po którym płukaniu zdechła.
Przed definitywnym rozstaniem dostała ostatnia szansę w postaci oczyszczenia filtra. Ten filtr nie był czyszczony od nowości, bo coś z nim było nie tak i normalnie się wykręcić nie dawał. W obliczu rozwiązań ostatecznych został dziś odkręcony prawem łoma. Dziecko odkręciło oczywiście. I tym sposobem doszliśmy do grosza. Ciągu dalszego sprawdzania chęci pralki do współpracy na razie niet, bo zabrali wodę.
Nie wiem czemu ją zabrali, bo prądów nie zabrali. Może znowu coś im pękło i się wylało...Bo, jak to tak, bez zapowiedzi zabrać wodę, żeby sobie człowiek nawet na herbatę nie złapał?!

Śmiecie mnie dziś zbudziły o szóstej, a o siódmej definitywnie kazały z łóżka wyłazić. Zapodawałam reszcie rodziny, że dziś poniedziałek śmieciowy, ale reszta byłą uprzejma zapomnieć. A naprawdę ma serdecznie dość łażenia i przypominania i czekania na te zarazy i zachwile. No i samej mi się nie chciało w niedzielę wieczorem z tym naciągać. A jeszcze na przyczepie 3 puste bigbagi były, bo same nie zlazły. A kubeł wypełniony czubato, bo Dzieckowe goście po sobotnim grillu były uprzejme wszystko co im zbywało, bez segregacji, w pełny kubeł upchnąć. A niestety, panowie od śmieci nie biorą kubłów ze sterczącą pokrywą.
Dziecko bez szemrania pusty kubeł przywiozło, a ja zawiadomiłam, że ostatni raz z taczkami i kubłami latałam.  Coś mi się zdaje, że to było tak sobie a muzom i ten raz ostatni nie będzie.

Księżniczce zakraplam kropelki. Pilnuję się. 2X dziennie po 2X. I w południe diklofenak. Z Księżniczką cyrk wieczny, bo ona jest z tych co to "nie rusz mnie, nie dotykaj mnie" i jak widzi w mojej ręce tubeczkę, albo waciki do oczu, to zmyka gdzie pieprz rośnie i głuchnie. A jak jej słuch wraca, to przy-cho-dzi - z -gło-wą - mię-dzy- ła-pa-mi. Aż dziw, że się o tę głowę nie potknie. Z obcinaniem pazurów jest cyrk jeszcze większy. Jednorazowo - jeden pazur. Następny dopiero na następny dzień, jak jej trauma minie. Więcej pazurów na raz grozi ranami szarpanymi oraz uszkodzeniem słuchu.
Tak w ogóle, to wreszcie zrobione zostało badanie oczu z kontastem. Kontrast wykazał owrzodzenie rogówki. Ale cusik mi się zdaje, że to jest, niestety, katarakta. Uhaha....
Po tych kroplach tak jakby mniej się z oczu lało. Wety rzekły, że do tygodnia powinno przejść i po tygodniu kontrola. Tylko nie wiem za co...

Koty śpiom, Dzieckowa popierdułka ułożyła się na workach śmieciowych poskładanych w kosteczkę, a mała micia w popierdułkowej miseczce. Pan Kot przytulił się do Księżniczki, która chrapie jak samolot. Znaczy się  - będzie lało. I z dokańczania grządek na dzisiaj nici. A czosnek wiosenny byłam otrzymałam w prezencie od sąsiadki z zaleceniem, że trzeba go wysadzić już. Na deszcz i wiatr nie pójdę, łoterpruff nie jestem. Jak będzie miał ochotę urosnąć, to urośnie.

Aaa, otrzymałam od InterMarche 40 jajek. Tylko najpierw musiałam tam zakupy za mnóstwo kasy zrobić. Będę piec a piec na Święta! Jajka jeszcze nie odebrane, bo od dzisiaj je można. A chłopcy pojechali po części do żaby. Zostały przez internet nabyte sanki i Dziecko rusza z remontem, żeby Starszy miał czym do kościoła pojechać.
A ja przez internet nabyłąm zasilacz do maleństwa. I maleństwo ożyło. Prawdę mówiąc, miałam już dość peceta w swoim pokoju i gebelsowskich teorii wygłaszanych przez Starszego na okoliczność przeniesienia go.

Chodzi za mną ta "pavlowa". Może by spróbować. Myślę, że mój piekarnik. działający jedynie na wiatraku, dałby jej radę. Co myślisz, Renia?

W ogóle słodycze za mną łażą. No i żarłam bez zastanowienia, jak miałam pod ręką oczywiście. A jak nie miałam, to opierniczyłam kiedyś pół słoika dżemu brzoskwiniowego.(Ten dżem mi jakiś taki mało dżemowy wyszedł, za to bardzo owocowy i nie bardzo słodki. W sam raz do opierniczania łyżeczka ze słoika. Albo widelcem raczej. I kolor ma niezbyt ciekawy, bo jakieś te brzoskwinie takie-siakie były. Więc reprezentacyjny nie jest i na rozdawajki się nie nadaje.No, to trzeba go jakoś unicestwić.)Niby, co mi szkodzi, i tak szczupła jestem. Ale chyba jednak zaszkodziło, bo spodnie jakoś tak bardziej czuję na sobie, a waga pokazała ze 3 kg +. Trzeba dać sobie spokój, bo za chwilę będzie tłusta baba i ze skłonami problem się zrobi....

3 komentarze:

  1. u mnie też pralka padła i do tego odkurzacz i na święta podłogi mąż zamiecie szczotką...Zakupy dopiero po świętach...

    OdpowiedzUsuń
  2. Iwonko, myślę, że da radę na wiatraku :) albo przybądź, to ja się zepnę i zrobię :) nie chciałabym, żebyś pypcia dostała od ochoty :) w sumie to na nie wysokiej temp bezę się suszy, bo na wyższej to właśnie wychodzi taka, jak mi ostatnio :(
    Mam zgryza, nie wiem którą zostawić:Hati czy Mani?
    rena

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie spinam się porządkowo absolutnie, psy chodza dalej z błotem na łapkach, Gucio taki sam skacze z okna, w ostatniej chwili umyję podłogę i tyle; a ze świątecznych przygotowań to, o! buraki ugotowałam na ćwikłę, pojutrze sernik upiekę, a resztę w sobotę; tak, bezę trzeba suszyć raczej, a nie piec, kiedy zdarzy mi się takową robić, to przy uchylonych drzwiczkach w piekarniku ze 3 godziny siedzi w piecu, jeśli mogę coś w tej sprawie rzec; a tak naprawdę, to chciałabym, żeby już było po świętach; serdeczności ślę z miasta szkła, Iwono.

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..