czwartek, 22 maja 2014

cieplo, milo, niebo, raj...

małpa myśli: w to mi graj.
No, wreszcie. Przestało lać i ożyłam nieco. Na tyle, żeby wziąć się do roboty na zewnątrz.
Poniedziałek był jeżdżony, bo były sprawy do załatwienia, zakup chwastobójów (drobne 450zł), no i rachunki oraz zakupy dla cioty. Śmy zawieźli, Dziecko się zmyło, po czym przyjechało mnie odebrać.
Na dzieńdobry ciota chciała wywinąć orła na twarz, bo jej się "dywanik" podwinął za nogą.
Zakwestionowałam rację bytu dywaników, na co usłyszałam, że są niezbędne, bo na gołej podłodze przewracałaby się co chwilę (pominę, że nie próbowała, natomiast na chodnikach wycięła już parę razy ze skutkiem wymagającym interwencji doktóra). No, to niech ma, co mi tam.
Oczywiście było jojczenie na temat koszenia trawnika i kopania pod grządki. Chętnych brak. Dziecko nie trawi jej ględzenia i łażenia pod kosiarką. Wolało już zapiąć opryskiwacz i pryskać pszenicę, a potem położyć się pod żabą i męczyć skrzynię biegów, w której mu najpierw piątka nie wchodziła, a potem się wzięła i zakleszczyła.
Wczoraj było pięknie, ale wszyscy głosili, że TVP zapowiadała deszcze. No, niby interia też. Więc trawa się nie kosiła na siano, a szkoda. Koło czwartej jakaś burza zaczęła krążyć, wydawało mi się, że pójdzie sobie dalej. Ale na wszelki wypadek poszłam sprzątnąć kozy. Już mnie rozpacz ogarniała na myśl o tym horrorze, jaki przeżyje idąc z trójką, gdy na horyzoncie pojawiło się kłusem Dzieciątko i wzięło Stefka.
Dzieciątko pomyślało i przybyło, bo było wybyte autem. W ogóle mnie jeszcze 2 razy zaskoczyło wczoraj:
najpierw przyleciało bez fuczenia, jak zadzwoniłam z grządek i poprosiłam, żeby mi trochę planetką pojeździło. No i pojeździło trochę, ale Dziecko w bundeswerach, co splanetuje, to zadepcze. Poza tym, męczy się wpół zgięte, bo ta planetka dla kurdupla jakiegoś robiona była, może takiego jak ja. No, to mu kazałam zabrać ja do domu, bo trzeba naostrzyć. (Licząc się z tym, że zawiezie, pierdyknie pod ścianą i będzie osobny temat-ostrzenie planetki). A tu po 15 minutach, Dziecko dzwoni - Przywieźć ci tą planetkę z powrotem?. -No, jakbyś chciał... Ale szczęka mi gwizdnęła o glebę.
A że już miałam w zasadzie dość prac polowych, to pobawiliśmy się z psami, używając nakolanników w charakterze frisby. Bardzo to psom przypadło do gustu. Zwłaszcza Czarnej, która z nakolannikiem w paszczy goniła po pszenicy. Widać było tylko ruszające się źdźbła, i od czasu do czasu łeb Czarnej, z nakolannikiem w zębach, dla złapania orientacji. Młody rzucał Księżniczce w drugą stronę, coby się nie pozjadały. bo Czarna stwierdziła "moje, nie oddam", nawet mruczała, jak chciałam wziąć, żeby znowu rzucić. Ciekawe, bo ona nigdy jakoś szczególnie za aportem nie biegała, a jak podniosła, to byłą chwila zainteresowania i zostawiała. Czasem patyk ją dłużej zajmował, bo dawał się pogryźć.

Tak sobie myślę, że może by dzisiaj skosić tę trawę. Obczajałam pogodę i do soboty ma nie być deszczu.(W/g interii, bo gismeteo zapowiada jakieś burze). No i nie wiem do końca, bo Starszy raz mówi, że jeszcze nie, drugi raz, że już można. A ja się nie znam. Dla mnie trawa, jak duża bardzo i ma to co na górze mają trawy, to można. Trochę mnie te sianokosy przerastają. Najchętniej kupiłabym gotowe siano, ale nie ma gdzie.


Sąsiadka,ma zamiar wyciąć gałęzie bzów leżące jej na dachu. Niech, ale muszę zerknąć, żeby całego krzewu nie zharatała, bo te bzy to już niemal wiekowe są.

............................................................................

No i sąsiadka zharatała te bzy jednak. Nie poszłam do ogródka czekać na nią (za co dostałam zjebkę od Starszego), bo psy normalnie na jej widok szajby dostają, więc myślałam, że jak się pojawi w ogrodzie, to się włączy alarm. Tymczasem się nie włączył, baba zrobiła co chciała. W dodatku to obcięte mi zostawiła i wykopała! mi forsycję. Bezczelnie twierdząc, że się ta forsycja naruszyła, jak ciągnęła gałąź. Akurat. To po co przylazła z widłami. I usilnie nakłania mnie do wycięcia jednego bzowego krzewu, bo jej do gruby przerasta. A w tej grubie ma głównie syf i szczury.
Powiedziałam krótko:  Było protestować 50 lat temu, jak sadzili. Nie sadziłam, nie wycinam. Ma rosnąć.

Sianokosy dokonane! Dziecko kosiło te pół hektara 4 godziny. Slalomem między orzechami sąsiada, a potem pniakami po wyciętych drzewach u nas w sadzie. Pniaki w tej wielkiej trawie kryły się doskonale, a że jeździł dość ostro, to mu się raz udało przypierniczyć tak, że się kosiarka rozłożyła. Po czym dostałam zadanie wyszukiwania pieńków i zaznaczania kołkami z ogrodzenia. Trawa pachniała jak głupia.  I bociek wylądował. Łaził sobie, jak u siebie i miał gdzieś warczący traktor.
Teraz suszenie i zwożenie. A najpierw porządki na strychu.

Przy okazji odchwaszczania upraw okazało się, że z 50 malin nie przyjęło się 19. Trochę za dużo. Coś mi odbiło parę Polanów z poprzedniej plantacji. Wykopie i dosadzę. Ale jestem nieco zdegustowana jakością sadzonek. Truskawki przyjęły się wszystkie i już owocują. Za parę dni zjemy pierwsze owoce. Będzie ich na razie niewiele, ale jednak. I owocują nawet krzaczki z zielonych sadzonek. A myślałam, że tylko frigo.

No to trzymajcie kciuki, żeby wyschło i żebym nie zabiła sąsiadki.

Zdjęcia boćka kroczącego przed traktorem nie będzie, bo mam idiotyczny telefon, z którego żadnym sposobem nie mogę ściągnąć fotki na komputer.

3 komentarze:

  1. Hmm, no to się dzieje wesoło :) a jak oczka psicuni?
    ps. cebulki dojdą w swoim czasie :)
    pozdro, rena

    OdpowiedzUsuń
  2. co to jest 'planetka'? cyt. "planetką pojeździło"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Planetka to miejscowa nazwa ręcznego opielacza: ma toto z przodu kółko, za tym kółkiem 2 noże wąskie i ostre, a między nimi coś jakby radełko(takie jak od starego płużka). Do tego są czepiegi, takie jak do pługa, tylko bardziej pionowe i się toto przed sobą popycha ruchem posuwisto-zwrotnym. Czasem wolę opielać międzyrzędzia planetką niż motyką. Trochę ciężej, ale szybciej.

      Usuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..