poniedziałek, 14 lipca 2014

niespodzianki

Najpierw, niedzielnym porankiem wlazłam na FB i mi się na czacie Puma pokazała: "Ciociu, a wiesz, że tata jest u mnie. Przyjechał moim autem" Przeczytałam pierwsze zdanie. No, OK, fajnie. Ale przy drugim czytaniu dotarło do mnie zdanie drugie. I znowu szczęka mi haratła o blat. Mój Biały Brat jest niesamowity! Jego metrdziewięćdziesięciowa wysokość przebył trasę ponad półtora tysiąca kilometrów z polskich Bieszczadów we francuskie Ardeny w damskim wózku na zakupy, tj smarcie! I jak znam życie i jego fantazję, to zrobił sobie po drodze tylko parę postojów na zrobienie kawki. Nawiasem mówiąc uprzednio tę trasę pokonała w tym wózku, w odwrotnym kierunku Puma. Tyle,że jechała pilotowana przez wielkiego nissana (takiego do wożenia VATu na pace). Właściwie, to w tej zabawce jest zupełnie wygodnie i spida też ma niezłego. Tylko ta zewnętrzna, śmieszna wielkość.  No i ubaw pozostałych kierowców na autostradzie, oglądających wielkiego faceta w kolorowej puszce: kto się pcha takim czymś na autostradę. kombinował, kombinował, jak córce autko z powrotem dostarczyć i nadarzyła się okazja do upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu. Ale mi na niedzielę humor poprawił.
A potem mi ten humor poprawiła moja koleżanka pisarka, dzwoniąc z pytaniem o adres, bo ma dla mnie cieplutka książkę, właśnie wydaną, spakowana w kopertę i dziś świtaniem chce poczta pchnąć. Tak ja obserwuję i cieszę się, że się jej tak marzenia spełniają: chciała nad morze na stare lata -jest nad morzem. Wydała z córki pomocą jedną książkę. Drugą napisała już 2 lata temu i szukała opcji wydania, aż w końcu znalazła I już jest. I marketing do tego też ma zrobiony.A mimochodem nagrała sobie pioseneczkę. I pewnie to jest jedyna piosenka przez nią wykonana i utrwalona i będąca w jej posiadaniu, bo z poprzedniej działalności artystycznej, to tylko króciutki filmik z jakiegoś festiwalu istnieje.
Jakby ktoś chciał sobie posłuchać to można o tu:   Niedziela w pastelach .
W tle wizualnym jest zaproszenie do poczytania jej książek: Blondie$ i Rud€. Pierwszą czytałam, drugą też, w wersji roboczej, niedokończonej. Zachęcam. Dzisiaj premiera i już będą obie w księgarniach. Niebawem pewnie ukaże się kolejna, bo już jest chwilę jakąś na tapecie, tj. na kompie.

Codzienność niedzielna niestety przytłumiła to wszystko. Po pierwsze Starszy dawał czadu ze swoją "religijną gorliwością" będąc upierdliwy w stopniu ostatecznym.
Po drugie zachcianki jego kulinarne spowodowały, że wbrew nadziejom, spędziłam 2 godziny przy garach, mając potem ostatecznie do pozmywania 5 garnków i 2 patelnie. Oraz niezjedzone dary boże do spakowania w lodówkę. Oraz wqrw totalny.
Wqrw się pogłębił, gdyśmy na 18-tą pojechali na mszę do miasteczka. Kazanie półgodzinne o wszystkim i o niczym, zakończone politycznymi pierdołami przeszło moje możliwości percepcyjno-poznawcze. Czy koniecznie muszę takich pierdół wysłuchiwać, jak chcę wypełnić katolicki obowiązek?! Nie dziwię się młodym, że albo nie idą wcale, albo idą pod dzwonnicę. W dodatku schola nabyła jakieś muzyczne instrumenty i łomot był taki, jakby grali na pokrywkach. Głośnik miałam nad głową, więc efekty akustyczne były nieopisane. Zdecydowanie bardziej wolę normalna mszę, z normalna oprawą muzyczną i organistą śpiewającym psalm, niż chórkiem dzieweczek wydzierających się do mikrofonu na nieznana nutę, w sposób sprawiający, że odbiór tekstu przestaje być możliwy.
Po tych wątpliwych przeżyciach duchowych pozostały mi już normalne, codzienne kozio-kocio-psie obowiązki. Koziny wchrzaniały na deser cukinię z ręki. Wanda wyrywała wprost, Stefan mało ie wyskoczył z boksu, a Andzia się wreszcie obraziła ni nie chciała wcale. Na pocieszenie dałam jej tylko odrobinkę suchego chlebka. Pan Kot udawał małego kiciunia i wlazł do koszyczka wiklinowego.
A potem padłam jak kawka.

1 komentarz:

  1. A napakowałam sobie spagetti z tuńczykiem na talerz bogato i oddaję się lekturze Twojego bloga, trzy wpisy pod rząd; mieliśmy przyjemniejsze doznania muzyczne na Kalwarii, bo przyjechał franciszkański zespół z Krakowa, Fioretti; a na mszę chodzimy wczesnoporanną, bo potem nie zebralibyśmy się; pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..