środa, 20 sierpnia 2014

Se siedze,

a właściwie padam na pysk. Ale nie mogę jeszcze paść właściwie, bo sokownik robi mi sok z malin, a ja muszę go pilnować. Maliny dotarły do mnie późno dość i jak tylko mogłam, to nastawiłam pierwszy wsad w ten sokownik. A sama poszłam sobie precz do innych zajęć. Na początku działalności sokownika nie wymaga on towarzystwa ludzkiego - robi, co ma do zrobienia niezależnie.
Ja też zrobiłam co miałam do zrobienia: kozi obrządek, psi spacer i mężowską kolację. A potem już były tylko takie beneluksy, ja nakarmienie domowej zwierzyny, ponowne wyjście Księżniczki w celu zrobienia balona z pańci. Zrobiłam jeszcze Dziecku kromki, zawczasu, bo potem mogę już nie być w stanie. I siedzę i czekam na ten sok. A zapałki wyszły i oczęta mi się zamykają.  Pewnie przez ten deszcz, co cichcem spadł był przed chwilą.

...........................................................

No i niestety, nie byłam już w stanie pisać dalej, bo musiałam całą uwagę skupić na braku zapałek...
Doczekałam do końca tego sokownika, odnotowałam ładny wynik -z ok 10l malin wyszło 7l soku (razem z kilogramem cukru te 7l). Ciąg dalszy został na dzisiaj.

Noc znowu przemęczyłam. Niebawem dojdę do fobii przed kładzeniem się do łóżka, bo perspektywa nocy ze 4-5 razy wstawanych jest mocno zniechęcająca przed zaleganiem w ogóle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..