niedziela, 31 sierpnia 2014

szkodniki takie i siakie

Komarom jest wszystko jedno. Czy zimno, czy gorąco żrą tak samo.Dość mam komarów. I innych latających, tudzież pełzających, biegających , skaczących itepe.
Na jabłkach pod jabłonią (gdzie dobre można znaleźć tylko, gdy pada. W pogodne dnie wygląda tak, jakby z drzewa spadały same zgniłki. Zazdroszczę ludziom porannej aktywności) roje rozsierdzonych pszczół i os. Psy lezą w te osy i boję się, że mi Księżniczkę coś użre, bo ona pechowa jest. Mnie już użarła jakaś osa, ni stąd ni zowąd. Dziurę mam na ręce jak po psim zębie.

Myszy czują zimno nadchodzące. Szykuję się do wysłania kotów na służbę do kóz, bo jakiś mysi zapaszek mnie tam doleciał. Że pozamykać szczelnie nie mogę na razie - w oknie założyłam siatkę metalową. Jeszcze koty dostaną spot-ona na robale wszelakie i hajda darmozjady, do roboty. Panna Kota już się wczoraj zasłużyła: wysmyknęła się na klatkę schodową pomiędzy czyimiś nogami. Jak wróciłam z wieczornej wizyty od kóz -zastałam ja kontemplującą mysie padło, upolowane w piwnicy zapewne. Kota poszła na salony, a mysz za ogon i w krzaki. Coby nie wdepnąć, jak Patrycja na dzień dobry. Sztywną mysz moje wnętrzności zniosą, natomiast rozdeptanej już nie. I kto by to miał sprzątać potem? lepiej było padło dyslokować.

Dziś Panna Kota, wiedziona zapewne chęcią powtórzenia wczorajszego sukcesu, znów spierniczyła między nogami. Ale drzwi na strych były otwarte i zamiast polowania, wybrała wycieczki po okolicy, via dach i wisteria. No i zaprowadziła mnie do stodoły. A tam ujrzałam oto coś takiego:

Siedział sobie skurczybyk na samej górze drabiny. Policzki wypchane zapasami, tak że aż mu się wyraz twarzy zmienił.
No to ja na to powiem tak: ja przepraszam i dziękuje bardzo, za takie towarzystwo. Nie dość, że w polu wpierniczył bób, co go na nasienie zostawiłam, kradnie buraczki, próbuje napoczynać dynie -to jeszcze przylazł do stodoły i rządzi się jak u siebie. Siedział na tej drabinie, zdjęcia mu robiłam, lampa błyskała. A on nic. Pewnie mu się spodobało, tak za modela robić. A jak mu się spodobało, to pewnie zechce przyjść jeszcze. Zwłaszcza, że tej pszenicy tam ze 20 ton leży. Tyle, że ja z chomikami się nie umawiałam na spółę.

(Aha, dawno nie padało. Nie bez powodu ten kogut darł dziób od rana....)

Z wizyt niezapowiedzianych w polu, zagrodzie i ogrodzie są jeszcze jeleniowate w sadzie i na grządkach. Na grządkach na razie wielkiej pustoty nie poczynił. Tylko im truskawkowe liście, podobnie jak kozom posmakowały i pędzlują. Niby pożytek jakiś, bo nie będę musiała ścinać na zimę. Ale jednak jutro to kołkami plastykowymi od pastucha i sznurkiem zwykłym ogrodzę, coby mi nie powyszarpywały z ziemi tych truskawek i nie podziurawiły włókniny.

No i są oczywiście szkodniki dwunożne. Jabłek i śliwek dostatek mamy. I chętnie się podzielę. Ochoczo nawet, bym rzekła. Ale wolałabym jednak w sposób jakiś skoordynowany to wspólne korzystanie z naszych jabłek. Bo może ja tez bym czasami, później nieco niż o szóstej rano, miała ochotę jakieś jabłko pod jabłonią znaleźć, zdatne do zjedzenia? Antonówka w dziwny sposób jabłka zrzuciła (częściowo) : na tych gałęziach, które się ugięły i dotykają ziemi,pusto się zrobiło w zasięgu rąk stojącego chłopa. Ja rozumiem, że tam nie zbierają, bo trawa i pokrzywy. Ale w piśmie świętym powiedziane, że pod cudzym drzewem podniesiesz i zjesz, ale do domu nie zabierzesz. A co dopiero Z drzewa....

To w sumie i tak bajka, naprzeciw tego co spotkało Renię. Szczyt chamstwa i sk...syństwa, żeby tak przyjść, jak po swoje. Opędzlować do zera, a resztę zniszczyć. Przecież głodny tego nie zrobił. Głodny wziąłby, żeby głód zaspokoić. Chyba, że ma dziecek tyle co w plutonie wojska.. No, ale niech im w takim razie da w łapy motyki i niech sieją i sadzą na swoim. Bo nie ma takiej opcji, że jak jest dom, to się spłachetek nie znajdzie jakiś, który można by było obsiać i obsadzić. Tylko chcieć. A nie, jako ci ptaszęta niebiescy, co nie sieją, nie orzą, a zbierają... Albo chomiki....
Psiakrew...

W czwartek byłam w J. Spotkanie z kumplem Temidy. Pytam: czemu ta ślepa kurwa temida nie wzrokiem się kieruje a węchem. Pecunia non olet, więc wywącha natychmiast. I ci co mają, są wobec prawa równiejsi. Taki duży i równiejszy zrobił , w sposób ewidentny dla WIDZĄCEGO śmiertelnika, Brata na perłowo. Dla sądu i prokuratora czarne jest białe. Efekt taki, że chcą Brata zlicytować, wyceniwszy to, co ma na marniutkie grosiki. Zostanie bez środków do wykonywania pracy, a zatem i do życia. I jest klincz, bo będąc na czarnej liście, nie może wziąć kredytu, żeby spłacić, co ma do spłacenia. Nie mam pomysłu na ratunek....

A moje domowe szkodniki siedzą dziś po norach. Pewnie za chwile głód ich wywabi, więc muszę coś przygotować.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..