sobota, 11 października 2014

odpowiem Ewie

Moja Droga Wirtualna Przyjaciółko, spotkana przed kopą lat w realu, na Twe usilne prośby nie przystanę.
 Niech zostanie jak jest. Nie będę się cenzurować, bardziej niż się cenzuruję. A cenzuruję się już, bo czyta mnie parę osób znajomych z realu. Nie zawsze mogę POWIEDZIEĆ, co myślę, żeby nie było małej lub dużej grandy. No to tu mogę NAPISAĆ.  Gdybym zaczęła pisać, myśląc o czytelnikach, to byłaby to powieść, a nie blog. I jakoś musiałabym fałszować rzeczywistość. I tak ją w pewnym sensie fałszuję, bo jak twierdza niektórzy "część prawdy, to całe kłamstwo" Więc piszę tylko część prawdy. Z zasady którą przyjęłam.
A przyjęłam zasadę : nie narzekać, bo to dodatkowo zużywa wątrobę.I nic przyjemnego czytać czyjeś jojczenie i przelewane smuty. Jak te smuty przelewamy, to one się od nas nie oddalają, ale osaczają nas jakby bardziej.
I nie HEJTOWAĆ. Hejt jest mi obcy z natury, więc i tak, gdybym chciała, musiałabym postąpić wbrew.Raczej lubię ludzi i staram się widzieć ich "tak jak Księżyc, z tej lepszej, słonecznej strony". Czasem są tacy, których żadnym sposobem się lubić nie da. Więc pozostaje ich tylko jakoś od siebie odsunąć. Przesunąć w niemyślenie, obojętność. Niestety, czasem TU wylezą, jeżeli zbytnio nadeptują na psychikę i ona sobie sama z tym poradzić nie może. Wiem, z doświadczenia, że takie przesunięcie poza świadomość, pomaga bardzo. Ale jak mówię, czasem wyłażą i "kotlecik, wujaszku"
Jeżeli ktoś to czyta z przyjemnością - jest mi miło. Znam parę osób, które to czytają, komunikuję się z nimi tak, czy siak. Ale gdybym zaczęła pisać pod czytających, to byłby jeszcze większy fałsz.
Tyle zła, nieszczęścia głupoty i bezhołowia nas otacza, że jak by tak się chciało to rozpamiętywać, to właściwie należałoby się położyć, zamknąć oczy i czekać na śmierć. (Która i tak nie przychodzi do tych, co na nią czekają, tylko całkiem gdzie indziej)
Więc wracam do mojej małej, wyimaginowanej może, rzeczywistości, bo Kota upierdliwa łazi i mrrał, aaa mrał i kto wie o co jej chodzi. najpierw robiła za "drzemkę" , na toaletce w przedpokoju, pod drzwiami Dziecka. Potem przylazła na ladę kuchenną i próbowała robić toaletę poranną, a teraz wlazła do szafki z kubłem na śmiecie i wreszcie jej nie ma. Ogólnie jest pokrzywdzona, bo zaczęłam na noc zamykać drzwi do mojego pokoju i przestrzeń jej się zmniejszyła.Choć z drugiej strony, ona lubi właśnie takie małe bardzo, zamknięte przestrzenie: potrafi wleźć na półkę do małej szafeczki, gdzie stoi karma w pojemnikach i nie przeszkadza jej, gdy jej przymknę drzwiczki. Przesiaduje w nadstawkach, między moimi swetrami czy bluzkami. Kot Arkadiusz natomiast uwielbia spanie w pojemniku wersalki. Czasem szukam go po całym domu, wreszcie , kilkakrotnie zawołany po imieniu, wyłazi z wersalki, zaspany strasznie i milutki. Przez chwilę, zanim się ostatecznie nie obudzi, nawet daje się głaskać i nie prycha. On jest bardzo niezadowolony z obecności dwóch pozostałych kotów. Zwłaszcza przeszkadza mu Klementyna. I to wyraźnie. Jak jej przez dwa dni nie było (bo uwięzła w stodółce sąsiada) to Arek był zupełnie innym kotem. Łaciatka jakoś mu nie przeszkadza. Najwyżej ją trzepnie czasem mimochodem. A Łaciatka staje się przymilastym kotem. Ale oczywiście, kiedy ma na to ochotę - przyłazi i ociera się o nogi, z pomrukiem i ogonkiem do góry. A poza tym się rozzuchwaliła i zaczęła łazić po zwyżkach. Już zaliczyła meblościankę w "salonie", szafki kuchenne, szafę u mnie, oraz lodówkę, gdzie ma swoja miejscówkę Arkadiusz. Siada sobie w kocie kucki na tych wysokościach i spogląda w dół wyzywająco. Pod tytułem "co mi zrobisz, jak mnie złapiesz"? Ale najpierw mnie złap.
Sesja zdjęciowa kotowa się odbyła.

Dopóki nie kładę się spać, drzwi do mojego pokoju są otwarte. Spiwór leży na stole, coby się psie tałatajstwo po nim nie wylegiwało. Tu jest właśnie w stanie oczekującym na poszwę. I kocie towarzystwo się byczy. Banda Burego, nad podziw blisko i nad podziw zgodnie.. 

Areczek padł na pysk...

To nie jest wqrwiony tygrys. To jest ziewająca Klementyna..

Tośka patroluje okolicę z wysokości kuchennej szafki...

A Klementyna przeszła na samoobsługę. Do miski dali za mało. Zjadła swoje, zjadła Tośki, odpędziła Arka i zjadła jego resztkę, a teraz jeszcze uzupełnia z puszki, bo pańcia nie zdążyła sprzątnąć.

Psy przeszły natomiast na nową karmę. Smakuje im bardzo, ale sęp jest całodzienny, więc może zbyt "głodna". Księżniczka musi schudnąć, no to trudno. Sępienie odpędzam, a tam gdzie mus daje po parę chrupek. Musiałam kocie miski przenieść na parapet do mnie - Czarna waruje na oknie w kuchni. I jak się ją tylko zostawi na chwilę samą -opędzlowuje do cna kocie chrupki. Źle podwójnie -bo Czarna ożarta, a kociego wychodzi mi mnóstwo. Tym sposobem liczba permanentnie upaćkanych szyb wzrośnie..

Dziecko, świtem bladym, o siódmej , wstawszy pojechało zawody zdobywać. Dwa dzisiaj, w różnych kierunkach - rolnika i eksperta od silników samochodowych. Jakoś tak samo w końcu się ogarnęło z tym kursem. Co miałam przekonywać, jak stwierdziło, że na gówno mu kurs. Jak na gówno, to na gówno. Jaki może być argument kontra. Jak w dodatku stwierdziło, że ja głupia jakaś, tylko te studia robić, takie siakie i owakie i szkolenia - dla papierka? Ano, nie tylko dla papierka. Czasem dla własnej satysfakcji..

A dzień wstał pięknawy znowu. I niech piękny będzie dla Was wszystkich, którzy tu zaglądacie.

Bunia, to, że ja się bezpośrednio nie odzywam, nie ważne. Jestem z Tobą. Trzymaj się..

2 komentarze:

  1. Czytam i bardzo, bardzo lubię! :-)))

    OdpowiedzUsuń
  2. :) no dobra. Przyjmuję do wiadomości i doceniam. Podziwiam i zazdraszczam tylu wejść. ;) A wiesz, ile kasy z reklam zarobiłabyś, mając ich tyle????? (żartowałam!). Jesteś super i ja i tak cię kocham. No. Ewa

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..