sobota, 27 grudnia 2014

Normalnie wreszcie

     I po świętach.. Jak szybko przyszły, tak szybko poszły. Zostało trochę niedojedzonego, które  częściowo spakowane do zamrażalnika  poczeka na cięższe czasy. Trochę ciasta, które za chwilę zostanie wyrzucone na kompost i ptaszęta będą sobie dziobać (u mnie placek trzydniowy jest oglądany na wszystkie strony z zapytaniem: "czy to jeszcze jest jadalne?")
A cioteczka uprzejma była upiec. Oczywiście , co jej się spodobało. Dziecko prosiło o snikers, więc zostało zaszczycone jakimś czymś w ucieranym cieście z wkładką makaronikową i przekonywane, że to lepsze niż snikers. Nie omieszkało się wqrwić i dać temu zewnętrzny wyraz.
Zanim doszło do wieczerzy, dziecka zdążyły się sto pięćdziesiąt razy pohandryczyć, Synuś zawzięcie krytykował, co robiła Córunia, a ona odgrażała się, że zaraz jedzie z powrotem i więcej nie przyjeżdża.
W międzyczasie ubrała choinkę.

Klementyna "plażuje się" pod choinką. Na wstępie usiłowała  wspiąć się na czubek. Istniała obawa, że będzie: "samo tak na mnie runęło". Dolne gałęzie zmieniły już nieco swoje pierwotne położenie. Nic to, poprawimy przed księdzem.

Tośkę chwilowo bardziej zainteresował pasek od aparatu, a Kot Arkadiusz jest "ponadto"..

Na kominku zawisła skarpeta. Dziecko skomentowało: "ale nam się siostra zglobalizowała"

Ciotce zapowiedziała Córcia, że nie życzy sobie życzeń w stylu "żebyś wyszła za mąż". Ciotka przyjęła do wiadomości i życzyła jej "żebyś na następne święta z kimś przyjechała". Postęp, zrezygnowała z sakramentów...

Natomiast tatuś zrobił jej godzinny wykład na temat konieczności zapisania się do kaesemu  -  pozna tam na pewno kogoś "wartościowego". Zaiste przenajświętsza racja, zważywszy, że dopiero co spuściła po brzytwie takiego jednego, który był mocno kościółkowy. Ale nie raczył zauważać bliźniego swego, oraz tego, że może on mieć jakieś potrzeby.
Poza tym święta przebiegły spokojnie jakoś. Ciotki nie przyszły. Posiedzieliśmy gwarząc o głupotach. A potem poszliśmy w trójkę przewietrzyć psy.

Księżniczka leci za patołkiem

Czarna czai się za drzewem, a wiatr jej rozwiewa uszy

Po niedawnych strasznych wichurach, leżało mnóstwo połamanych gałęzi. Głupoty proponują Czarnej  patołek do aportowania..

Bożonarodzeniowa scenerię podkreślały takie oto...

A potem zagraliśmy w skrable, wspomagając się krupnikiem z jabłuszkiem, dla rozjaśnienia umysłu. Wygrało oczywiście Dziecko i zaczęło się obnosić ze swoim poziomem intelektu. Córcia była ostatnia i znów się poczuła gorsza od tego długiego cymbała. Z tym, że rzeczywistość jest taka, że ona swoje ajkiu wykorzystała dla zdobycia dobrego wykształcenia, natomiast Dziecko ma łeb jak sklep, ale bałagan na półkach. Nawiasem mówiąc, ciągle mnie zaskakuje swoją wiedzą, w różnych diametralnie tematach. Ostatnio, a propos szalejącej Czarnej - że psom się w takiej sytuacji podnosi poziom endorfin i latają, jak na haju. 
W trakcie tego skrablowania zadzwonił Braciszek i śmy sobie pogadali we czwórkę. Przy okazji zeszło nam na pewnego znanego bardzo artystę i jego syna, który zmarł śmiercią samobójczą. Artysta zaczynał w naszej rodzinnej mieścinie, był rówieśnikiem naszego Ojca i jakoś tak, niezależnie i w różnym czasie, oboje z Bratem mieliśmy okazję oglądać domową ekspozycję jego obrazów, bo wtedy się jeszcze po galeriach i muzeach nie prezentowały - wypełniały dokładnie ściany mieszkania, wisząc w paru rzędach.
Na następny dzień wyczytałam, że w Wigilię  była  rocznica jego(syna) śmierci. Fajny prezent zrobił rodzicom pod choinkę...
Córunia pojechała wczoraj z koleżanką z J. i jej chłopakiem. Mieli wyjechać około 11-tej, ostatecznie nastąpiło to o13.30. Już za Rz. przypomniało sobie, że jest zima i zaczęło sypać śniegiem. Po autostradzie jeździły głównie pługi. KRK przywitał ich bielą i lekkim mrozem. U nas zaczęło niezdecydowanie padać wieczorem, ale szybko się znudziło. Ot, tak, lekko przytrzepało śniegiem jesienne brudy. Szału nie ma, za to Księżniczka już się lepi, a Czarna chodzi, jak kot po gorącej blasze. Buty jej sprawić?

Dziś uskuteczniam poświąteczne pranie. Jakieś 5 wsadów się szykuje. Niby część mogła zostać wsadzona przed wieczerzą, ale słusznie się stało, że nie została. Ciotkom się siedziało znakomicie i zostały wywiezione dopiero o 23.30. O tej porze nie byłabym już w stanie wynosić prania na strych.
Robię tyle ile muszę, czyli poza tym się opierniczam. W końcu - należy mi się jak chłopu ziemia, po tym przedświątecznym zaangażowaniu fizycznym i umysłowym.
W dodatku inne jedzenie, które głównie jednak oglądałam i wąchałam, spowodowało dolegliwości gastryczne (niby nic mi się nie dzieje, ale jednak coś jest nie tak).Oczywiście pojęcie ograniczania się w jedzeniu jest względne, bo zależy od jakiego poziomu ilości i różnorodności zaczynamy się ograniczać. Dla mnie uczucie pełnego żołądka jest nader nieprzyjemne i staram się do tego nie dopuszczać, więc poziom wyjściowy dość niski. Różnorodność też marna.
Ugotowałam Starszemu jedzonko, a sama zjadłam trochę ciepłych ziemniaczków ze śmietaną (w charakterze omasty) i jakoś mi  lepiej.
Teraz mam teoretycznie 2 godziny luzu, bo o 18-tej muszę zacząć karmić inwentarz domowy i zewnętrzny. Jak znam życie, to równo o 18-tej koty zasiądą w kuchni na podłodze kołem i będą patrzeć mi na ręce, natomiast Czarna zacznie obwąchiwać szafkę, w której stoi pojemnik z karmą.Najlepsze jest to, że koty mają cały czas dostęp do miseczki z chrupkami na parapecie , więc głodne nie są. Ale czekają na kolacyjną puszkę.
W międzyczasie będę jeszcze musiała zmienić zawartość pralki..

Siedzę sobie przy kaloryferze i marzy mi się kurna chata. No, może niekoniecznie kurna, mogłaby ostatecznie być z kominem i C.O. na podkowę z pieca kuchennego. I żeby była z dala od ludzi - zero sąsiadów w najbliższej pabliznosti....

No, to miłego odpoczynku po świętach....

5 komentarzy:

  1. Droga Moja Colorado (z czymś tam). Czy już mówiłam, że Cię strrrrasznie kocham?! Twoje wpisy na tym blogu tak mnie rozczulają, z tak wielką ciekawością je czytam... Życzę Ci, abyś w Nowym Roku miała więcej siły, mniej kłopotów i w ogóle, żeby Ci było lżej na duszy... na ciele to może nie, boś chuda jak patyczak...
    A wiesz, że Bunia Najdzielniejsza odnalazła Jasia z naszej klasy? Mówiła, że dała ci znać :). Zdrowa nam bądź i pisz tak dalej! Zresztą jest więcej osób, które cię kochają! G.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podpisuję się obiema łapami :)
    rena

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja się czuję dziwnie bardzo, jak z Twoich ust, Ewo, słyszę takie kumplimenta. Toć Ty przecież książki wydajesz, nawet Ci z księgarni znikają. A ja co tam, pisze, bo piszę - co mi ślina na język przyniesie, czy co mi w duszy gra albo pobrzękuje. Nie wszystko czasem, bo bywa, że weny nie mam, żeby te moje dumania w przestrzeń rzucić.
    Drogie moje Kobiety, wybaczcie, że ja tak personalnie życzeń Wam nie złożyłam. Składałam ogólnie i odnosiły się do każdego z osobna Czytelnika tych moich farmazonów. Przede wszystkim tych, których znam, bo znam, albo znam, bo ślad tu jakiś czytelny zostawiają.
    Jakoś mnie święta w tym roku zaatakowały. W dodatku foch latał w powietrzu i zatruwał atmosferę.
    Co nie przeszkadzało mi jednak o Was myśleć Ewo i Reniu. Telefonowanie w grę nie wchodziło, a pisanie esemesów mogłabym dostawać za pokutę.
    .....................................
    Jaśka bloga czytałam wczoraj do nocy. I tak sobie myślę, że on chyba znacznie więcej na ciuchy wydaje niż jego żona. Ale ma polot w tych sprawach chłopak.
    A czy Ty Ewa pamiętasz "degolówkę" Jasia, którą zadawał szyku na pół miasta? Czy jak była degolówka, to Ty już byłaś w KRK?

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie już od jakiegoś czasu święta to przymus,spinanie finansowe i czasowe z przygotowywaniem jadła,a potem dojadanie tego wszystkiego ,bo żal wyrzucić.Co roku podobnie.Ciekawe co by się stało,gdybym zastrajkowała i odmówiła brania udziału w tej szopce?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe, że coraz więcej takich sytuacji. I mimo sytuacji finansowej jest to spinanie się, zapieprz itd. I jest jak zwykle potem. Zastrajkowałam z pierogami. Zrobiła szwagierka, bo bez pierogów nie będzie Wigilii. 2 ciotki zjadły po 1 sztuc, Pan Starszy 3 szt. Reszta została. Czyli jednak mogłaby być Wigilia bez pierogów?
      Tracimy sens i sedno. To nie pierogi stanowią sedno sprawy i nie zastapia tego, czego na prawde brakuje. W tym roku udało mi się troche "olać system". Mam zamiar kontynuować.

      Usuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..