poniedziałek, 15 grudnia 2014

poranne wstaja zorze

A ja wstałam dziś przed nimi. Ciemno jeszcze było całkiem. A wszystko przez to, że wczoraj padłam zbyt wcześnie. Po prostu padłam, obłożona trzema termoforkami. Jak zwykle grzały mnie psice, a wczoraj dodatkowo Pan Kott,skorzystał z okazji, że Czarna położyła się na nogach i wśliznął się pod kołdrę, celując dokładnie w moje bolące kolano. I chyba dzięki okładowi z kota, to cholerne kolano pozwoliło mi przespać noc.
No, niestety, mój aparat nie oddał tych kolorów, które widać było na niebie. Za traktorem widać efekty naszej kilkudniowej pracy. Która jeszcze nie zakończona - dotarła piła i padła grusza, oraz część zmordowanego przez prądownię wiąza.

Ubiegły tydzień upłynął pod znakiem LUZU. Starszy cichcem, jak zwykle, wybrał si,ę na wywczasy do ukochanej siostrzyczki.A jak go nie ma, to nam dziwnie dobrze idzie współpraca z Dzieckiem i jesteśmy w stanie dużo różnych rzeczy zrobić.
Dziecko dostało wreszcie śmieszne pieniądze za ququrydzę i w pierwszej kolejności nabyło piłę spalinowa. Poprzedni chińczyk już odmówił współpracy. Jednakowoż zawstydzony obecnością następcy, dużo starszego w dodatku (Dziecko nabyło używkę topowej marki) wziął i odpalił, ciągnąc za sobą smugę spalin.
Tak więc, nie bacząc na zapowiadaną Aleksandrę, wzięliśmy się za gruszę, która już od dawna była planowana do wycięcia. Po ścięciu korony, Dziecko zabrało się za prace archeologiczne, czyli zaczęło dokopywać się do korzeni - wymyśliło usunąć radykalnie, bez możliwości odrodzenia się.

Stefan dogląda postępów prac archeologicznych. A dokopaliśmy się... M.in. do dwóch zaworów wodociągowych. Jeden z nich był ukryty pod 20cm warstwą ziemi. Cudowna realizacja tego wodociągu była, żeby rozgałęzienie zrobić akurat w korzeniach drzewa.


Dziewczyny w międzyczasie korowały krzaczory u sąsiada. Nie wyszło im to na dobre, bo te krzaczory to były bzy -lilaki i dzikie, więc w obawie, żeby im nie zaszkodziło, zagoniłam towarzystwo do obórki.


A Stefan, jak to chłop, poszedł na gotowe i chrumał pozbierane przeze mnie patyczki z kartonu.

Grusza okazał się zawzięta bardzo, podcinanie korzeni na razie nie przyniosło efektów i stoi, jak stała, no może niezupełnie tak samo, ale stoi. Plan zostanie pewnie zmieniony i po pogłębieniu wykopu zostanie podcięta. Reszta pnia nie powinna już wydać odrostów, a po czasie pewnie się w glebie zutylizuje.
Ja robiłam oczywiście za pomocnika pilarza oraz transport i siekierezada. Powstałą drobnicę należało porąbać, pozbierać na taczki i zwieźć. Wbrew pozorom, wycinka drzew, to nie jest "czysta" robota - robi się przy tym okropny bałagan, uprzątnięcie którego zajmuje więcej czasu, niż sama wycinka.
Przy okazji został przycięty wiąz, stojący na samym skraju działki, który elektrycy tak zmordowali podczas sezonowej przycinki drzew, że szpecił okolicę. Swoją drogą, oni zawsze bezmyślny sajgon zrobią. Z tej elektrycznej przycinki mamy mnóstwo konarów, z którymi na razie nie wiadomo co zrobić. Przydał by się rębak, ale prawdopodobnie sprawę załatwi sieczkarnia podłączona do trzydziestki (o ile się nie rozleci).

Poza tym wiszą mi na karku święta. Zupełnie niechętnie przyjmuję fakt, że wiszą. No, ale wiszą. Wczoraj skonstatowałam, że jeszcze 2 tygodnie. Należałoby więc zacząć się przekopywać przez chałupę. Trochę już zaczęłam, bo pogoniłam pająki. Nie wszystkie jeszcze, ale większość tak. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że tu i ówdzie zaczynają mi zwisać girlandy, a to wymagało natychmiastowej reakcji ze szczotą w garści.
Myślę, jakby tu bokiem te święta obejść. W każdym razie, z zakupami stop - koniec szału wreszcie. Bo ostatecznie świętowanie sprowadza się do żarcia. Przy czym najważniejszy członek rodziny jest tak przejęty świętością dnia, że siedzi za stołem z odętą gębą . Do dupy z takimi świętami. 
Zapowiedział, że u siostrzyczki zostaje do świąt. Może by dłużej? 

Problem się zrobił, wiejskim kurom pozatykało, a tam gdzie nie pozatykało gospodynie składają na świąteczne wypieki dla siebie i rodziny. I chłopskiego jajka nie nabędzie się na wsi. W miasteczku obczaiłam sklep, w którym jest do nabycia twarożek z Jasienicy (kozy już nie wyrabiają z dostawą surowca) i przy okazji nabyłam tam jajca wolnowybiegowe. Właśnie gotują się na mole. Ciekawe, jak się sprawdzą, bo normalne chemiczne jajko z GMO nie przechodzi mi przez gardło.

Stwierdziłam dnia pewnego, że robi mi się pustawo w łebie. Obczaiłam krzyżówki on-line. Wypełnia się fajnie, ale to jednak nie to, co krzyżówka z ołóweczkiem garści. Nabyłam więc zszywkę jolek, wczoraj napoczęłam nieco. Z rozrzewnieniem wspominam przekrojowe krzyżówki i tę satysfakcję, jak udało się rozwiązać. Olbrzymia krzyżówka w świątecznym Przekroju dostarczała rozrywki na dwa dni świąt. Konkurowałyśmy i współpracowały z Siostrą przy ich rozwiązywaniu. Se ne wrati - Siostry nie ma, tamtych rodzinnych świąt nie ma i Przekrój, o ile dycha, to już nie ten. 
Braciszek pojechał właśnie do Fr. Dziecko miało się z nim zabierać, ale nie wyszło, bo okazało się, że Karolka zjeżdża do Pumy ze swoim menem i będzie za gęsto na przenocowanie wszystkich. 

Tymczasem pan papug mnie olewa, dzisiaj termin zgłoszenia ustaleń ugodowych do sądu, a on się nie odezwał w związku z otrzymana propozycją od pani papugi. Prosiłam o przysyłanie mi na mejla materiałów, które otrzymuje - a tu nic. Ustaliliśmy, że zmierzamy do jak najszybszego zakończenia sprawy, zwłaszcza, że nie ma sporu o to co, komu. Chcę w końcu móc choć na chwilę zapomnieć o Pelagii i wreszcie móc ją wykreślić z "rodziny". Dziś dzwonię do pana p.

Oczywiście, oprócz własnych tematów, mam na głowie najstarszą. I muszę jej zawezwać doktora. Bo "pewnie ma zapalenie stawów i anemię", jak stwierdziła wielkomiastowa, a więc najbardziej zorientowana, "opiekunka". I niech jej doktórka coś da na te bolące stawy. Jak znam życie - da jej środek przeciwbólowy.Mając 86 lat i 100kg żywej wagi należy Bogu dziękować, że się w ogóle jeszcze chodzi.
Niestety, ta "opieka" nad najstarszą nie będzie mi policzona do "naręcza dobrych uczynków". Najstarsza jest po prostu wredną babą, teraz akurat starą wredną babą, której nie chcę pamiętać wszystkiego złego, czym mi się zasłużyła. Ale wbrew chęciom - pamiętam. I qrwa, robię z musu, co trzeba, bo nikt inny nie zrobi, a oczekują tego ode mnie.
Może ja teżż jestem wredną babą? Ale przez tyle lat, w takim wspaniałym otoczeniu, wszystko mogło się zdarzyć...

A dla przełamania tych negatywnych spostrzeżeń - szalona Panna Kotta przy kolacji:

Taka pozycje przyjęła.. Na radyjku, które dzięki nieobecności Starszego mogło się pojawić w kuchni.
Se słucham jedynki bez przeszkód. Zwykle, ponieważ to nie jest "jedyne słuszne radio", jest wyłączane przez Starszego natychmiast po wejściu do kuchni. Ha!


Ponieważ się strasznie namęczyła, musiała uzupełnić straconą energię opędzlowując zawartość łaciatkowej miseczki.


No, to idę dzwonić do doktórki.
Milszego!



3 komentarze:

  1. Dzień dobry.
    Słyszałam, że w pniak po wycieciu drzewa wbija się miedziany gwóźdź, wcześniej robiąc taką miseczkę - wgłębienie, żeby woda też się zbierała..? podobno wtedy nie odrasta. Może Pani wypróbuje i dowiemy się, czy to prawda?
    Pozdrawiam,
    Lhuna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Lhuno, musiałby to być zapewne ćwieczek jak z "Pani Twardowskiej" -cal gruby, długi 3 cale. I w dodatku, skąd tu wziąć taki bratnal miedziany.
      Ale już po ptokach - Dziecko wyjęło traktorem

      Usuń
  2. Ja co dwa tygodnie kupuję "Rozrywkę" a co miesiąc Rewię Rozrywki i Rozrywka Magazyn,są tam krzyżówki " z przymrużeniem oka" trochę podobne do tych z przekroju, nad niektórymi trzeba trochę pomyśleć , co autor miał na myśli.Są też inne ,trochę bardziej skomplikowane od jolek.Polecam Krystyna

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..