poniedziałek, 1 grudnia 2014

po grudzie

przyszedł grudzień. Gruda jest już od paru dni. Najpierw tak się kręciło w okolicach zera i paćkało tającym świństwem z góry. Potem się znudziło ta zabawą. Zeszło poniżej zera i tak trzyma. Odrobinę przypudrowało, tak żeby się nazywało, że śnieg i tak sobie leży. Nawet, jak słońce wyjrzy na chwilę, to nie topi tego czegoś, co leży. Duje od przyjaciół (?), więc duje upierdliwie, jak zwykle. W tej chwili to już przesadza z tym duciem, bo huczy w drzewach. Ciekawe, jak będzie wyglądał psi spacer (poranne sikanie przed domem już było)

Wreszcie poprawiłam nieco drzwi do kóz. Po dwóch latach odkryłam wreszcie, dlaczego nie można ich domkąć (aż się sama dziwię, że mnie tak olśniło) - jedna deska, od strony "zamka", był o 2 cm dłuższa niż cały spód drzwi i dopierała do progu. Wzięłam piłkę i urżnęłam. Proste jak sierp i zajęło 5 minut. Następnie został wymieniony haczyk oraz umocowany uchwyt, taki kufrowy, chwilowo pozyskany z wieka od studni, którego się i tak nie otwiera. Dzięki temu uchwytowi nie muszę ciągnąć za haczyk i łatwiej się te drzwi domyka. Mimo wszystko jakiś tam luz jeszcze jest, który spróbuję załatwić przykręceniem listewki. No i po wtorkowych szaleństwach, ze zmianą lokalizacji czarnych, muszę poprawić styropian na drzwiach, bo matrixy były czynione i nie oparł się.
Czarna cholera z dziurawymi uszami jednak sobie uszkodziła nogę przy tym wskakiwaniu górą do Stefana, bo lekko kuleje na prawa tylną. Uciekanie przed obmacywaniem było uzasadnione - bolało ją.
Zamykam jej bramkę przekładając przez skobelek karabinek od uwiązu do dojenia. Nieobliczalna jest ta szajba czarna. Wszelkie cuda wyczyniane w obórce to było jej dzieło. Na ogół - przechodzące ludzkie pojęcie i wywołujące haratnięcie szczęki o glebę. Jak np rozwiązanie sznurka, do którego dostęp miała przez siatkę o centymetrowych oczkach, a potem otwarcie rygla, który był również za tą siatką i listewką dodatkowo.
W naszym gieesie nie ma lubisanu i muszę zamówić internetem. Poczekam do jutra, a nuż uda mi się ominąć koszty dostawy, jako, że jest jutro dzień darmowej dostawy w wielu internetowych sklepach.
Wczoraj zamówiłam karmę dla piesów i żwirek kotom. Już dostałam mejla, że wysłane. No, tak to lubię.
Odkąd odkryłam ten żwirek drewniany nie chcę już żadnego innego oglądać. Wydajny super, 40l wystarcza mi na 2 miesiące, więc wychodzi o połowę taniej. Wiadomo, że każdy się wynosi z kuwety. Ten bentonitowy, jak się wyniósł, a trafił na odrobinę mokrego na płytkach, to potem go trzeba było odskrobywać, bo się przybetonował. A teraz pozamiatam i święto. I jak mi się nie chce latać z pojemnikiem na odpady, to mogę spuścić w klopie i nic się nie dzieje.

W chałupie zimno, jak cholera. Najchętniej bym pod kołdrą zalegała, ale się nie da. Nie da się, bo pozycja horyzontalna mi na dłuższą metę nie odpowiada. Poza tym zwierzaki wymagają zadbania i trzeba pion przyjąć. A takie zmienianie pozycji z horyzontalnej na wertykalną przy każdym zajęciu przez Księzniczkę pozycji pod drzwiami to lekkie zawracanie dupy. Za dużo urozmaicenia. Księżniczka, jak na złość wyprowadza nie mniej więcej co godzinę. No i wypuszczona na podwórze - sika. Z ym, że nie wiem, czy to akurat o czymś świadczy, bo jak jestem z nimi na spacerze, to obie w ciągu 10 minut sikają po 5 razy co najmniej - przy każdej, uprzednio osikanej przez wolnożyjące psy, trawce.

Koty z upodobaniem przenoszą się na nocne łowy do piwnicy. Potem wracają same, nie trzeba prosić nawet, bo im tam dupska wymarzną. Tylko Pan Kot Arkadiusz spędza noc u mnie w pokoju, śpiąc na poduszce, która kładę mu na stole i wygniatam w niej dołeczek. Dopiero rano, jak psy już wstaną, idzie na kontrolę na dół. Molestuję Dziecko, żeby mi zrobiło z drutu szkielety do półek na kaloryfer dla kotów. Wczoraj pękałam ze śmiechu, jak Łaciatka - Antonina siedziała na kaloryferze. No, taki nowomodny zapiecek dla kota. Jak jeszcze mieszkałam w takiej starej chałupie, gdzie był piec kuchenny, to mój kot uwielbiał siedzieć na przymurku. Wskakiwał sobie po płycie kuchennej i wcale mu nie przeszkadzało, że jest gorąca. Do momentu, jak zobaczyłam jak to robi, wystraszyłam się, że się poparzy, usiłowałam mu przeszkodzić, no i się wtedy właśnie poparzył.

Zaczynają mnie Święta osaczać. Już mi żołądkiem tłucze na myśl. Wszędzie, gdzie się nie ruszyć - już święta. Choinki, mikołaje, qrwa renifery, bombki i inne chujemuje.  I jak zwykle para w gwizdek, bo nie o to przecież qrwa chodzi. W bri##co widziałam ledowe drzewka po 3 tys. Żeby chociaż jeszcze ładne były!
U mnie święta, to jest najbardziej przepierniczona impreza, jaka może być. Sztywność i zadęcie, a potem dłuuugo nic. Bo przy stole się siedzi, żeby zeżreć, a potem się znika do jamy i ma się za złe. Zawsze jest jakiś temat, żeby mieć za złe i dopierdalać się z tego powodu przez następne 12 miesięcy. Np. że córka ściągnęła odkurzaczem okruchy z podłogi. Ojoj! Grzech jak s--syn! Szkoda, że chodzenie z odętą gębą i ciągnięcie za sobą smrodu nie jest grzechem. Córka już deliberowała, że ona 2 dni świat w domu nie wytrzyma. No, zawsze może sobie w południe pojechać. I pewnie tak zrobi, bo znowu jaja będą na kolei. Szkoda, że ja nie mogę. I jeszcze w dodatku muszę to trujące żarcie przygotowywać, bo QRWA TRADYCJA!
W końcu trzeba zmienić tradycję. Przeciez każda tradycja kiedyś się zaczynała jakoś.

Łapy mi zmarzły. W piecu wygasło, bo ten węgiel, którego odrobinę kupiliśmy, nie trzyma ognia , a  nie chciało mi się iść rozpalać. Zastanawiam się, jak to ludzie bezsensownie budują chałupy. Wielu buduje nie ze względu na wygodę, lecz "dla oka". Innych. Po co taka wielka chałupa, jak to koszt ogrzać. Po co taka wielka chałupa, jak na starość zostają w niej 2 osoby, a zbudowana jest tak idiotycznie, że nie można części wyłączyć. No i w ogóle zbudowana była idiotycznie, co niesie za sobą upierdliwości i niedogodności różne. Dla wyglądu kominy zostały góra połączone i nie ma ciągu dobrego w żadnym. Aaaa, dupa tam, szkoda gadać i wyliczać.

1 komentarz:

  1. No, to masz przedzimowego doła...u mnie też podobnie: wieje cholernie, odczuwalna o wiele niższa, niż te -3 na termometrze, muszę kozom pozatykać, kurom już d. zamarzły, a tu jajek na święta trzeba :( No, ale w domu przynajmniej cieplutko, aż wychodzić do świata nie chce się wcale. Patrzę przez brudne szyby(no, nie zdążyłam umyć) na ptasiorki zajadające słonecznik. Dwa wory na targu kupiłam, to codziennie im sypię, a niechże mają. Zafutrowane koty śpią, przynajmniej za ptaszkami nie gonią.
    pozdr, rena

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..