wtorek, 25 sierpnia 2015

kocie rzyganko o poranku

z łóżka mnie wyciągnęło przed szóstą. Koteczek Areczek zjadł znowu zbyt obfite śniadanko. Koteczek Areczek jest kotem mocno problematycznym. Momentami wqrwiającym. Zupełnie nie pasującym do modelu kota, bo cóż to za kot, który ucieka prychając, gdy rękę do niego wyciągasz, by pogłaskać. Koteczek Areczek chodzi po domu podqrwiony, drze ryj i pierze pozostałe koty z lewej, z prawej lub z obu naraz, gdy mu się napatoczą. Koteczek Areczek jest kotem po przejściach. Nie dość, że w wieku ok. 4 miesięcy wylądował z drugiego piętra na betonie, po czym, w bólu złamanej łapy, został przytransportowany do P., bo w klinice w KRK nie uważali za stosowne dać kotu czegoś przeciwbólowego. A potem miał w związku z tą łapą 4 narkozy, bo tak go sumiennie pani weteryniorz Beatka składała i opatrywała. Ostatecznie, za 450zł, łapa zrosła się źle i Arek nią zamiata nieco.
Koteczek Areczek był dziwnym kotem od początku. Dziecię wielkomiejskie dzwoniło codziennie, że ją drapie i gryzie, oraz parska i prycha. Dziecię wielkomiejskie używa różnych kosmetyków i sądziłam, że to może być przyczyną niechęci kota do karesów. Bo pozostałe domowe koty wieją od niej szybko z rąk, gdy przyjeżdża.
Potem koteczek Areczek został pozbawiony męskości i myślałam, że to złagodzi nieco jego obyczaje. Ale niestety nie.
W dodatku koteczek Areczek je tak, jak gdyby był głodzony - całą mordką, nie gryząc chrupek i szybko-szybko. Efekt jest taki, że zwykle zjada za dużo i po chwili zwraca wszystko. Jeżeli jestem w kuchni kiedy je - pilnuję, żeby nie zjadł tylko troszeczkę i go po prostu odpędzam. Koteczek Areczek jest inteligentnym kotem i rozumie, co to znaczy "Areczek, wystarczy"
Byłam z Areczkiem u uśmiechniętego pana weta i pan Uśmiechnięty stwierdził, że nie ma się czym przejmować. Ale jednak chyba jest, bo Areczek mocno schudł ostatnio. Aż nieprzyjemnie go pogłaskać, bo gnaty sterczą. Poza tym Areczek zdaje się mieć nerwicę. Wylizuje się kompulsywnie, co skutkuje tym, że potem wymiotuje kłakami. Pasty odkłaczającej oczywiście nie tknie. Dodaję do jedzenia mokrego, to wyjada wkoło, a pasta zostaje. Wyczesać go nie można, bo grozi otwarciem tętnic. Do innych zabiegów można kota wsadzić do rękawa. Ale czesać w rękawie się nie da.W ogóle staram się jak najmniej zabiegów na siłę, żeby go dodatkowo nie stresować. Szkoda mi go bardzo, bo jest jakiś nieszczęśliwy ten Areczek. Kupiłam nowy laserek, żeby go trochę zająć, ale Areczek laserek olewa, podczas gdy panienki mogłyby łowić światełko do upadłego.
Kupiłam środek zabezpieczający przed insektami w aerozolu, bo tak mi taniej wyszło i pani w sklepie polecała. Pozostałe 4 sztuki w domu zostały popsikane. Łatwiej lub trudniej z nimi poszło, ale poszło. Natomiast popsikanie Areczka groziło przegryzieniem tętnic i wydrapaniem oczu. Chyba mi znowu na mózg padło, bo mogłam to przewidzieć, skoro sztuką jest podanie Areczkowi tabletki czy obcięcie pazurów - zawsze wychodzę z tego nieco uszkodzona, mimo rękawa. Lada moment będziemy mieć dla Areczka obrożę feromonową. Stwierdziłam, że to lepsze wyjście niż feromony w elektroatomizerze, bo trzeba by ich wiadro chyba na nasza chałupę, żeby jakieś sensowne stężenie tego w powietrzu było. No i zobaczymy.
Przed chwilą drzemał sobie w koszyczku - taki mały - wielki, biedny koteczek Areczek.

To jest koteczek Areczek po którejś narkozie, ale chyba już tej ostatniej, sterylizacyjnej. Taki poprzykrywany kocim workiem, bo miał hipotermię i trzeba go było dogrzewać.

Ze złamaną łapką też gonił jak szalony i próbował zagryzać Księżniczkę. W przerwach, mimo żyrandola, wyskubywał sobie toto białe spod zielonego (to-to białe, to była zwykła lignina)

A poza tym mamy cholerna suszę. Nie pamiętam takiej suszy przez całe trzydzieści parę lat, odkąd tu jestem. Wyschnięta trawa szeleści pod nogami. Nawet drzewa są wyschnięte. Liście, jeszcze niby zielone, ale tę zieleń szarawą taką mają. I też szeleszczą, jakby na wpółsuche. Wierzby wczoraj nacięłam dla kóz - szczerze mówiąc, zimą ona wyglądała bardziej świeżo. W polach nic się nie dzieje, choć termin siewu rzepaku mija właśnie dzisiaj. Żadnego traktora z pługiem. Jeden eurorolnik stalerzował tylko rzepakową ścierń, a pszeniczną przeleciał gruberem. Co to będzie?
Dziecko miało jechać z mulczerem w nasze prywatne "bieszczady", ale zostało na parę dni unieczynnione. Wczoraj złom wywoziło i, zwalając go na składowisku, pechowo skaleczyło prawą dłoń. Złomowy mu zaopatrzył, ale przemokło i trzeba było opatrunek zmienić. A u mnie jak zwykle bandaża zero, plastra zero. I Starszy w dodatku u cioteczek. Na szczęście w którejś apteczce samochodowej znalazłam co trzeba, przyłożyłam mu aloes, bo skaleczenie brzydkie jakieś. Potem sprowadziłam Starszego, ale do niego nie dotarło, że jak bandaża w domu nie ma, to trzeba pojechać do apteki. Przyzwyczajona już jestem do bezmyślności facetów.
Młody tak łaził ładując ten złom, a ja patrzyłam na jego ręce i myślałam, że przecież powinien to robić w rękawiczkach. Młody większość prac wykonuje w rękawiczkach i nawet mnie dziwiło, że tym razem nie ubrał. Mogłam była pójść i mu te rękawiczki przynieść. Czasem to tak jakoś dziwnie wychodzi. Tak jak z zamrażarką, o której pomyślałam, że tyle lat ma a jeszcze działa niezawodnie. I już więcej nie zadziałała, jak ją uruchamiałam po rozmrożeniu. Coś w tym jest? Ściągamy nieszczęścia? Szkoda,że tylko nieszczęścia się tak ściągają - intensywne myślenie o wygranej w totka jakoś tej wygranej nie przyciąga.

Stół czyszczę. Od ponad tygodnia akcja trwa. Przy czym samego działania było parę godzin w pewną sobotę, a teraz stoi i czeka na ciąg dalszy. Lakier wreszcie zdarty. Cudo nie lakier - przy ściąganiu papierem ściernym, zachowywał się jak guma do żucia. Dziecko zadecydowało, że należy zlikwidować frezik wokół blatu. I miało rację, bo tylko brud się tam gromadził, trudny do usunięcia. Zostało zrobione, brzegi wyrobione na okrągło, bez frezika. Jeszcze mała poprawka szlifierką oraz tuning - przeniesiemy blat na nogi od starej maszyny. W tym celu trzeba grubsze klocki podłożyć, żeby stół nie był za niski. Wobec "kalectwa" Dziecka będę usprawiedliwiona prosząc sąsiada, żeby mi te klocki odpowiednio spreparował.

No, a tak poza tym Dziecko nabyło motór. Na razie więcej go rozkręca niż na nim jeździ. Ale z tym rozkręcaniem i ponownym skręcaniem jest w swoim żywiole. Cieszę się, że moje Dziecko jest takie lotne i w mig opanowuje każdą maszynę. Szkoda tylko, że jakiś pieniędzy na tym nie zarabia. Na razie wydaje, bo przy takim rozkręcaniu zawsze wychodzi, że coś trzeba wymienić: a to uszczelka, a to podkładka, a to olej. W dodatku Dziecko jest miszczem ukręcania śrub. Do tej pory czynił to zwykle przy dokręcaniu, aż w końcu do tych ważniejszych dokręcań kupił klucz dynamometryczny. Przy motórze ukręca przy odkręcaniu, co już raczej jego winą nie jest.

Korpo Dziecię wróciło z zagranicznego wywczasu u Pumy. W sprawozdaniach najojczało się na temat zadupia. No, jejku, świat się musi i z zadupi składać. I na zadupiach bywa pięknie - jak na tych zdjęciach, które Renia przywołała na FB wczoraj - taka wieś ja sen o wsi z dzieciństwa

O taki sen. Tak z Dzidkiem zwoziliśmy snopki jako dzieci (tu jest chyba siano). Tylko koń hołobli nie miał. Wracaliśmy z tymi snopkami już po zmroku i, leżąc na wozie, obserwowali gwiazdy. Droga była wybrukowana i inne gwiazdy wyskakiwały spod kopyt Gniadego. To zdjęcie ukradłam gdzieś w internecie. Zakochałam się w nim i po prostu ukradłam, a nie potrafię podać źródła. Myślę, że Autor mi wybaczy

Cieszę się, że mojej koleżance Pisarce udało się szybko opuścić zamknięcie. Martwię się tylko, że się nie odzywa, ale to może remonty?

Ucieszyła mnie bardzo Iwonka zza oceanu, kozią sesją zdjęciową, którą zadedykowała mi na swoim BLOGu o TU. Dziękuję, Iwonko.

Ucieszyło mnie bardzo, że poszewki, które wstawiłam na bazarek wspomagający pokrycie kosztów leczenia ukochanego piesa jednej z sieciowych znajomych, tak się spodobały nabywczyni, że przysłała mi fotki z aranżacją z ich udziałem. Miłe, bo nie musiała. Ale nie musiała też brać udziału w licytacji, a wzięła.Wzięło zresztą mnóstwo ludzi, z różnych miejsc w kraju. I o dziwo, cała akcja przebiegła bez idiotów hejterów!

No i jeszcze parę takich  drobiazgów mnie cieszy. No właśnie - życie składa się z drobiazgów.
Ale jak popatrzymy ponad tymi drobiazgami to: RANY JULEK!
RANY JULEK!

PS. Wróciłam właśnie z miasteczka i siadłam odetchnąć przy kompie. No i przeczytałam komentarz Reni, na który MUSIAŁAM odpowiedzieć. Przy tym zerknęłam na to-to od Waszej strony, znalazłam mnóstwo błędów, więc poprawiam.

I, wyobraźcie sobie: KROPI deszcz. Bo PADA, byłoby zbyt wiele powiedziane. Dobrze, że wcześniej ukosiłam tej półsuchej trawy, zabrała z grządek wysuszoną już cebulę i zerwałam usmażone pomidory.
O! I tak mi błysnęło właśnie: ponieważ pada tak, jakoby nie padało, a ja i tak muszę iść z psami, to może bym urwała i zrobiła "smażone zielone pomidory"? 
Aha, no i klęski suszy nie ogłoszono. Wiedziałam, że tak będzie. I teraz wystąpi Pomazaniec z krytyką, a kolejny hejter napisze, że dobrze tak tym wszystkim chłopkom, za to, ze wybrali Pomazańca i niech im resztę, co nie wyschła, myszy zjedzą. Bidak bezmózgi nie kojarzy, że jak chłopkom zjedzą, to zjedzą też i jemu.



16 komentarzy:

  1. :) Iwonko.
    W ubiegły piątek zginął potrącony przez samochód nasz Tymoteusz. Piesek, którego z pięć lat temu znalazłam umierającego. Jak już doszedł do siebie, to był nieustająco szczęśliwym psem. Te jego oczka, to futerko jak włosy. Tak mi go brakuje. Tak cicho w domu...
    rena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mi przykro Reniu. Tym bardziej, że to nie pierwsze w ostatnim czasie takie odejście zwierzątka.
      Ale wiesz, tak ktoś napisała Pat na FB - on wróci do Ciebie w innym futerku.
      I mi się wydaje, że moja Kajusia tak do mnie wróciła w futerku Czarnej - tak samo przy mnie ciągle, na krok nawet nie odstępuje. Siedze przy kompie -ona leży na ławce. Stoje przy garach - jest tuż przy mnie, najchętniej między mna , a drzwiczkami kuchennych szafek lub kuchenką. Az się boję, że cos na nią spadnie lub, że ja poparzę.
      On wróci - w innym futerku. A może nawet całkiem podobnym.

      Usuń
  2. Dziękuję Iwonko :) wiesz, on chyba był najmłodszy z moich psów. Piszę chyba, bo nie wiem ile naprawdę miał lat. Jak go znalazłam wyglądał jak staruszek, ale potem odmłodniał, zęby mu się poprawiły i wogóle. Wet wtedy go określił na "do dwóch lat". Kochał jeść i wciąż był głodny na coś dobrego, nie na chrupki. Te oczka wpatrzone,pełne nadziei na pogłaskanie, na pieszczotę, na coś dobrego, na spacer, na wszystko...mam nadzieję, że niebawem wróci...
    A nasz ogród jest jednym wielkim cmentarzem poznaczonym kamieniami-grobami wszystkich dotychczasowych zwierzaków. Też na koniec chciałabym zostać w naszym ogrodzie razem z nimi. Moi już o tym wiedzą.
    rena

    OdpowiedzUsuń
  3. Wrócą, niektóre już czekają, żeby je uwolnić z zamknięcia...
    koleżanka pisarka jest teraz kierownikiem budowy i rzeczywiście nie ma kiedy dzwonić, w dodatku dla urozmaicenia chyba Bratek koleżanki w niedzielę stracił przytomność na dłużej i całą tę niedzielę spędzili na SORze. Po czym się okazało, ze nie wiadomo, co to było - pewnie udar, za to został Bratek zdiagnozowany od pięt po czubek głowy i wyniki ma dobre. Może dzięki temu w poniedziałek zaczął się zbierać do życia, a we wtorek jest już całkiem pozbierany. Tyle że prawie już nie chodzi. i strasznie ciężko znaleźć coś w tym bałaganie remontowym... na zamontowanie pralki czekamy....

    OdpowiedzUsuń
  4. Weryfikacja do umieszczenia komentarza zrobiła się wielce trudna i wielostopniowa...
    I zapomniałam w międzyczasie, o co też chciałam jeszcze zapytać... :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Wujek gugl się rządzi.Ja nie ustawiałam żadnych weryfikacji dla anonimów.
    Odwiedzałam dziś Marię z Pogórza i tam zauważyłam też tę idiotyczną weryfikację. Obrazki są tak beznadziejne, że 3 razy usiłowałam zaznaczyć wszystkie gofry i nie udawało mi się. Spróbuje to zmienić, jak wujo pozwoli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie da się zmienić, łatwiej się po prostu logować

      Usuń
  6. Sprawdziłam w ustawieniach bloga: ma włączone, że komentować mogą wszyscy, także anonimowi. Oraz wyłączona jest weryfikacja obrazkowa. Więc nie wiem, czemu wujo się rządzi. Tymczasem przepraszam za utrudnienia

    OdpowiedzUsuń
  7. ...nie ma sprawy, Iwa. I tak życie bez przerwy piętrzy przed nami trudności, ciągłe egzaminy, których nie zdajemy - więc jedna kapusta czy inny szczypiorek to już Mały Pikuś... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za to organizacje odpowiedzialne za ułatwianie życia osobom takim, jak Bratek maja się baaardzo dobrze. Czekamy teraz na 600tys, bo chyba z tych 13mln jeszcze coś zostało, a może z odszkodowania małżonka wyłoży.
      Śmiać się? Czy płakać? Czy wyjechać na odludne odludzie, bez śladów cywilizacji, żeby pożyć w spokoju psychicznym

      Usuń
  8. właśnie się okazało, ze Bratek nie podlega pod niektóre, a inne już wydały cała kasę i być może za rok... a być może...

    OdpowiedzUsuń
  9. Koteczek Areczek mnie ujął swoją wredotą :) Jestem w posiadaniu osobistej kotki Zołzy - no wypisz wymaluj kocia wredota płci żeńskiej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koteczek Areczek dostaje od miesiąca prawie Kalm Aid Cat i stał się mniej wredny jakby. W każdym razie nie łazi podqrwiony po chałupie. Najwyżej czasem wyraża protest, gdy chce go wziąć na ręce. Ale raczej tylko czasem. Więc nie biorę dziada. Innymi razy daje się wziąć i nawet się przytula i mruczy, ale tylko przez chwilę. Lada moment idziemy do pani wet na kontrolę.

      Usuń
  10. Ale i tak jest kochamy-taka kocia wtedota ma swoje zalety....Moja jak nie wraca wieczorem to szukam kiciam i wołam. Ale jak wróci to całe5 minut jest miła mruczy żeby za chwilę podrapać

    OdpowiedzUsuń
  11. Areczek na szczęście nie drapie, bo jak mu nie na łapkę i zaczyna warczeć, to go uwalniam.
    A tak w ogóle, to wydaje mi się, że te zwierzęce szajby i wredoty cieszą się naszą największą sympatią. Z moich kotów uwielbiam wprost szajbnietą Klementynę, której wszędzie pełno i porusza siębiegiem jedynie. A Areczka mi szkoda, bo on pewnie nieszczęśliwy, skoro taki wiecznie wqrzony. Teraz w dodatku chory.
    A najbardziej szajbnięta moja czarna kozia podstawia łepetynę do skrobania za uszkiem!

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj ... Koza to już za dużo szczęścia na moich 8 arach działki :) Moja babcia miała kaczkę, która wchodziła do domu siadała w przedpokoju i gapiła się w swoje odbicie w lustrze wydając dźwięk który nie przystoi kaczce. Na nic zamykanie drzwi czy wyrzucanie próżnego ptaszyska z domu. Dopiero jak jej babcia wystawiła lustro do ogrodu - ta od niego nie odchodziła

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..