środa, 18 listopada 2015

Kabarecik

mam ostatnimi czasy wielotematyczny. I dlatego mnie tu nie ma. Bo nie chcę Wam głowy zawracać, a przelewanie smutów na słowo pisane ani piszącemu, ani czytającym nie służy.

Źródłem i główną aktorką (a może suflerką raczej) kabareciku jest oczywiście Najważniejsza -Nienajstarsza. Która się ledwie odchachrała po remoncie, bo cieniutko z nią było bardzo. Ale mąci ustawicznie, mimo słabości.

Efekt końcowy jest taki, że Dziecko podjęło decyzję o wyprowadzeniu się. Oczywiście miejsce docelowe zostało wybrane w związku z dziewczyną. Udało im się wynająć fajne, dwupokojowe mieszkanie za niezbyt tragiczne pieniądze. W dodatku z cudnym widokiem z okna. Wczoraj zorganizował auto i przyjechał zabrać rzeczy. No i takim sposobem siedzę sobie chwilowo całkiem sama + zoo. ZOO też, swoimi szóstymi i siódmymi zmysłami, czai "wyjątkowość" sytuacji, bo jakieś popierniczone jest.

Torba przygotowana do pakowania. Klemurek wykorzystał skwapliwie i się spakował. Ostatecznie musiała opuścić.

Żeby nie mieć wyrzutów sumienia, że się całkiem opierniczam oraz, żeby mi się z tego gnojstwa na mózg nie rzuciło, ostrzygłam psa. Uprzednio nabyłam internetem maszynkę, albowiem poprzednia odmówiła współpracy. Nie tyle maszynka, co ostrza. Jak przekalkulowałam wszystkie opcje, wyszło na to, że najefektywniej będzie nabyć nową. Oczywiście na ostera mnie nie stać, ale też i salonu psiego nie prowadzę. Na kilka strzyżeń w roku sprytny chinol wystarczy (Nie wiadomo, czy aktualnie oster też chinolem nie jest)
Psa od razu odmłodniała i nawet poruszać się zaczęła żwawiej. No. I to jest dowód na to jakie znaczenie dla kobiety ma image:

Jakby się kto pytał, to ogon jest, tylko w kadrze się nie zmieścił. Wystrój nie jest do końca zgodny z zasadami, ale cięłam na maksa, coby jak najmniej pozostawić do skołtuniania się. Księżniczka kołtuni się okropnie, co nie miałoby miejsca, gdyby nie jej wieczne "nie rusz mnie, nie dotykaj mnie" przy każdej próbie rozczesania łap zwykła ludzką szczotką z kulkami na końcach. No a potem trzeba jechać filcakiem, albo wycinać. Wcześniej oczywiście została wykąpana (dzień wcześniej - pracę trzeba szanować i rozkładać sobie na raty). Po czym, na pierwszym spacerze po ostrzyżeniu, wytarzała się w zdechłym krecie. No, bo kto to widział, żeby przyzwoity pies pachniał szamponem?!

Chciałam wykazać się patriotyzmem i dokonać zakupu w polskim sklepie zoo. Poszukiwałam pewnych tabletek dla starych psów. Oprócz tego należało zakupić polfamiksOK (Kozule tylko to tolerują, ponieważ producent nie wpadł na genialny pomysł, że ulubionym zapachem kóz i owiec jest wanilia) oraz coś do dezynfekcji ściółki. I znalazłam taki, w którym wszystkie te produkty były, jednocześnie nawet - zamówiłam, zapłaciłam i oczekiwałam zawzięcie kuriera. Zamówione we wtorek dojechało w piątek, po czym się okazało, że pomylili preparat psi. Zadzwoniłam natychmiast i miły pan obiecał przysłać właściwy, na wymianę, i że we wtorek kurier dowiezie. Dziś jest środa, kuriera niet, więc zadzwoniłam znowu, Miły pan powiedział, że pamiętają o mnie, ale produktu nie mieli na stanie i ..tralala. No, tralala. I dlaczego ja kupuję u Niemca? Bo paczka jest na następny dzień, bo jak bule ponad stówę, to transport mam darmo, bo jeżeli produktu nie ma w magazynie, to nie widnieje w sklepie, bo nikt mi nie wkłada tego co ma, zamiast tego, za co zapłaciłam. Bo jak ewentualnie jest reklamacja, to znowu na następny dzień dostaję co trzeba. No i ja się pytam: dlaczego oni potrafią a my nie.

Do tego wszystkiego pogoda jest paskudna. Leje i duje, że strach nos wychylić, a z psami iść trzeba. I prawdopodobnie jest tak, że jak duch słabnie, to ciało z anim podąża, więc od paru dni jestem "kaszląca i słaba". Na piecu C.O. ma oszałamiająca temperaturę 40 st. Dziecko, na prikaz Starszego, nabyło węgiel w bryłach, których nijak do pieca wsadzić, choć jest to, toruńskim ojcusiem reklamowany polski produkt ekologiczny, więc ma gardziel niesamowita. Walę w te bryły 5-kilowym "czujniczkiem", aż mi łeb podskakuje. I jakiż sens w kupowaniu takiego węgla. Chyba, żeby siłownię mieć darmo przez zimę.

Nadmiar wrażeń ostatnich tygodni chyba jednak rzucił mi się na łeb: rozmrażam lodówkę. Zwykle robie to metoda chamską, wtykając w zamrażalnik garnek z gorąca wodą. Dziś grzałam tę wodę dwa razy. W końcu usłyszałam kapanie z zamrażalnika, otwieram, żeby sprawdzić stan, a tam - pusto. Garnka brak. Przeleciało mi przez czachę, że może błysnęłam intelektem i wsadziłam do lodówki. Na wszelki wypadek, by oszczędzić sobie szoku na widok tego co znajdowało się w lodówce, po kontakcie z gorąco parą - zerknęłam na kuchenkę. Stał, jakby nigdy nic. Zagrzałam trzeci raz i w końcu pływam: w poprzedniej, polskiej lodówce była taka taca, którą się podstawiało, by lód po zmianie stanu miał się gdzie przemieścić. Zagramaniczny producent nie przewidział rozmrażania lodówki.

No, to by było na tyle. Bo jak nie piszę, to nie piszę, a potem elaboraty zniechęcające do czytania. No i Czarna mnie molestuje - przylazła i położyła łepetynę na kolanach. Znak, że trzeba ubierać kapotę i zanurzać się w ten deszcz i wiatr.
Trzymajcie się i nie smarkajcie!

PS. Nie wiem, jak Wam się to wyświetla, ale u mnie wyświetla się tak, iżż odnoszę wrażenie, że znowu wujcio gugl swoje porządki zaprowadził i spaprał mi wystrój.

7 komentarzy:

  1. Witaj Iwonko :)
    U mnie wyświetliło się spoko i co więcej: nie zniechęcił mnie Twój elaborat :)
    Porzucił Cię synek i samodzielny się stał ...Mi nie było za fajnie, jak moi prawie jednocześnie wyjechali. Dziwnie było, pusto i źle, a jak po długim czasie wreszcie zaakceptowałam tą nową sytuację to radośnie i tak samo nagle powrócili na mymłon. Takie to wszystko Iwonko ;)
    pozdrowionka, rena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, Renia, widzę, że jesteś z tych co wiedzą co to jest mymłon!
      A u mnie pewnie przeszłoby to łagodniej dla zdrowia, gdyby było skutkiem jakiegoś planu, a nie kabaretowych wydarzeń.

      Usuń
  2. Przyślij do mnie tą najważniejszą -na trochę-może udałoby się uwolnić mnie od potomstwa ,bardzo dorosłego.Ale widzisz tak to jest -jak się nie ma co się lubi ,to się lubi co się ma.Ważne,że są zwierzaki.Pozdrawiam Krystyna

    OdpowiedzUsuń
  3. Skończyłam smarkać - remont też ale kotka Zołza się obraziła :) Nie wchodzi do odnowionego pokoju i czmycha na noc z domu więc jej wieczór już nie wypuszczamy ... i tu ma kolejny powód do dąsów

    OdpowiedzUsuń
  4. Teraz już wiem, dlaczego ja tyję, a Ty nie. A nawet chudniesz pozimowo. Bardzo ciepło piszesz w te zimne wieczory i kiedy zaglądam tutaj, a nie ma nic nowego, czuję się nieco rozczarowana. I zazdraszczam Ci tego, że Twój blog żyje, prawie każdy wpis ma kilka komentarzy. A u mnie było ich prawie zero. Czasem mniej niż zero. To co będę pisać, dla cenzorów????!!!!! Całuję wszystkie Twoje stwory w nos, a Ciebie w policzki oba. Najważniejszej, Najstarszej i Najważniejszego-Najstarszego nie będę całować, bo nie jestem po ich stronie. P.S. Ja przecież także wszystko wiem o memłonie!!!!!! ....a jak... :)!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ba, bo my z tej samej epoki, ale Renia to, na jakiegoś upartego bardziej, córkom naszom mogłaby być.
      Szczególnie ze względu na ten mymłon/memłon pewnie by mogła

      Usuń
  5. He, he Iwonko zagalopowałaś się:) Milo, że mnie odmładzasz, ale córkom Waszom to bym mogła być w przypadku, gdybyś dzieckiem w kolebce będąc( prawie), powiła. A to nie te czasy, ani nie ten klimat :)
    pozdrówka, rena

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..