piątek, 22 stycznia 2016

problemy

Są problemy. W dodatku jakby nie całkiem moje, ale ostatecznie moje, bo nie ma chętnych, żeby się nimi zająć.
Moja szwagierka Najstarsza-ale- nie- najważniejsza, ta gruba strasznie, skończyła właśnie 89 lat. Ale zanim skończyła, zdążyłą znowu orła gdzieś wywinąć. Twierdzi, że w łazience, wstając z klopa. Rozległość obrażeń i dotkliwość wskazuje, że kłamie jak z nut, co zresztą ma we krwi i wychodzi jej artystycznie. Oczywiście nie zająknęła się słowem natychmiast po fakcie. Dopiero jak nabrała barw węgierki łąckiej i ból jej zaczął dokuczać nadmiernie odezwała się do Najważniejszej. Najważniejsza do Starszego, a Starszy do mnie. Qrwa Mać! Bo jakby się do mnie odezwała bezpośrednio, to by jej honur nadwerężyło, albo co. Zresztą ze wszystkim tak jest. jak jej zakupy trzeba zrobić, to ja dzwonię "Czy ci coś nie trzeba kupić?, - A tak, mam tu kartke spisaną.  - No to dyktuj, co tam masz"
W sprawie śliwkowej zdecydowałam sprowadzić doktórkę do domu. Doktórka przyjechała, ja odsiedziałam 2 godziny, bo zamiast o 14.00 była o 16.00. Obsłuchała. Nic w płucach nie stwierdziła. Stwierdziła natomiast, że żebro może być pęknięte a nawet dwa. Dała skierowanie na prześwietlenie i tabletki przeciwbólowe, bo na pęknięte ziobro i tak nic innego nie ma.
Po paru dniach, via Najważniejsza, przyszłą wieść, ze ciota ma duszności. Powietrza złapać nie może, leci wietrzyć chałupę na przestrzał. (Z tego wietrzenia jeszcze zapalenie płuc złapie, bo wietrzy, wyskoczywszy z pierza, w kuszulinie samej) Znowu doktórkę wołać?
Się złożyło, że Starszy poczuł się na siłach, żeby wsiąść za kierownicę i wyprowadziłam go do sklepu oraz do cioty głównie (bo chłopskie jajka na mnie od niedzieli u niej czekały)
W sklepie najpierw udało mi się dorwać panią, która pracuje w GOPSie i wypytać odnośnie zorganizowania jakiejś stałej opieki dla cioty. Okazało się, owszem, że dupa blada. Ale w międzyczasie Starszy wyłonił się zza regału i oznajmił, że pani doktór robi właśnie zakupy (pani doktór mieszka w następnej wsi i wracając z pracy przejeżdża przez naszą, bo tamta jest "daleko od szosy") No to dorwałam panią doktór, opowiedziałam o cioty przypadłościach i pani doktór stwierdziła, ze ciotę należy do szpitala położyć. We wzwiązku ze z czym mam dwa dni rozplanowane. Dzisiaj mam po 12.00 zjawić się u pani doktór i wleźć na chama za jakimś zarejestrowanym pacjentem (czego do tej pory nigdy nie czyniłam, więc nie wiem, jak wyjdzie, ale pół dnia kwitnąć pod gabinetem nie planuję) w celu odebrania skierowania do szpitala. Potem trzeba będzie ciotę do tego szpitala spakować. A jutro rano dowieźć na izbę przyjęć i tam pół dnia  odkwitnąć (jak dobrze pójdzie  - może trafię na którąś znajoma pielęgniarkę, co to ją uczyłam, albo jej dzieci, albo jedno i drugie i uda mi się coś przyspieszyć). A potem trzeba będzie codziennie ją odwiedzać (bo ona się tyle wszystkich naodwiedzała i rosołów nanosiła, że nie ma innego wyjścia. Z tym, że rosołu ani placka nie zobaczy. Szpital daje jeść, leżący człowiek ma zapotrzebowanie dużo mniejsze na kalorie, a ona ma ciałka w duuużym nadmiarze)
Najpierw jeszcze mam zakupić pantofle dla cioty, co jest wyczynem nie lada, bo takich pantofli, jak ona by chciała, po prostu nie ma. Mają być bardzo szerokie i na klinku. Chyba sobie narysuje i dmuchnie (jak w bajce)
....................................................................................

To pozałatwiane. Ale cały dzień prawie zajęty, bo ciotczyne tematy w miasteczku zajęły trzy godziny równe. W dodatku na mojej ulubionej poczcie nie było kopert bąbelkowych. Niebywałe. Tydzień temu było ich wielkie mnóstwo do wyboru do koloru (no, do koloru może nie, bo raczej białe były) I zawsze były, a tym razem - bęc. Dobrze, że nie daleko sklep biurowy, w którym szwarc-mydło i powidło (nawet mopa i szmaty do podłogi, tylko kalki do transferu jakoś nie mają). I czapcie poszły. Mam nadzieję, że na jutro dojdą. Jak wysyłałam w ub.czwartek orkiestrowy długopis, to w piątek był na miejscu. Uwielbiam PP. Bywało, że przesyłki nadane PP dochodziły szybciej niż kurierem. I takie miłe panie u nas za kontuarem (bo okienka ostatnio polikwidowali, nawet kantor jest bez szyby)





PS. Napisać, napisałam, ale siły, żeby opublikować już nie miałam. Prawdopodobnie padłam nad klawiaturą. jakby w razie czego poszło z dzisiejszą datą, to-działo się w czwartek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..