Dziecko coś zaczęło chodzić na zarobek, ale co zarobi, to mu natychmiast wyjdzie, na pifko głównie, z czego jestem zadowolona średnio lub mniej.
Najgorsze to to, że muszę koniecznie, i to jak najszybciej przerobić obórkę, bo trzeba będzie dzieciaki oddzielić lada moment. Dzieciaki są prześmieszne i sprawiają mi mnóstwo radości. Szkoda, że jednego faceta trzeba będzie się pozbyć. I będzie trudny wybór - którego. W/g mnie Zenek jest ładniejszy, ale Dziecko postawiło na Stefana (choć teraz marudzi, że ma brzydki pyszczek).
Synek sąsiadów zakochał się w Stefanie. Przychodzi sobie pod dom, i nawet, jak nikogo z nas nie ma na zewnątrz, przesiaduje z kózkami i bawi się z nimi. Dziecko biedne, bo nie ma co ze sobą zrobić. Jakoś koledzy - rówieśnicy po sąsiedzku nie zapraszają go do zabawy, mama zajęta, a dużo starszy(chyba o 8 lat) brat nie będzie bawił się z gówniarzem. I tu wniosek mi się nasuwa taki: mając dzieci z takim rozrzutem, robi sie krzywdę obydwojgu. Każde z nich jest w pewnym sensie jedynakiem, nie maja w dzieciństwie wspólnego języka i nie wiadomo, jak będzie, gdy dorosną. Karolek lgnie do nas bardzo, bo zawsze tam trochę z nim porozmawiamy, jest bardzo chętny do wszelkiej pomocy: pomagał mi siać warzywka, a przedwczoraj zawiózł mi taczkę do sadu, a w drodze powrotnej prowadził Lalkę na sznurku i był z tego powodu niesamowicie dumny.
Siano w sadzie pięknie wyschło, są dwie kopki i jutro można by zwieźć, no ale święto niestety. Czeka mnie łąka jeszcze. Nie byłam tam i nie wiem, co na niej rośnie. Bo może nie warto kosić na siano (skosić i tak trzeba). Tu po sąsiedzku facet ma trawę rozległą i byłby szczęśliwy, gdyby ktoś skosił, a pewnie jeszcze by zapłacił, za koszenie.
Dzień leniwy totalnie, nawet psy się porozkładały po kanapach i pochrapują. Kota gdzieś wcięło - nie widać go od rana - pewnie śpi w wersalce.
Drugie pranie właśnie się wiruje. Nastawiłam na gotowanie i zastanawiam się co tym razem zostanie wygotowane. Poprzednie gotowanie nastawiało Dziecko. Oczywiście moje instrukcje poszły w przestrzeń, więc do pralki zostało wrzucone wszystko: wysortowane przeze mnie jasne plus kolory, które były w kuble. I tylko fakt, że nie wiedział, do której dziurki sypie się proszek uchronił białe rzeczy od zmiany koloru na szary z domieszka różu.
Zaparzyłam już sobie otręby dla kóz. W zasadzie to bardziej maka razowa niż otręby. W brodę sobie pluję, ze zachciało mi się pójść na łatwiznę i poprosiłam Waltera w młynie o trochę maki razowej pszennej. Na co on złapał z wagi część moich otrąb, wyszperał w kupie worów jakiś półworek czegoś i rzekł - "Odsiejesz sobie". W domu się okazało, że zawartość worka jest mieszanką prawie mąki razowej i ptasiego gówna. Zakładam, że on o tym nie wiedział, co nie zmienia faktu, że mam gówno, a nie otręby. Należałoby do młyna pojechać, tym bardziej, że na skutek pieczenia chleba co dwa dni , maka jest już na wykończeniu. Niestety, pszenica została nieco wzbogacona i nie widzę z niej mąki. Jest jeszcze wyjście takie, ze pojade do niego kupić mąkę i otręby. Nie sądzę, żeby dał cenę po znajomości (po rodzinie właściwie), bo za mielenie bierze normalnie, a w dodatku mi ostatnio o dychę za mało wydał. Może jednak zmienię młyn.
No i jak mi sie udało dziś trochę czasu znaleźć, to parę fotek ku potomności wrzucę:
Andżelina z e Stefanem - jedynakiem w roli kóz alpejskich (łażą po "alpie", co jesienia późna urosła na podwórzu i nie może sie doczekać na ruchy tektoniczne)
Słodziutka Zuzka, córeczka Wandy i moje "mleczne dziecko", bo cały czas jest na butelce, chyba, że mi się uda Wandę do ściany przycisnąć, nogę przytrzymawszy, coby dziecku cycka dała.
Zamyślony Zenon, bliźniak Zuzki, który ma o tyle lepiej, że mu matka cyca nie odmawia.
Mój mały pomocnik karmi Stefana trawką (w liczbie pojedynczej)
Jak już, to już
Te były robione podczas długiego łykendu, na który Córcia z Krakówka zjechała.
Najbliższa metropolia zzumowana ponad żółtościami.
Tak żółto, jak okiem sięgnąć i pachnie miodnie (teraz już śmierdzi)
A skróś tych żółtości psy mnie przespacerowywują. W ręce bukiet zrywany w ramach odchwaszczania, co nie zostało odchwaszczone, ku zachęceniu Wandy do udzielenia
Zuzi
miejsca w barze .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..