niedziela, 25 sierpnia 2013

Zuzia ma nowy dom

Od wczoraj. Po wielokrotnych próbach znalezienia nabywców na mleko, ewentualnie ser, stwierdziłam, że nie ma sensu trzymanie trzeciej kozy. Wystawiłam całą trójkę na tablicy i w anonsach, koziołki po raz kolejny.
W anonsach elektronicznych wyszło w piątek, w papierowych wyjdzie we wtorek. Ale już w sobotę telefon. Dzwoni starsza kobieta:
-Pani, ja w sprawie tej kozy, co pani sprzedaje. Jest jeszcze?
Ano, jest
-A pani mówiła, że za owies pani by wymieniała? To ile to tego owsa?
Nie wiem, po ile sprzedaje się tutaj owies, a tam u was nikt owsa nie sprzedaje, żeby się dowiedzieć?
Okazało się, że nie i się nie dowie.
Tylko wie pani, ta mała ma rogi.
-A to nie przeszkadza, u mnie kozy są wiązane, to nie ma kłopotu.
No, ale ona nigdy wiązana nie była.
-To się szybko przyzwyczai.
Stanęło na tym, ze wieczorem ma zadzwonić, żeby się dowiedzieć ile owsa.
A mnie walnęła na mózg moja głupota: Wała!, Zuzka  nie będzie uwiązana  stać w jakimś syfie.
Przypomniało mi się zaraz, że brat Świętego Franciszka, pytał kiedyś, czy Zuzka do sprzedania, bo Franek szuka kozy. Wtedy nie była, ale teraz... Pogoniłam do Władka, Władek zadzwonił do Franka i za pół godziny Franek przyszedł pooglądać Zuzkę. A za następne pół godziny Zuzka pojechała do Franka. Przynajmniej wiem, w jakich warunkach będzie, bo u Św. Franciszka kiedyś byłam i widziałam. Co prawda, Św. Franciszek ma trochę wiejsko- tradycyjne poglądy na chów zwierząt, ale przynajmniej w syfie u niego nie stoją i ogonów sobie nie obgryzają.
Starszy zaczął mi natychmiast dziurę w brzuchu wiercić, że " taka fajna Zuzka była, a ta sprzedała. A te śmierdziele trzyma". I tak mi do tej pory Zuzka w głowie siedzi. A śmierdzieli chętnie bym się pozbyła, gdyby ktoś chciał kupić.
Starszy ma w ogóle opatentowane podnoszenie mi ciśnienia.
Dziś rano wystąpił z przedmową: Wiesz co, powiedziałbym ci coś, ale chyba ci nie powiem. (Oho, myślę, ciekawie się zapowiada).
Nooo, wal!
Wiesz co, ale ty masz okropne pięty!
No, bo ja qrwa,nie wiem. Może nie widzę, ale czuję. Codziennie wieczorem muszę, po chodzeniu w tych kretyńskich kroksach, doczyścić pumeksem. No i pękają mi. A że mi nigdy wcześniej pięty nie pękały, to nawet nie wiem, co z tym robić.Zresztą nie mam czym nawet. Chyba.

Zrobiłam sobie przerwę - poszłam z psami. Już na podwórku zadziwiła mnie ABSOLUTNA cisza. Dawno takiej ciszy nie słyszałam. Słychać było tylko cykanie świerszcza. Ale potem odezwał się pies sąsiadów, zwęszywszy moje, a potem następny odpowiedział. No to zwiałam w głąb pół chcąc jeszcze posłuchać przez chwilę tej ciszy. I była. Nawet aut z szosy nie było słychać. Senność kompletna. Równoległą drogą szedł sobie na popołudniowy spacer pan Władek (Potem okazało się, że bardziej na kukurydzę, niż na spacer), a na sąsiednim polu żerowały bociany, więc zamysł spuszczenia psów, "żeby były szczęśliwe" padł. Bo czarna, która kocha wszystkich ludzi i nienawidzi bocianów zaraz by tam poleciała, a pan Władek padłby na zawał. Doszłyśmy do końca naszego pola, a tym samym do ściany kukurydzy i wróciły, znajdując po drodze ślady ucztowania Rudego.

Dziś, w ramach świątecznego odpoczynku: starłam maszynką marchew i seler do sosu pomidorowego, co się robi do słoików, podsmażyłam lekko i wrzuciłam, coby się razem trochę pogotowało. Nastawiłam konfiturę z miechunki - teraz jest na etapie zagęszczania syropu. Owocki czekają, wyciągnięte, w misce. I muszę je schować, bo wyparują.
Z kiedysiejszego owocowego urobku zostały mi jeszcze niezagospodarowane śliwki. Ilość była taka, że nie wiadomo co zrobić. Uświadomiłam sobie , że przecież jest już (prawie) jesień, są śliwki, to musi być drożdżowe ze śliwkami i kruszonką. No i jest. Są też bułeczki. Dziecko zawiedzione: "Dlaczego puste?". Bo zawsze możesz złapać jakiś słoik i dowolnym dżemem posmarować.
(Za oknem powstał jakiś straszny kurzy wrzask. Może Rudy zgłodniał?)
Jeszcze jedno pranie czeka na wyniesienie na strych, gdzie znowu nazbierało się prasowania.
I pełen zlew garów, a ja mam skłonności do przyjęcia pozycji horyzontalnej. Chyba jednak jakiś niż lezie i spadło ciśnienie. Momentami wieje mocno. I pewnie z powodu tej niskociśnieniowej senności taka cisza panowała, kurzym wrzaskiem przerwana.
Przyjęłam jednak pozycję horyzontalną, przy okazji znalazłam kota - po nocnym łajdaczeniu się (co on się tam może nałajdaczyć?!) zaginął, okazało się, że tym razem pod moja kołdrą. I śpi nadal, nie przeszkadza mu, że się obok pojawiły moje nogi.

Na marginesie sprzedawania kóz: Po wstawieniu Zuzki na tablicę dostałam takiego oto posta:
"wluczka02
siema jwona
masz kurwa ładna koza chce ja zamienić na moja obny tylko dobrze ruchała bo moja jest mistrzem testował ją mój byk :>
 odezwij sie cielaczku xd mam czołg ♥"
Powiem tak: ludzie ciągle mnie zadziwiają. Ile wysiłku są w stanie włożyć w to, by komuś dokuczyć, dopiec, idiotyczny, złośliwy kawał zrobić. Często planem całym ich działania poprzedzone. (Znalazłam bloga,założonego przez dwie panie, w celu wyżycia się na innej, przez którą rzekomo zostały "oszukane i wykorzystane". Oraz profil na FB, służący temu samemu celowi. Pełne wyzwisk, obelg i hejtu. Ile czasu właściciel tego profilu poświęca, skoro śledzi go na bieżąco i na każdy komentarz jest natychmiast odpowiedź. Nie szkoda życia?) Jak pięknie wyglądałby świat, gdyby ten wysiłek w przeciwną stronę skierować.
Osoba była podpisana imieniem Iza. Ale nie sądzę, żeby jakakolwiek Iza mogła taki tekst wyprodukować. Baby klną, opowiadają sprośne kawały (w babskim gronie), ale ich mózgi nie są obciążone taka tematyką, w taki sposób uzewnętrznioną. Zgłosiłam do moderatora. Konto już nie istnieje. Musi sobie biedaczysko znaleźć inną formę rozrywki niż pisanie bzdetnych postów, czy oddawanie czołgu za darmo.



5 komentarzy:

  1. A co to za sos pomidorowy z selerem i marchwią do słoików? Poproszę o przepis...A na pięty powinna pomóc maść z witaminą A albo moczenie stóp w krochmalu i ścieranie...Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepis znalazłam gdzieś w necie, robię trochę na czuja, podobnie jak ten, który robię czasem do obiadu, posługując się przepisem jako punktem wyjścia. Do tego poniżej mam ochotę dodać paprykę jeszcze.I nie dam cebuli.
      Tu jest link:

      http://www.se.pl/kobieta/gotowanie/sos-pomidorowy-do-makaronu-przepis-jak-zrobic-czego-potrzeba_207717.html

      Usuń
  2. Z pietami miewam ten problem w lecie kiedy chodzę w klapkach, ale kuracje w tym czasie mijają się z celem,bo wyczyszczone pięty są jeszcze bardziej narażone na twardnienie i pękanie, no chyba że będziesz cały czas chodziła i spała w skarpetach .Co robię - po wymoczeniu nóg usuwam maszynką do czyszczenia pięt (można jednorazową maszynką do golenia- tylko delikatnie żeby się nie pokaleczyć) zrogowaciały naskórek i grubo smaruję kremem do pięt scholl-a, dla mnie ten daje najlepszy efekt , ale jak nie mam bo jest dosyć drogi a trzeba go dużo , to może to być jakikolwiek byle nawilżał.Następnie ubieram skarpety, trzeba powtarzać smarowanie kilka razy dziennie , w nocy też skarpety, bo inaczej cała praca nad piętami idzie na marne bo smarowidło wycieramy w klapki albo pościel.No i tak w koło , bo jak już doprowadzimy te pięty do jakiegoś tam stanu to ubieramy klapki i znowu są wstrętne - wniosek sam się nasuwa w lecie tego nie robię a jak idę między ludzi to ubieram adidasy. A mąż niech podnosi głowę do góry i nie ogląda pięt , są pewnie ciekawsze widoki.Kiedyś w aptece starsza Pani poradziła mi tłuszcz gęsi , twierdziła ,że nie ma nic lepszego, nie wypróbowałam bo nie miałam. Krystyna

    OdpowiedzUsuń
  3. moje doświadczenia sa takie, że po maszynce do pięt jeszcze bardziej odrastają i twardnieją. Wszystko przez kroksy - odparzają.Wyrzuciłam, przeprosiłam drewniaki.
    Pięty trzeba smarować olejem rzepakowym ale najpierw wymoczyć w ciepłym oleju rzepakowym, ot, podgrzać w kąpieli wodnej i posiedzieć wieczorem przed telewizorkiem, a potem do łózia ( w skarpetkach). No i pozostaje nieśmiertelna maść tranowa - szybko i skutecznie.Można od niej zacząć, jest w każdej aptece. Bez maści tranowej nie da się żyć, nawet rany goi błyskawicznie. Sorki, możesz pedikuru nie robić,albo depilacji, ale pięty musisz ogarnąć, przecież w gospodarstwie skaleczyć nogę to nie problem, a jak się wda jakaś infekcja, to klapa. Zresztą nie jesteś wiejską babą żeby z popękanymi piątami chodzić.Tak wpadłam niechcący, ale nie mogę nieporadzić.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisz ,czekam codziennie na ten serial ;) Czyta sie fajnie i tak jak bym tam z Toba mieszkala ...Z gory przepraszam za to bezposrednie "Ty " i bledy ort.,ktore napewno bede robila ;) Jestesmy w podobnym wieku ,chociaz teraz to niewiadomo kto kiedy na ta emeryturke idzie ...no ja wedlug polskich norm ,to jeszcze kilka lat bym musiala czekac ,ale mam w moim wieku kolezanki ,ktore juz sa emerytkami od kilku lat ,ale zalapaly sie na ta wczesniejsza emeryturke i sa szczesliwe ,ze nie musza sie stresowac juz widmem zwolnien z pracy ....Ciekawi mnie czy dostalas w spadku ta gospodarke ,czy moze wybralas sobie taki pomysl na zycie na emeryturze ,a moze ciagnelas od zawsze to i to ? Ps: z pietami tez tak mam jak przychodzi lato :( niestety :( Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..