niedziela, 8 września 2013

kyrk na colkach

czyli kyrk na cółkach, czyli cyrk na kółkach. (wybrałam sobie czcionkę, która nie ma polskich liter i się domyślajcie)

Kyrk zaistniał z powodu Klementyny, ale nie tylko.

Klementyna szaleje z psią sową, a Pan Kot siedzi pod łóżkiem i obserwuje intruza.

Przyniesiony przez Dziecko kociak okazał się wielce sensownym stworzeniem pci żeńskiej.Bawi się przyzwoicie, nie gryzie, nie drapie, nie lata po ścianach. A co najważniejsze, wie do czego służy kuweta. Błyskawicznie zapamiętała gdzie stoi i sama w ciągu dnia do niej pomaszerowała. Co prawda, raz jej się udało siknąć na mój szlafrok, który, przygotowany do prania, leżał w łazience na podłodze niedaleko kuwety.
Przyniesiona z piwnicy, gdzie spędziła pierwszą noc w pudełeczku, została zapoznana z psami. Czarna dostała w pysk z lekka. Przyjęła z godnością i jest, jak ma być. Natomiast Mała, która uważa się za księżniczkę, bywa fumiata i obrażalska, wystartowała do kocięcia ostro, dostała w pysk z psykiem, aż trzasnęło i poszła obrażona. Dobre i to. Teraz zachowuje się, jakby kocię nie istniało. Pokazuje, że olewa system, w którym coraz to nowe stwory pojawiają się na jej obszarze. Przed chwilą zastałam ją w kuchni na stole. Może to cykor przed kolejnym strzałem (kocie do niej prycha, do Czarnej -nie) kazał jej się ewakuować w bezpieczniejsze miejsce. 
A najgorszy w tym wszystkim jest Pan Kot. Chodzi i warczy, ucieka przede mną, jakbym to ja była głównym sprawcą zamieszania. Warczy nawet na rękach. Wczoraj był dla bezpieczeństwa zamknięty w moim pokoju. Wcale mu to nie przeszkadzało, bo większość dnia przespał. Dziś puściłam luzem obydwoje, obserwuję zza winkla. Kicia chętnie by się pobawiła, Pan Kot zmyka przed nią . Momentami nawet nie warczy, tylko przycupnięty obserwuje. 
Wytaszczyłam z kąta domko-drapak, który, wykonany przeze mnie własnoręcznie dla Pana Kota, został przez niego totalnie zignorowany. Zresztą za chwilę już się w nim nie mieścił. Wsadziłam Klementynie miskę z jadłem. Chętnie wskoczyła i posiedziała tam chwilę. Po czym Kot pilnie i z rezerwą go obwąchał.
Klementyna ma strasznie ciekawe umaszczenie: niby jest buraskiem, ale nie ma tygrysich prążków, tylko takie dziwne pasy ciemne, układające się na bokach w koła. I uszka ma prześmieszne - sztywne i na końcach odwinięte.

Na okoliczność przytaszczenia kocięcia przez Dziecię nocą odbyła się dyskusja, co z nim zrobić
W pierwszym odruchu Dziecię miało zamiar wsiąść w auto i odwieźć kocię na miejsce, z którego zaczęło za nimi biec. 
-No, to po co go w ogóle brałeś. Trzeba było zaraz odgonić.
-Bo, na początku to nas bawiło, że tak biegnie i nadąża. No, a potem przestało być śmieszne.
-Jak go teraz, po nocy, chcesz odwozić. Zaraz go coś zeżre, albo pod auto ci wlezie.
-To go zatrzymajmy do jutra, a potem może ogłoszenie damy.
Po czym chwile pomilczało i rzekło: Całego świata nie zbawisz.
-Całego nie, ale ten kawałek, co od ciebie zależy - możesz.

Rano Starszy zaczął rozwijać mongolskie teorie (których autorem była cioteczka, a on powtarzał za nią , jak za panią matką), że dzieci poszły do szkoły, a kocię zostało wyrzucone (bo obżerało rodzinę) z informacją dla dzieci - "kotek gdzieś zginął". No cóż, teorie spiskowe są specjalnością niektórych. Zresztą - może oni lepiej znają mentalność swoich ziomków. 

Zobaczymy, jak się w końcu ułożą stosunki między nią a Panem Kotem. Jak się ułożą, to zostanie. Jak się nie ułożą, to za tydzień pojedzie do KRK. Ale obawiam się, że Dziecko I nie jest do końca przekonane co do posiadania kota ("Ale wiesz, że jak pójdę do pracy, to będzie zamykana w kuchni? No przecież mam skórzana kanapę za ciężkie pieniądze i może ją zniszczyć") Pan Kot jest super psujem. Straty i zniszczenia przez niego spowodowane w mieszkaniu w ciągu roku jego tu przebywania, przewyższają wielokrotnie zniszczenia spowodowane przez psy w ciągu lat dziewięciu. W zasadzie miałam szczęście do psów, bo żadne buty, nogi od krzeseł itp nie zostały zdewastowane. Jedynie Czarna lekko nadgryzła szmacianą obszywkę przy dziurkach w nowozakupionych, zimowych Caterpilarach Dziecka. Co doprowadziło Dziecko do szału, bo ono jest, mimo wszystko perfekcjonistą. ( najbardziej śmieszy mnie, jak w jego pierdolniku panującym w warsztacie wezmę jakieś narzędzie i, nie daj Boże, odłożę je w inne miejsce niż było. Granda wtedy straszna)
Na razie Pan Kot skrada się za kocięciem, przycupuje po kociemu w pewnej odległości i obserwuje. Bez warczenia. Zobaczymy. Ale pilnuję nadal, żeby nie wyszedł na zewnątrz, bo może nie wrócić.

Cieszyłam się, że pola puste (tylko kukurydza, która zaczyna mnie osaczać), droga wykoszona i można wreszcie dłuższe spacery z psami odbywać. Krótko. Po wczorajszym radłowaniu pola, wzdłuż którego spacerujemy, Starszy zakomunikował, że na końcu istnieją 2 lisie jamy. No i spacery się skróciły. Za tym polem jest kukurydza, więc i tak bym do końca nie dochodziła. Nigdy nie wiadomo, co w tej kukurydzy siedzi. W przyszłym roku będę mieć kukurydzę tuż za domem. Nie wiem, gdzie i jak będę chodzić. (Pewnie z duszą na ramieniu) Ale będę musiała, bo będzie się ciągnęła wzdłuż całej drogi, którą chodzę do sadu i na grządki. Nie mam innej drogi. Psia krew.

W obórce też lekki kyrk. Stefan został pozbawiony męskich dekoracji. W związku z czym biały musiał zostać uwiązany, żeby go nie molestował. Nawet szybko się pogodził z niewolą. Stefan zaczyna dochodzić do siebie. Dzisiejszą noc już przespał na leżąco i zjadł owiesek na śniadanie. Wczoraj stał jak mumia, a odpoczywał klęcząc na przednich kolankach, z dupką do góry.
Trzeba wykorzystać piękna pogodę i wyprowadzić towarzycho na łono.
------------------------------------------------------------------------

Pan Kot warczy nadal. Odbywają się gonitwy po domu: Pan Kot ucieka, Klementyna go goni. Sajgon po prostu. Nie wiem, czy nie wyniosę pindy do piwnicy na noc, ale mi jej szkoda.
(Szkoda, że siebie mi nie szkoda. Bo spokoju nie będzie na razie.)
Pinda żarłoczna jest. Opędzlowała swoją kolację. Pan Kot obrażony jest nieco i wqrwiony, więc nie je. No, to pinda wskoczyła sobie na parapet (Pan Kot dostaje jeść na parapecie. Gdyby  jego miski niżej stały , to moje psy byłyby już kwadratowe - zwłaszcza Czarna, która wiecznie jest głodna.) i opędzlowała miskę Kota.
Nastała cisza. Pinda śpi ze Starszym, na jego ręce. Pan Kot zrezygnował z atakowania drzwi i się gdzieś zadekował. Czarna w pokoju na kanapie, a Księżniczka -  na ziarnku grochu, czyli na poduszkach ułożonych na kołdrze na moim łóżku.





2 komentarze:

  1. Mnie się w tym roku kot jeszcze nie trafił i dobrze bo mam już naście rezydentów...

    OdpowiedzUsuń
  2. masz bardzo wrażliwe dziecko...jak to młodzi dzisiaj mówią..SZACUN

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..