Porządek musi być.
Niestety nie ma tego porządku, tu gdzie powinien być. I pewnie nie będzie. Wszystko stoi na głowie.
No, to na dzisiaj zaplanowałam zrobienie porządków w obórce. Raz: po wczorajszych Wandy przebojach brzusznych, 2 -po zapachach narozsiewanych przez chłopaków z powodu rui Andżeliny, 3 - po muszych pstrzeniach letnich, 4 -że jutro przyjedzie wet pozbawić męskości Stefana, 5- że do jesieni idzie, a ciepła trzeba, żeby wyschło.
No, to chłopaki zostały wyprowadzone za druty, dziewczyny do ogrodu. A w obórce najpierw powynosiłam wszystko, poodkręcałam karmidła (przy czym mocowanie na wkręty zmów pokazało swą wyższość nad mocowaniem na gwoździe - jedno karmidło było na gwoździach i zostało zniszczone), "zadrabinkę" chłopaków (muszę im upleść siatkę, za dużo niszczą siana). Potem były widły, łopata i miotła, potem był karszer, a potem wapno. Częściowo malowałam wałkiem, który jest ostatnim narzędziem do malowania wapnem, więc schlastana byłam równo, po oczach tyż. Poszłam przepłukać natychmiast, bo niestety - nie dało się zignorować wapna w oku. Wapna wychodzą ogromne ilości i pylicy można się nabawić przy rozpuszczaniu. Dziecko chciało mi kupić takie już gotowe w kubełku. Ale i tak mi sypkie jest potrzebne, a występuje tylko w 25-kilowych workach, to stwierdziłam, że nie ma co się rozdrabniać.
Pod koniec umyłam karszerem karmidła - te zdjęte i nowe, które zrobiłam z plastykowych pojemników 10-cio litrowych. Wyglądają jak te gotowe, a kosztują nic. Przy karszerowaniu tych karmideł podkusiło mnie trzymać jedno w ręce. Efekt - "zmyta" karszerem skóra na palcu. Bo oczywiście, w galopie zapomniałam, że miałam ubrać rękawiczki. Ręce po tym wapnowaniu takie trochę nie moje. Szczęściem miałam resztkę kremu z Neutrogeny, regenerującego do rąk. No, ale gdybym nie zapomniała, że miałam ubrać rękawiczki, to nie byłby potrzebny.
Zadanie było już prawie wykonane, ale posadzka jeszcze schła. Poszłam do stodoły "sprzetakować" tę cudowna mieszankę, która po 50zł za 100kg sprzedała mi sąsiadka. W pewnym momencie słyszę dzikie kwiki, wyglądam - Olunia od pani M., z koleżankami goni psa, ze smyczą w ręce. Za chwilę - tupu - tupu - przybiegły koziołki, które były za drutami. Okazało się, że pies wpadł za druty i zaczął je ganiać. Musiał je porządnie wystraszyć, skoro poszły na druty, do których zwykle nawet się nie zbliżają. Wściekłam się do białości i poleciałam opierniczyć gówniary. Nawrzeszczałam na nie równo. Pojawiła się prababcia i okazało się, że smarkatą naszło na spacery z psem. Z psem, który całymi dniami siedzi na łańcuchu, nigdy nie był prowadzony na smyczy i chodzić na smyczy nie umie. Zresztą, nawet go nie zapięła, bo najpierw odpięła łańcuch i natychmiast jej zwiał. To juz drugi wqrw dzisiaj z powodu gówniarzy. Pierwszy był rano, gdy zaprowadziłam chłopaków za druty. Znalazłam
za drutami
mnóstwo jabłek . Owszem, w sadzie są jabłonie i często jabłko daleko od jabłoni pada. Ale nigdy pod wiśnią.
Wydałam trochę kasy na to ogrodzenie, żeby mieć spokój z pilnowaniem kóz. No i żeby mogły być jak najwięcej na powietrzu, jeżeli aura pozwala. A teraz się okazuje, że rozwydrzone bachory, puszczone samopas, bez żadnej kontroli i żadnych wpojonych zasad, uprzykrzają mi życie. Nie będę niewolnikiem bachorów, a raczej ich mamuś, które mają w d... wychowywanie swoich dzieci i jakby coś jeszcze to zrobie taka grandę, że baby będą miały przez pół roku o czym gadać. Lotto mi tto. Z sąsiadami bliższymi czy dalszymi i tak stosunków towarzyskich nie utrzymuję. Czasem zdanie zamienię o pogodzie. Najwyżej będzie o to jedno zdanie mniej. Mam mieć spokój, a nie myśleć, co tam ze zwierzakami się dzieje. Ja staram się,żeby moje zwierzęta nikomu szkody nie robiły. Psy są wyprowadzane na sznurku, kozy dopilnowane. jedynie te 5 kur łazi, gdzie chce i zdarza im się obdziobywać u sąsiadów pomidory.
Skąd w ogóle te kozy? No, z Górki, w ajencji je mam, od Braciszka. Po co?
Jak się wybierałam na emeryturę, to sobie wymyśliłam, że pieprznę tym wszystkim, oleję system i wyjadę do Córki. Ale to nie był dobry pomysł, do czego doszłam po wnikliwszym rozważeniu plusów dodatnich i plusów ujemnych. Ona jest sama i często jej to doskwiera. Ale ze mną na cały czas nie byłoby dobrze. I mnie tez nie byłoby dobrze. Każdy potrzebuje trochę przestrzeni dla siebie i swobody. Zwłaszcza później.
Kozy mi tak, niezależnie od innych pomysłów, po głowie łaziły. Zaczęłam szukać. Nawet z Braciszkiem zapuściliśmy się w dzikie Bieszczady, gdzie już diabeł dobranoc mówi. Ale nam nie odpowiadało. W końcu, gdy po wylaniu do zlewu kolejnej butelki mleka UHT, które w terminie jeszcze będąc, już mocno nadśmierdło, chciałam tych kóz jeszcze bardziej, na podwórku pojawił się czerwony Trailblazer. Z bagażnika wysiadła Andzia ze swą czarną córką, która wtedy nazywała się Kasia. Obórka została przystosowana błyskawicznie. Potem dostosowana, bo Wandzia nadal wisiała na cycku, a nie o to chodziło.
Potem zaczęły się różne takie cuda, bo okazało się, że kozy powinny być zarejestrowane, a nie można. Ale w końcu się udało. Biżuteria jest, ale leży, bo nie ma kto założyć. Jeden wet nie zakłada, myślałam, że ten do krów - ale nie, bo zepsuła mu się kolczykownica - no, majątek, aż 50zł dołożyć do warsztatu pracy się nie opłaca. Swoją drogą- ciekawe, jak oni funkcjonują i na swoje wychodzą w tym brudzie i smrodzie po państwowej lecznicy. Żywego ducha tam nigdy nie ma, czyli klienta i kupić tez nic nie można, bo nie mają, bo się nie opłaca, bo się nikt nie pyta. A ciekawe, że u"Huberta", jak nie mają, to na drugi dzień mają, choć pewności nie mają, że jak się pytałam, to na pewno wezmę. Podobno inseminatorzy kolczykują, ale w necie nie istnieją, więc nie wiem jak ich szukać. Pójdę do sąsiada, który ma krowę, to może ma telefon do takiego. Znajomy Dziecka, który hoduje świnie, ma własne maciory i knura (wszystko niekolczykowane) więc inseminator mu niepotrzebny. A ciekawe znowu, jak ubojnia kupuje niekolczykowane sztuki?
Kozy są zarejestrowane na Starszego, bo on z dawna miał numer siedziby stada. Ja jestem rolniczka z automatu - jak się wychodzi za mąż za rolnika, to automatycznie zostaje się rolniczką. W czasie, gdy mi się to przytrafiło, skutek natychmiastowy był taki, że straciłam kartki na mięso. I tak mi to mięso ogólnie lattało i nigdy po kolejkach żadnych nie stałam, żeby nabyć. Czasem można było na coś wymienić. Ale krew nagła mnie zalała na ten tychmiast. Rolnik miał wyżywić się sam. I żonę tyż. No, a jak ten rolnik uprawiał głownie marchew albo kukurydzę, to co, miał karmić rodzinę ta marchwią?
Stwierdzam, że rolnik był zawsze i jest nadal obywatelem gorszej kategorii. A w dodatku media, na zasadzie napuszczania jednych na drugich, tak jak : "jak to tym nauczycielom dobrze, gówno robią a kupę kasy zarabiają" tak samo i: "jak to tym rolnikom dobrze, tyle kasy z dopłat unijnych biorą". A prawda jest taka, że rolnik jest dudkany na prawo i lewo.
Sąsiad ma plantacyjkę rabarbaru i umowę podpisaną z firmą O.K. Wzięli od niego pierwszy zbiór po 40gr za 1 kg. Podczas gdy w sklepie kilogram rabarbaru kosztował 3,50. Powiedzieli że drugiego zbioru nie chcą. Umowa kontraktacyjna obowiązuje w jedną stronę, jak widać.
Plantator malin dostaje w skupie 6zł za kilo. A na imbramie w KRK są po 12zł za pół kilo.
W czasie żniw rzepakowych cena rzepaku leciała w dół z dnia na dzień po 100zł. Teraz drożeje. A kto na tym zyska? Przecież nie rolnik.
Albo takie teksty: "rolnicy windują cenę żywca". Nie pamiętam, żeby rolnik miał kiedykolwiek coś do powiedzenia w kwestii ceny skupu żywca. Co najwyżej mógł obdzwonić kilku odbiorców i zawieźć tam, gdzie płacą najwięcej i najszybciej. Bo jest jeszcze kwestia taka, że rolnik nigdy nie dostaje zapłaty za swój towar "od ręki". Minimalny czas oczekiwania to dwa tygodnie.
Jeżeli rolnik sprzedaje swoje produkty bezpośrednio konsumentowi, to jest to w zasadzie nielegalne. Odchowanie i skonsumowanie świniaka jest nielegalne. Powyżej 80 kur trzeba płacić podatek w US ryczałtowy od zysku z jaj. Czy sprzedajesz, czy nie. Chory kraj. Chore to wszystko. Chore wdrażanie dyrektyw unijnych przez niedouczonych, łasych na kasę urzędasów.
Dlaczego francuskiemu ( np.) rolnikowi wolno więcej? Może sprzedać wytłoczoną przez siebie oliwę, przed domem albo na ryneczku. Może sprzedać sery. Może sprzedać wino.
A my? Zawsze byliśmy, jesteśmy i będziemy zadupiem Europy, wypinającym pierś jak kogut liliput i zasłaniającym się "krwią i blizną", która dzisiaj już wszyscy mają gdzieś. Bo się dzisiaj "krew i blizna" już nie liczy. Tylko PKB na głowę mieszkańca.
A, zanosi się na kotki dwa. Dziecko było pobiegać i przywlekło kota, który kilometr za nimi biegł. Kot wygląda na zadbanego, ale głodny był niemożebnie. Zeżarł podwójna dawkę łyskasa i jeszcze łepetynę pchał do puszki. Zaznajomiłam go z kuwetą, ale potraktował ją jako miejsce do siedzenia w kucki. Wzięty na kolana i podrapany za śmiesznym uszkiem włączył taki traktor, jaki się domowemu kotu nie zdarza. Żeby nie zadrażniać i noc przespać ( bo kot dał na dzień dobry psu po nosie, po czym pies się zawinął i zmienił M.P.), kot został eksmitowany do piwnicznej kuchni z wymoszczonym pudełkiem. Na ten czas drze tam twarz, ale nie ma innego wyjścia.
Poszukiwanie pudełka dla kota zaowocowało plusem dodatnim w postaci odnalezionego sekatora, spisanego na straty w ub.roku.
I gdzie tu jakiś porządek?
A ja się wstawię za dziewczyną, co chciała wyprowadzić psa- może nie rób jej afery, a podpowiedz, żeby smycz przypinała przed odpięciem łańcucha ?
OdpowiedzUsuńCo do buszowania dzieciaków w sadzie- zgoda, że wkurzają, ale z drugiej strony chyba wszystkie w dzieciństwie to robiły ?(ja nie, ale zawsze byłam odmieńcem :))) Przegonić, ale bez wszczynania trzeciej światowej, o ile się tak da.
U mnie (lubuskie) rolnicy sprzedają na ryneczku mleko, sery, jajka, warzywa- robią to nielegalnie ??? Chętnie się u nich zaopatruję, nawet mleko na ser targam co sobotę w pięciolitrowych bańkach. Niestety, tylko krowie, nikt nie ma koziego.
Nie jestem przeciwna buszowaniu po sadzie, nich sobie buszują, nawet niech sobie korzystają z owoców-wystarczy dla wszystkich. jestem przeciwna temu, że niszczą i szkodzą. Metalowy grill przewrócony na ogrodzenie z prądem, jabłka nawrzucane do kóz, podczas, gdy ja na dzień dobry zbieram wszystkie.
UsuńDziewczyna dostała zjebkę. pies ganiał koziołki po ogrodzeniu, dobrze, że nie pokaleczył. Dzieci nie prowadzają psów na smyczy, chyba, że i pies i dziecko są od zarania do tego wdrożeni. Pies z łańcucha nie nadaje się do prowadzania na smyczy raptem. Musi być uczony od szczeniaka, dzień w dzień, nie raz na rok, przy okazji szczepienia.
A mnie się spodobały te dwa koty...
OdpowiedzUsuńKiedy 14 lat temu przeprowadziłam się na wieś- z własnego wyboru-,to u rolników czy z gospodarstwa czy też na ryneczku można było kupić mleko, jajka czy drób lub świninę.Dzisiaj nie ma nic , sami kupują mleko w katonie ,kurczaki w częściach a nawet jajka.Ja po jajka jeżdżę na drugą wieś, do starszej gospodyni ,której chce się cokolwiek hodować.U siebie słyszę , że się nie opłaca , dla siebie?... mając swoje zboże , ziemniaki.Po prostu się nie chce.Prze ten czas kiedy mieszkam na wsi widzę , że rolnikowi jest coraz lepiej i coraz więcej narzeka.Sąsiadki syn poszedł do pracy do miasta - wytrzymał niecałe 3 miesiące - jest po studiach - stwierdził , że to wyzysk bo trzeba wstać o 6 rano ,potrącają składkę na emeryturę, na zdrowie -zbyt wysoką i szybko wrócił z powrotem na rolę.
OdpowiedzUsuńJa osobiście nie znoszę narzekania ,swoje przepracowałam , mam emeryturę i jest fajnie.
Dam Tobie taki przykład - moje składki emerytalne , które musiałam płacić były kilkanaście razy wyższe od tych , które płaci rolnik , a emeryturę mam tylko 4 krotnie wyższą od rolnika.Ale ja nie narzekam.
Przepraszam za taki długi wpis ,podchodziłam do Twojego wpisu kilkakrotnie , aż nie wytrzymałam, z tego co piszesz to jesteś osobą wykształconą a taka zaściankowość.Pozdrawia Krystyna
po1. Realne dochody przeciętnego rolnika są adekwatne do składki jaką płaci. Z tym, że oczywiście powinna być zróżnicowana
UsuńEmerytura rolnicza wynosi 800zł, tak, że gratuluję emerytury.800zł, to kwota za którą ani żyć, ani umrzeć. Jak ma 75 lat dostaje 100zł netto więcej. Przy czym na ogół na leki wydaje ok 300zł mies.jak mój mąż. Często są to osoby samotne i utrzymują za to dom: gaz. węgiel, prad.
po2. Czym się przejawia moja zaściankowość? Tym, że hoduję kozy?
Z tego co wiem, w dzisiejszym czasie kozy hodują albo całkiem zacofane baby i wtedy te zwierzaki stoja w syfie totalnym i baba jojczy Pani, ja nie będę tego trzymać, To daje szklankę mleka. Albo ludzie inni inaczej, na ogół wykształceni, którzy te zwierzęta traktuja troche jak domowe psy, czy koty, tyle, że przy tym dające mleko.
Że na wsi teraz nie ma prawie nic, to chyba nie tyle wina rolników, ż eim się we łbach poprzewracało, a wina kretynskiego systemu, gdzi erolnik hodujący świnkę, żeje w stresie, że ktoś mu się dopieprzy, co do mwarunków utrzymania i wpływu na środowisko. Podczas, gdy olbrzymie farmy karmią antybiotykami (nikt nie bada), zatruwają środowisko i jest OK. Bo maja kasę i znają kieszenie do których mozna ją translokować.
dziękuję serdecznie za odpowiedź, ale nastąpiło wielkie nieporozumienie,bardzo proszę, w moim imieniu, uścisnąć kopytka swoim kózkom,są to przesympatyczne zwierzaczki i bardzo niedoceniane,szacun dla hodowców kóz.Moja "zaściankowość" odnosiła się do jęczenia rolników- jacy oni są biedni- a jak już poruszyłaś temat emerytury to sprawdziłam ,że aktualnie rolnik na gospodarstwie do 50ha płaci miesięcznie 83,00 zł składki tzn , że otrzymuje 10 krotność płaconej składki ,ja płaciłam przeszło 1000,00 zł miesięcznie składki na emeryturę - więc powinnam dostawać 10.000,00.Ale
OdpowiedzUsuńja nie narzekam.A co do warunków hodowania zwierząt to osobiście widziałam w jakich warunkach stała krowa , kiedy pojechałam po mleko, kiedy pan rolnik nie mógł przyjechać i tak przestałam kupować mleko.
Oczywiście takich ludzi kochających zwierzęta i dbających o nie , jak ty,jest trochę ale cały czas zbyt mało i pewnie dlatego rygorystyczne przepisy.Pozdrawiam Krystyna