wtorek, 29 października 2013

czasu zmiana

dopadła mnie jak co roku. Im więcej wiosen na karku -tym bardziej uciążliwa jest. Nie znoszę krótkiego dnia. Po zapadnięciu ciemności jestem senna, nieprzytomna i nie nadaję się do twórczego działania. Tak było od zawsze. W studenckich czasach potrafiłam paść twarzą w podręcznik w pełnym rynsztunku i zbluzgać koleżankę, która próbowała mnie obudzić, bym położyła się jak człowiek. Inna rzecz, że w akademiku, w pokoju z jedną żarówką u sufitu, nauka była możliwa tylko na łóżku, w dodatku moje było pod piętrówką -idealne warunki do spania, a nie nauki.
Gdyby tej zmiany czasu nie było, dzień by się skracał systematycznie i człek by się pomału przyzwyczajał. A tak -szok: nagle znika godzina dnia. Listopad i grudzień to najtrudniejsze dla mnie miesiące. Od połowy listopada czekam na wigilię. Nie żebym uwielbiała święta. (Wręcz przeciwnie, bo święta to dość żałosna u mnie, obowiązkowa impreza, z gośćmi, których gościć muszę, a nie tymi, co bym chciała.) Po prostu od Wigilii mniej więcej dzień zaczyna rosnąć i patrzę, jak głupia, ile minut już przybyło.

Tymczasem, w mojej wiejskiej parafii, w ub. piątek zaczęły się misje. Starszy jakoś tam chodzi na te nauki i ze zgorszeniem patrzy, że ja i Dziecko nie. Oraz daje upust swoim, na nasz temat przemyśleniom, jak zwykle w sposób, po którym muszę mocno trzymać się za język, żeby nie było awantury. W niedziele poszliśmy wszyscy na sumę. Dodam, że program misji jest przebogaty. W niedzielę były msze 4, każda zajęła ok 2 godziny, z naukami. Na 7.00 dla kobiet, na 9.00 dla dzieci, na 11.00 dla mężczyzn i potem jeszcze na 15.00, z której wrócili o 17.00. W kościele byli prawie sami panowie, kobiet 5 i jedno śpiewające dziewczę. "Misjonarzem" był jakiś emeryt z Ostrowca. Kazanie , jak zwykle ze wstępami i odskokami w bok, zanim przeszedł do meritum. Mikrofon był nastawiony na ful, tak, że w uszach dzwoniło, jak się do niego darł. Oczywiście nie obyło się bez wqrwu, gdy usłyszałam, że w szkołach propaguje się ideologię gender oraz w szkołach i przedszkolach rozwija się prostytucja. Nie jestem w szkole od roku, ale wcześniej żadnej ideologii, oprócz tej "ucz się, bo wstyd być durniem" nie propagowałam. Nigdy i ŻADNEJ. Oprócz tego, że należy być uczciwym, pracować uczciwie i nie zakopywać talentów. O ideologi "gender" dowiedziałam się na kazaniu i tyle o niej wiem, że coś takiego jest. Podejrzewam, że ten ksiądz wie tyle samo, oraz , że "jest be". Mówiąc o "prostytucji w przedszkolach" powinien dodać, "a księża zaglądają ministrantom do rozporków". W pewnych sytuacjach ( jak w tej chwili głośny Gil i nuncjusz) powinno się pewne tematy ominąć z daleka, albo zająć wobec nich godne stanowisko. A nie robić zasłonę dymną wskazując, że ktoś inny jest upaprany. (Najśmieszniejszy dla mnie był pewien rodzimy księżulo, pozostający na przymusowym urlopie w rodzinnym domu za ekscesy damsko-męskie z licealistką, który w kazaniu, na zupełnie inny temat zresztą, rozwijał z przejęciem i świętym oburzeniem sprawy szóstego przykazania!)
Na koniec była śmiechawa, bo proboszcz odczytał, w ogłoszeniach duszpasterkich, "List poparcia dla arcybiskupa Michalika". W związku z "nagonką w mediach" na jego osobę, po wypowiedzi dla dziennikarza o molestowaniu nieletnich. I od 1.11. będą zbierane podpisy! Że arcy-biskup bełkocze, wypowiada się zdaniami budowanymi w typowy dla księży sposób (pół zdania na jeden temat, pół na inny, w innej formie czasownikowej, równoważniki zdań, imiesłowy nie na miejscu, ogólnie chaos, bełkot i słowotok), każdy wie, kto go słuchał, w dodatku na żywo i w dodatku w bezpośredniej rozmowie (a miałam tę okazję). Jest tam w kurii jeden taki biskup, nie arcy, który potrafi mówić po polsku i rozmawia z ludźmi normalnie, nie z pozycji arcy-paniska, na którą to wspiął się z wiochy dechami zabitej.
Ogólnie, na wszelakie nauki nie chodzę, bo mierzi mnie forma tych nauk. Bzdury, które opowiadają na naukach dla kobiet. Bez sensu i z żadnym związkiem z rzeczywistością. Niczemu nie służące, a często podane w sposób oburzający.
Syn wyszedł oburzony i wściekły. Powiedział, że najchętniej w ogóle by do kościoła nie chodził. Najciekawsze jest ciągle to, że Papież swoje, a nasi księżulkowie i hierarchowie -swoje. Papież mówi, że biskupi powinni się zastanowić, co mówią - a u nas list poparcia. Papież krytykuje długi kazania - a u nas kazanie 3 kwadranse o wszystkim i niczym.
W dodatku, wymyślono ostatnio budowę "domu przedpogrzebowego". Tuż obok kościoła. Moim zdaniem bez sensu, bo jeżeli już, to na cmentarzu. A jeżeli ma to służyć tylko na przechowanie ciała do momentu pogrzebu - to jest olbrzymi punkt katechetyczny, który stoi pustką. Nic się tam nie dzieje, ostatnio nawet przyjęcie nowych ministrantów było przy ognisku, nie w punkcie. Można zaadaptować. Będzie mniejszy koszt niż planowane 350 tysięcy. Zbiera sie po 50zł od rodziny co miesiąc. Biorąc pod uwagę, że we wsi jest na prawdę wiele rodzin, które mają poważne problemy z dochodami uważam, że jest to niemoralne.
No, i to by było na tyle w tej kwestii.

Zwierzyna nie ma zegarków, więc nie miała co przestawiać. Zatem ja musiałam się przestawić na chodzenie o godzinę wcześniej do nich. Zresztą, nie wiem, czy w związku z tym,że ciemności wcześniej, to ja wcześniej spać idę, czy w związku z bólem nogi oraz innych kończyn - spać nie mogę, więc wstaję tez dużo wcześniej w tym nowym czasie.

Wczoraj było pięknie i ciepło nadal. Nie było jakiś większych akcji, więc tak trochę się szwendałam. Tu pograbiłam, tam podmiotłam. Kozom zrobiłam manicure. Ostatnio było robione 19.08, a pazurki miały już haniebnie popodwijane. Co miesiąc ciąć?
Klementyna przylazła, pomruk z siebie wydając gromki. Podgryza mnie, a to po brodzie, a to po palcach, na klawiaturę się pakuje. Małe szkodniczysko, ale jakie przyjemne. Doniczkę kwiatka u mnie na oknie musiałam opatulić siatką, bo ziemię, po przesadzeniu, zawzięcie wydrapywała na parapet. Stoi w tej chwili na zlewie i kombinuje, jak by tu wskoczyć do szafki z suszarką na talerze. Rano, gdy stwierdzi, że już pańcia się naspała, włazi mi na klatę, traktorzy i podgryza po brodzie. Nie pośpi człek za długo. Psy ja ignorują, ale jedno ostrzeżenie od Czarnej już dostała, gdy się usiłował do jadła zdobycznego pierwsza dopchać.

Dziś dzionek wstał przepiękny. Wieczorne wichrzysko nie nawiało jednak deszczu, jak myślałam. Dziecko ma zaplanowane prace remontowe przy aucie, a ja będę musiała pojechać do mieściny, dokupić jeszcze jakieś pierdułki do kwiatków, z których mam zamiar własnoręcznie stroiki na groby wykonać. W tym roku juz na cztery. Bracisko będzie przejazdem w czwartek, to się z nim zabiorę, żeby ozdobić. Pani Pe. zaznaczyła swą "dbałość" ustawiając wiecheć i świeczki na Dziadkach i Alusi, ale poza tym palcem tknięte nie było. Bracisko wczoraj pomyło, jako, że auto mu padło i do lasu nie pojechało. Wsparł mnie tez groszem polskim, dzięki czemu będę mogła te stroiki wykonać.
A teraz do roboty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Ale, jeżeli ktoś ma zamiar wylewać w komentarzach swoje żale, smutki i nagromadzoną żółć, to nic z tego. Będę usuwać. Tak, że szkoda trudu..